Sobotni mecz Juventusu z ostatnim w tabeli Treviso zakończony bezbramkowym remisem był śmiertelnie nudny. Zlatan Ibrahimović grał kiepsko. Tak kiepsko, że trener Fabio Capello spadł z ławki. Kiedy zrugał szwedzkiego napastnika, ten wskazał palcem Marcelo Zalayetę i rzucił: "Jak ci się nie podoba, wstaw jego". "Złaź" - odparł trener i rzeczywiście wpuścił Chilijczyka. "Spier... I nie mów, że gram jak g..." - uciął pogawędkę Ibrahimović.
W takiej atmosferze przebiegają przygotowania do wieczoru, podczas którego turyńczycy muszą strzelić Arsenalowi trzy gole i żadnego nie stracić, by awansować do półfinału (tydzień temu przegrali 0:2). Sprawę załagodzono, Ibrahimović ostatecznie nie zapłacił nawet grzywny, ale incydent zarejestrowały kamery i przez kilkadziesiąt godzin żyły nim całe futbolowe Włochy.
Następnego dnia piłkarze dowiedzieli się z angielskiego "Sunday Mirror", że Pavel Nedved powiedział po porażce z Arsenalem: "Moi koledzy powinni się wstydzić, a niektórych należałoby przeegzaminować, czy są świadomi, o co grają". Klub wydał oficjalne oświadczenie, że gazeta wszystko wymyśliła, ale pożaru ugasić nie zdążył. Pomocnik wyjaśniał, prostował, a przy okazji wyszło, że w czeskiej telewizji rzeczywiście krytykował partnerów bardzo ostro.
Trzęsienia ziemi o takim natężeniu Juventus nie pamięta, a przecież sama londyńska klęska mogłaby zachwiać morale najlepszej drużyny świata. Kompletna ofensywna impotencja, bezradność napastników, dwie czerwone kartki, sroga lekcja gry od żółtodziobów z Arsenalu, którzy w sporej części siedzieliby na ławce rezerwowych, gdyby nie plaga kontuzji. Prasa natarła wściekle. Wypomniała trenerowi Fabio Capello, że jego zespoły od dekady nic nie osiągają w Europie. Drwiła z wycieńczonych zawodników, którzy ledwie powłóczą nogami, kiedy nastaje najważniejszy moment sezonu.
Z każdym dniem jednak wiara Włochów w cuda rośnie.
Prawdopodobnie w składzie Juve zabraknie kontuzjowanego Alessandro del Piero. Wydobrzał natomiast bohater Arsenalu z pierwszego meczu 18-letni Cesc Farbegas.
- Zaczekajcie z pieśnią zwycięstwa, w naszym domu zagramy wam zupełnie inną muzykę - wzywa rywali Del Piero, ulubieniec kibiców, który za kadencji Capello zachwyca wyłącznie jako zmiennik. Ma rację, bo wśród gospodarzy zabraknie jednej czwartej orkiestry - zawieszonych za kartki Camoranesiego, Vieiry i Zebiny.
Wraca za to Nedved. Czech zmienił front i przekonuje, że w futbolu nie istnieją misje niemożliwe. "La Gazzetta dello Sport", która w swoistym apelu "Italia idzie dalej, pod warunkiem że..." wylicza, czego w środę potrzebuje Juve, wzywa właśnie Nedveda, by zainspirował drużynę. Potem dodaje jednak, iż Cannavaro znów musi krzyknąć w końcówce "Puma" (przydomek Emersona), by brazylijski pomocnik strzelił rozstrzygającego gola. Nawiązuje do ćwierćfinału z Werderem Brema, który turyńczycy wygrali dzięki kuriozalnej bramce Emersona w ostatnich sekundach. Szokujący błąd popełnił wówczas niemiecki bramkarz. Błąd, jaki zdarza się w Lidze Mistrzów raz na dziesięć lat. Słowem, Juve potrzebuje cudu.
- Olśniewać? Tak, ale zawsze najpierw zapewnić sobie zwycięstwo - zwrócił się do obecnych graczy Barcelony Michel Angel Nadal, który w 1992 roku zdobył z zespołem z Katalonii Puchar Europy. Były stoper odnosi się do sobotniego meczu z Realem Madryt (1:1), w którym Barca grała ładnie, miała przygniatającą przewagę, ale nie wygrała. Na dodatek straciła gola, gdy rywal grał w dziesiątkę.
