W czwartek Miami wygrało tak wysoko, bo po pierwsze, podtrzymało intensywność gry i mogło liczyć na kolejny znakomity występ swojego lidera Dwyane'a Wade'a (36 pkt). Po drugie, Dallas miało fatalną skuteczność w ataku - tylko 25/79 z gry, czyli zaledwie 32 proc. - Z taką skutecznością po prostu nie można wygrywać - podsumował lider Dallas Dirk Nowitzki, który rozegrał bardzo słaby mecz (16 pkt, tylko 2/14 z gry, 4 straty).
Mavericks grają słabiej w ataku, bo Miami wywiera na nich o wiele większą presję w obronie niż w pierwszych dwóch meczach, ale to nie tłumaczy aż tak fatalnej dyspozycji. W połowie pierwszej kwarty goście w ciągu 47 sekund cztery razy z rzędu zebrali piłkę w ataku (Miami często pozwala na to w tych finałach), ale spudłowali w tym czasie aż pięć rzutów! W czwartej kwarcie Dallas zdobyło tylko siedem punktów - to niechlubny rekord finałów.
Wielkim problemem Mavericks jest także Wade, który dzieli i rządzi we własnej hali. Po 42 pkt w meczu nr 3 teraz zdobył 36 - z wejść pod kosz, rzutów z półdystansu i trafień za trzy. A zmieniający się przy nim obrońcy Dallas nie potrafią go powstrzymać. Na dodatek po dwóch bardzo nieudanych pierwszych meczach o wiele lepiej gra Shaquille O'Neal. Środkowy Miami rzucił 17 pkt - trafił 6/8 z gry i 5/10 z rzutów wolnych. Shaq był też bohaterem akcji, po której na parkiecie pojawili się trenerzy - O'Neal biegł w kontrze i szykował się do potężnego wsadu, ale nadbiegający z boku Jerry Stackhouse skoczył na Shaqa i wypchnął go z boiska za linię końcową. Zdenerwowanego O'Neala natychmiast złapał i uspokajał Wade, obaj trenerzy stonowali nastroje na boisku.
Do świetnej gry liderów dostosowali się wreszcie rezerwowi, którzy ze swoimi odpowiednikami z Mavericks wygrali 23:22. Kolejny mecz w niedzielę w Miami. Transmisja w Canal+ Sport o 2.55.