Stastny dostał numer ojca i od razu strzelił gola

To była noc, którą Paul Stastny zapamięta długo. Najpierw kolega z Colorado Avalanche oddał mu nr 26, bo z takim grał kiedyś ojciec Stastny'ego, legenda NHL, Peter, a potem 21-letni napastnik zdobył swego pierwszego gola w lidze.

Avalanche przegrali w Montrealu z Canadiens 5:8, ale gazety w Denver równie dużo miejsca co porażce poświęciły historii Stastnych.

To świetny materiał na film. Urodzony w 1956 r. w Bratysławie Peter grał w 1976 r. w zespole Czechosłowacji w pamiętnych dla nas mistrzostwach świata grupy A w Katowicach (Polska pokonała tam ZSRR 6:4) i zdobył złoto. W 1980 r. został wybrany w kraju na zawodnika roku. Nie widział jednak dla siebie przyszłości w komunistycznym państwie i wraz z bratem Antonem uciekł z kraju (rok później dołączył do nich jeszcze Marian Stastny).

Wyklęci przez komunistyczną propagandę natychmiast znaleźli zatrudnienie w Quebec Nordiques, a Peter stał się jednym z najwybitniejszych zawodników NHL lat 80. Do 1995 r. i zakończenia kariery w barwach St. Louis Blues rozegrał 977 meczów, strzelił 450 goli, miał 789 asyst. Sześciokrotnie zagrał w meczach All-Stars NHL, a w latach 90. wystąpił jeszcze w barwach niepodległej Słowacji (na olimpiadzie w 1994 r. i rok później na MŚ grupy B).

Dziś Peter Stastny jest europosłem z ramienia jednej ze słowackich partii, a w NHL grają dwaj jego synowie - 24-letni Yan w Boston Bruins (od zeszłego sezonu) i Paul w Colorado. Avalanche to następcy Quebec Nordiques, w których Peter Stastny spędził dziesięć sezonów (z Kanady do Denver zespół przeniesiono w 1995 r.).

Tuż przed sobotnim pojedynkiem w Montrealu kolega z zespołu John-Michael Liles oddał Paulowi nr 26. To było wielkie marzenie urodzonego w Kanadzie Słowaka, który grał dotychczas z nr 62 - odwrotnością tego, jaki zawsze nosił w NHL ojciec.

- Czuję się niesamowicie doceniony, że będę grał z tym samym numerem - stwierdził Paul. Jeśli choć w połowie dokona w NHL tego co ojciec, Peter Stastny będzie mógł mu powiedzieć: "Dobra robota, chłopcze!".