NBA: awans Heat i Nets, powrót Shaqa

New Jersey Nets i Miami Heat pokonując po raz czwarty odpowiednio Indianę Pacers i Chicago Bulls awansowali do II rundy play off. Do remisu i siódmego meczu doprowadzili gracze Phoenix Suns wygrywając po dogrywce 126:118 z L.A. Lakers.

Czwartkowe mecze play off - zdjęcia, ciekawostki

Indiana Pacers - New Jersey Nets - 90:96 (Nets wygrali rywalizację 4-2)

Awans ekipy z New Jersey to zasługa głównie świetnie grającego Richarda Jeffersona (30 punktów) i Jasona Kidda, który po raz kolejny "otarł" się o triple-double (8 pkt., 12 zbiórek i 11 asyst). Nets po tym jak przegrywali z Pacers już 1-2 potrafili odzyskać prowadzenie i wygrać 3 następne spotkania. Teraz na podopiecznych Lawrence'a Franka w półfinale czeka nie lada gratka - rywalizacja z Miami Heat.

- Nie mieliśmy wątpliwości, że to będzie trudna rywalizacja, wiedzieliśmy, że w naszych potyczkach dojdzie do walki, spięć - podsumował po meczu coach Nets Lawrence Frank. - Pacers to chyba pierwsza ekipa od dwóch lata, która poradziła sobie z takimi ubytkami w składzie, a na dodatek awansowała do play off - dodał, chwaląc gospodarzy, Frank.

Dobrym uzupełnieniem dla wspomnianej dwójki wczorajszych liderów Nets byli: Vince Carter - 24 pkt i Nenad Krstic - 17. Serb musiał toczyć wiele pojedynków z najlepszym w szeregach ekipy z Conseco Fieldhouse - Anthonym Johnsonem, który spotkanie zakończył z dorobkiem 40 "oczek"! trafiając 16 na 23 rzuty. Johnson "trzymał" wynik zdobywając wiele ważnych koszy, ale miał zbyt małe wsparcie w kolegach z drużyny. - To słodko-gorzkie uczucie. Szło mi i tyle - podsumował swój występ rozgoryczony Johnson. Na usprawiedliwienie postawy "Czyniących Pokój" w rywalizacji z Nets wystarczy powiedzieć, że ich jeden z dwóch najlepszych graczy (obok Jermaine'a O'Neala, który kontuzjowany był przez sporą część sezonu) Peja Stojaković z powodu urazu kolana zagrał w tegorocznym play off tylko dwa spotkania - dwa spotkania ... wygrane.

Coach Indiany Rick Carlisle podsumowując rywalizację także odniósł się do dyskomfortu w przygotowaniach ekipy: - Jesteśmy zawiedzeni, że sezon dla nas już się skończył. Na drużynę na pewno wpłynęła strata Rona Artesta, którego oddaliśmy w zamian za Stojakovicia. Peja z powodu problemów zdrowotnych nie dał nam tyle ile od niego oczekiwaliśmy. Tak czy inaczej jestem wdzięcznym tym wszystkim, którzy przez ostatnie 3 tygodnie dawali z siebie wszystko, mimo iż nie było wesoło. Im wszystkim w przyszłym sezonie zaufam ponownie.

Chicago Bulls - Miami Heat 96:113 (Heat wygrali rywalizację 4-2)

Nareszcie - mogli wykrzyczeć wczoraj fani "Żarów". Wszystko za sprawą Shaquille'a O'Neala, który po dotychczasowych kiepskich występach wreszcie zagrał i na miarę oczekiwań, i na miarę możliwości. "Shaq Attack" zdobył 30 punktów, a z tablic zebrał 20 piłek! To zdecydowanie najlepsze statystki O'Neala w rywalizacji z Bulls. Środkowy Miami mecz zakończył też tylko z trzema faulami na koncie, co w poprzednich meczach często było "osiągane" już w pierwszej kwarcie. - Tak coś przeczuwałem, że Shaq zagra najlepiej w najważniejszym momencie. Dziś to on dominował w zdobyczach punktowych i przede wszystkim w zbiórkach - przyznał po meczu Pat Riley, trener Heat, którzy po raz pierwszy w historii gier playoffowych z Chicago wygrali na parkiecie gości.

W poprzednich meczach w ekipie z Florydy wielokrotnie dochodziło do co najmniej dziwnych sytuacji. Koszykarze w czasie przerw wrzeszczeli na siebie. Kiedy sfrustrowani i obrażeni wchodzili na parkiet popełniali masę technicznych i niesportowych fauli (w tym wykluczenie i zawieszenie Jamesa Poseya). - Po tym co przeczytałem i jak ja to widziałem, niewiele było osób, które chciały abyśmy to my grali w II rundzie. Oni chcieli Wielkiego Dnia Kopciuszka, ale cieszę się, że utarliśmy im nosa - stwierdził pewny siebie Pat Riley

23 "oczka" do dorobku Miami dołożył niezawodny Dwyane Wade, mimo iż grał z kontuzją biodra. James Posey zdobył 18 pkt., a Udonis Haslem - 17.

Z kolei liderem Bulls - którzy drugi rok z rzędu żegnają się z play off już po I rundzie - byli: Kirk Hinrich - 23 pkt., Ben Gordon - 21 i Andres Nocioni - 20.

Los Angeles Lakers - Phoenix Suns 118:126, po dogrywce (Stan rywalizacji: 3-3)

32 punkty i 13 asyst Steve'a Nasha plus 20 "oczek" i 12 zbiórek Shawna Mariona pozwoliły Suns przedłużyć rywalizację z Lakers do meczu numer 7 (w sobotę w Phoenix). Dla gości był to już drugi kolejny mecz, w którym grali z "nożem na gardle". Lakers nie potrafili jednak wykorzystać szansy i mimo prowadzenia 3-1 pozwolili rywalom doprowadzić do remisu.

W regulaminowym czasie wszystko jednak wyglądało na zwycięstwo gospodarzy. Na 6 sekund przed końcem za trzy punkty trafił Tim Thomas i doprowadził do dogrywki. Szansy na przechylenie szali na korzyść Lakers nie wykorzystał Kobe Bryant, który nie trafił równo z końcową syreną. Kobe mimo wszystko był jak zwykle pierwszoplanowa postacią gospodarzy. Mecz zakończył z dorobkiem ... 50 pkt!