NBA: dzień niespodzianek

W czterech wczorajszych meczach fazy play off padły rezultaty, których na pewno nie przewidywali koszykarscy bukmacherzy. Los Angeles Lakers po dogrywce pokonali Phoenix Suns 99:98, Sacramento Kings wprost zniszczyło San Antonio Spurs 102:84, Washington Wizards pewnie ograli Cleveland Cavaliers 106:96 a Chicago Bulls odprawili z kwitkiem Miami Heat 93-87.

Los Angeles Lakers - Phoenix Suns 99:98, po dogrywce (stan rywalizacji 3-1)

Trzecie zwycięstwo nad "Słońcami" zapewnił gospodarzom najlepszy strzelec ligi - Kobe Bryant, który w dogrywce rzutem równo z syreną pogrążył gości. Tym samym sytuacja rozstawionych w Konferencji Zachodniej z nr. 2 Suns jest nie do pozazdroszczenia. Lakers od awansu do II rundy dzieli jedno zwycięstwo, więc wtorkowy mecz w Phoenix zapowiada się niezwykle emocjonującą.

Co ciekawe Bryant (spotkanie zakończył z dorobkiem 24 pkt.) zimną krew zachował wczoraj dwukrotnie. Najpierw na mniej niż sekundę przed końcem regulaminowego czasu doprowadził do wyniki 90:90 i tym samym do dogrywki. Później jego trafienie okazało się trafieniem decydującym. O swoim pierwszym kluczowym rzucie Bryant powiedział: - To najfajniejszy rzut jaki kiedykolwiek trafiłem. A to dlatego, że przeżyliśmy go jako zjednoczona ekipa, radując się w tym momencie z całym Los Angeles - przyznał po meczu opromieniony Bryant, który z powodu fauli sporą część spotkania przesiedział na ławce. Liderem jeżeli chodzi o punkty w szeregach gospodarzy był tym razem Lamar Odom, który rzucił 25 "oczek".

U załamanych Suns 22 punkty zdobył lider zespołu - Steve Nash. - Zagrałem już w wielu meczach playoff, ale jeszcze nigdy nie przeżyłem czegoś takiego. Dziś musieliśmy przeciwstawić się nie koszykarzom, ale zawodnikom tworzącym mur - wyznał po meczu Nash.

Sacramento Kings - San Antonio Spurs 102:84 (stan rywalizacji 2-2)

25 punktów i 17 zbiórek (rekord kariery) Bonzi Wellsa pozwoliło odnieść brawurowe zwycięstwo nad pierwszą ekipą Zachodu. Goście przegrali w Sacramento drugi mecz z rzędu, ale ta porażka przez amerykańskich ekspertów uznana został za największą nie tylko w tym sezonie, ale w kilku ostatnich latach. "Królowie" w czwartej kwarcie dzięki niezwykle agresywnej grze zarówno w obronie, jak i ataku prowadzili ze Spurs już 26 punktami, co w tym sezonie ekipie z San Antonio jeszcze się nie zdarzyło!

Obok Wellsa w statystykach brylowali Brad Miller - 19 "oczek" oraz Mike Bibby - 16. Gości próbowali ratować Tony Parker - 22 pkt. i Tim Duncan - 17. Reszta graczy Spurs nie zdołała przekroczyć 10-punktowej zdobyczy.

Washington Wizards - Cleveland Cavaliers 106:96 (stan rywalizacji 2-2)

W Waszyngtonie miejscowi Wizards zdołali pozbierać się po kiepskich dwóch pierwszych kwartach, po których tracili do gości już 11 "oczek". W tej części meczu u gości trafiał jeszcze LeBron James, który ustanowił klubowe rekordy w zdobyczy punktowej w jednej kwarcie (18 pkt.) i połówce meczu (25 pkt.). "Król James" w trzeciej i czwartej kwarcie został szczelnie pokryty i zdołał rzucić jeszcze tylko 13 punktów i zakończyć spotkanie z dorobkiem 38 pkt.

W drugiej części meczu celne rzuty za trzy Gilberta Arenasa (34 pkt.) i Antawna Jamisona (22) pozwoliły nadrobić stracony dystans i wyjść na bezpieczne prowadzenie w końcówce meczu.

Chicago Bulls - Miami Heat 93-87 (stan rywalizacji 2-2)

Rzut Kirka Hinricha z ponad dziesięciu metrów na minutę przed końcem meczu i 5 celnych (na 6 prób) rzutów osobistych pozwolił "Bykom" spokojnie zwyciężyć Miami po raz drugi w United Center. Rzut Hinricha został oddany tuż po tym jak świetną akcją - mimo asysty Shaquille'a O'Neala - popisał się obrońca Chris Duhon. O'Neal, który w sobotę został ukarany grzywną 25 tys. dolarów za krytykowanie pracy sędziów tak jak i w trzecim spotkaniu nie potrafił przebić się przez sprytną defensywę Bulls, ostatecznie schodząc z parkietu z dorobkiem zaledwie 16 pkt.

W zdobywaniu koszy próbował go zastąpić Antoine Walker - 21 pkt, ale często natrafiał na zaporę Andresa Nocioniego - 24 pkt. i Bena Gordona - 23.

Copyright © Agora SA