Figo opuścił Real w sierpniu na 6 miesięcy przed rezygnacją Pereza z funkcji prezesa Realu. Nowy szef Królewskiego klubu Fernando Martin zapowiedział zerwanie z "galaktyczną" tradycją, zatrudniania najsłynniejszych piłkarzy świata.
Właśnie Figo był pierwszym z szeregu galcticos. W 2000 r. kosztował Real 56 mln dolarów. Z nim w składzie zespół ze stolicy Hiszpanii zdobył Puchar Europy (2002) i mistrzostwo Hiszpanii (2003).
- Wszystko zaczęło iść źle, gdy decyzje biznesowe nie uwzględniały celów sportowych - powiedział Figo w wywiadzie dla dziennika "Marca". - W trzecim roku Real kupował zawodników nie z powodów sportowych, ale ze względu na inne cele - tylko po to, by ich mieć w składzie. Prędzej, czy później za takie postępowanie trzeba zapłacić.
W sumie Real wydał za czasów Pereza 400 mln euro na wzmocnienia. Po Figo przyszli Zinedine Zidane, Ronaldo, David Beckham i inni. W ciągu trzech ostatnich sezonów (licząc z obecnym) Real nie zdobył żadnego trofeum. Spędzał za to tygodnie na wyczerpujących podróżach promocyjnych w Azji.
- To dla każdego bardzo przyjemne, gdy jest przyjmowany jak król, ale nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością - dodał Figo. - Zapytajcie fanów, co jest dla nich ważniejsze - oglądać swój zespół wygrywający po tydzień i kolekcjonujący tytuły czy śledzić drużynę na tournee przez 15 czy 20 dni, gdy występują oni jak Globetrotters.
- Byłem zaskoczony momentem podjęcia przez Pereza decyzji o rezygnacji. Nie sądzę, aby to był właściwy czas. Jeśli sprawy idą źle, trzeba stanąć naprzeciwko problemom - stwierdził Figo.
W tabeli hiszpańskiej ekstraklasy Real zajmuje drugie miejsce i traci 11 punktów do Barcelony. Oba zespoły spotkają się w sobotę w stolicy Katalonii.