To był już trzeci kolejny mecz Barcelony zakończony zaledwie remisem, co sprawiło, że zaczęto mówić o minikryzysie mistrza Hiszpanii. Kibice liczyli, że niemoc strzelecką (jedna bramka w trzech ostatnich meczach) przełamie wschodząca gwiazda Lionel Messi. Ale on dziś nie zagra na Camp Nou z Benficą. Argentyńczyk, który od czterech tygodni leczy kontuzję mięśnia, prosił co prawda Franka Rijkaarda, by wziął go do składu, ale wczoraj po konsultacjach z lekarzami trener uznał, że 18-letni supertalent będzie pauzował jeszcze tydzień. Przed dwoma miesiącami Messi miał już naciągnięty ten sam mięsień, wrócił do gry i w meczu z Chelsea na Camp Nou uraz się odnowił. Teraz Rijkaard przyjął więc do wiadomości zapewnienia zawodnika, że czuje się zdrowy i gotowy do gry z Portugalczykami, ale na wszelki wypadek kazał czekać. Nie zagra też kontuzjowany w meczu z Realem Motta.
Po remisie 0:0 w pierwszym meczu w Lizbonie Barca nie czuje się absolutnie pewna awansu do półfinału. W prasie katalońskiej przypomina się to, czego dokonała Banfica na Anfield Road w 1/8 finału. Mistrz Portugalii wygrał wyjazdowy mecz z broniącym trofeum Liverpoolem. To Anglicy byli faworytem, tak jak faworytem będzie dziś Barca, która nie chce popełnić tego samego błędu co zespół Rafaela Beniteza.
- Skoro najlepszym piłkarzem Benfiki jest Simao Sabrosa, to przecież Barcelona przegrać z nimi nie może - mówił "Gazecie" tuż po losowaniu dziennikarz katalońskiego "Sportu" Javier Miguel. Rzeczywiście, Simao grał kilka lat temu w Barcelonie, ale się nie nadawał i został oddany. Tyle że dziś to już inny zawodnik, kreowany w Portugalii na następcę Luisa Figo. To on był bohaterem meczu z Liverpoolem na Anfield.
Tak czy inaczej dla typowanej do zwycięstwa w tej edycji Champions League Barcelony spotkanie z Benficą będzie z gatunku tych, w których więcej można stracić, niż zyskać. Rywal z Portugalii nie ma w składzie takich gwiazd jak pokonana w poprzedniej rundzie Chelsea, więc niełatwo o mobilizację jak w 1/8 finału. Jednak porażka byłaby dla Barcy katastrofą, bo przecież właśnie triumf w LM jest celem numer 1 w tym sezonie. "Duma Katalonii" zdobyła Puchar Europy tylko raz w historii, i to jej wielki kompleks. Pogłębić go może Ronald Koeman - człowiek, którego bramka 14 lat temu dała Barcy historyczny triumf na Wembley nad Sampdorią (1:0). Dziś Holender wraca na Camp Nou jako trener, by poprowadzić Benficę.
- Im dłużej nie będziemy się traktowali jak faworyt do triumfu w Champions League, tym dla nas lepiej - przestrzega najlepszy piłkarz świata Ronaldinho. - Skupiajmy się przede wszystkim na swoich błędach, eliminujmy je, bądźmy skromni, a o naszej sile niech świadczą zwycięstwa, a nie słowa. Wtedy być może pojedziemy do Paryża na finał.
Barcelona: Valdes - Belletti, Oleguer, Puyol, van Bronckhorst - van Bommel, Iniesta, Deco - Ronaldinho, Larsson, Eto'o
Benfica: Moretto - Rocha, Luisao, Anderson, Leo - Beto, Petit, Fernandes - Sabrosa, Geovanni, Miccoli
Sędzia: Lubos Michel (Słowacja)
Juventus: Buffon - Zambrotta, Thuram, Cannavaro, Chiellini - Mutu, Giannichedda, Emerson, Nedved - Ibrahimović, Trezeguet.
Arsenal: Lehmann - Eboue (Djourou), Toure, Senderos, Flamini - Pires, Fabregas, Hleb, Gilberto, Reyes; Henry
Sędzia: Herbert Fandel (Niemcy)