- W mojej grupie na początku trudno było go zauważyć. Powiedzieć po pierwszych treningach, że się wyróżnia - wspomina pierwszy trener Fojuta z Legionovii Piotr Topczewski. - Przyjąłem go, choć był o rok młodszy. Prowadziłem zawodników z rocznika 1986, on był z 1987. Nigdy się nie poddawał. Wkrótce znalazł się w pierwszym składzie. I może dlatego go jednak zapamiętałem.
Tak jest do dziś w krótkiej karierze Fojuta. Mimo że młodszy - daje sobie radę z silniejszymi od siebie. W Darzborze Szczecinek po dwóch tygodniach gry zrobili go kapitanem drużyny. Po miesiącu trafił do reprezentacji Pomorza i potem do szkółki w Szamotułach. W Boltonie po półtora roku przebywania w akademii piłkarskiej jest bliski podpisania zawodowego kontraktu. Dziś rywalizuje o miejsce w pierwszym składzie z Ivanem Campo, który kilka lat temu był podporą defensywy Realu Madryt. Jeżeli będzie szedł tak dalej jak burza...
Fojut pochodzi z podwarszawskiego Legionowa. Mieszkał na wojskowym osiedlu Piaski. Żołnierzem jest jego ojciec. W Legionovii najpierw trenował starszy brat, ale nie sprawdził się. A Jarek szybko się zaaklimatyzował. - Nie opuszczał treningów, szalenie pracowity. W zasadzie same plusy - wylicza Topczewski. - Był tylko trochę rozkojarzony, może trochę pechowy. Raz na rozgrzewce chciał strzelić przewrotką i złamał sobie obojczyk. Innym razem na obozie na Słowacji wracaliśmy z treningu i oczywiście wszyscy ominęli kratkę kanalizacyjną, a on tak nieszczęśliwie w nią wdepnął, że złamał sobie palec.
Ale na boisku nie miał pecha. Oprócz tego, że pracowity, był zadziorny. Walczył za dwóch i miał jeszcze jedną wielką zaletę, świetnie grał głową. - Nienawidził przegrywać pojedynków jeden na jeden i gdy ktoś mu już uciekał, a na początku często się tak zdarzało, bo był młodszy - albo go zahaczał, albo kładł się na niego. Nigdy nie odpuszczał. Głową zawsze grał doskonale. Dlatego Anglia to dla niego dobry kierunek. Pasuje tam, zwłaszcza że niesamowicie wyrósł. Ma 193 cm wzrostu - twierdzi szkoleniowiec z Legionowa.
Fojut szybko trafił do reprezentacji Mazowsza. Występował w niej regularnie. Po pięciu latach gry w Legionowie musiał jednak zmienić klub. Ojciec Fojuta został przeniesiony do jednostki wojskowej w Szczecinku. Jarosław zaczął grać w miejscowym Darzbórze. - Tak się tam wyróżniał, że po dwóch tygodniach zrobili go kapitanem drużyny - opowiada Topczewski. Potem wypatrzyli go trenerzy MSP Szamotuły. Stąd był już o krok od wyjazdu do Anglii.
Miejska Szkółka Piłkarska Szamotuły to obecnie jeden z najlepszych ośrodków szkolenia młodzieży w Polsce. Stworzył ją kilka lat temu Krzysztof Sieja, kiedyś działacz nieistniejącego już klubu Tygodnik Miliarder Pniewy. Do MSP trafiają najbardziej zdolni piłkarze z regionu. Stworzono im warunki do nauki i treningu. Gdy się wyróżniają, sprzedaje się ich do lepszych zespołów. Klub nawiązał stałą współpracę z angielskimi zespołami Premier League - Arsenalem Londyn i Boltonem. Zdolniejsi zawodnicy wyjeżdżają do Anglii na testy.
Najbardziej znani wychowankowie z Szamotuł to bramkarze: Radosław Cierzniak (Amica Wronki), Łukasz Załuska (obecnie Korona Kielce), Łukasz Fabiański (Legia), Maciej Gostomski (trzeci bramkarz Legii). Trenują pod okiem Andrzeja Dawidziuka, uznawanego za najwybitniejszego specjalistę od szkolenia golkiperów. Ale jest tam i miejsce dla zawodników z pola. Z Szamotuł wywodzi się grający kiedyś w Polonii Warszawa i krótko w brazylijskim Athletico Paraneise Łukasz Adamski.
Fojut nie jest bramkarzem, ale Szamotuły były dla niego idealną trampoliną do dalszej kariery. Pojechał na testy do Boltonu i wrócił stamtąd już tylko po to, by zabrać rzeczy osobiste. Od półtora roku mieszka w internacie miejscowej akademii piłkarskiej. Najpierw raz w tygodniu trenował z pierwszą drużyną, ale po zgrupowaniu na Cyprze zaczął z nią trenować regularnie. Grywa nadal w juniorach i rezerwach, ale jest w szerokiej kadrze Boltonu. W pierwszy weekend 2006 roku zadebiutował w pierwszym zespole. Wszedł na boisko w 76. min meczu Pucharu Anglii, w którym Bolton grał z Watford (wygrał 3:0). Miał za zadanie wygrywać pojedynki powietrzne i wygrywał. Debiut w Premier League jest kwestią czasu.
Fojut musiał wyjechać aż do Szamotuł, by stamtąd mogli go zaprosić na testy skauci Boltonu. Ciekawe, gdzie grałby dziś , gdyby przypadkiem nie wyjechał do Szczecinka, a potem do Szamotuł? Zostałby w czwartoligowej Legionovii? Czy przeszedłby do trzecioligowego Dolcanu Ząbki?
- Różnie mogłoby się potoczyć. My na pewno nie marnujemy naszych talentów. Inny nasz zawodnik Dariusz Kielak gra w reprezentacji Polski i tam wypatrzyli go trenerzy Amiki Wronki. W tym klubie jest już kapitanem drugiej drużyny. W nowej grupie mamy innych zawodników regularnie grających już w reprezentacji Mazowsza - mówi Topczewski. - Problem jest w tym, że w Warszawie i okolicach nie ma warunków, gdzie zebraliby się najzdolniejsi piłkarze z regionu, tak jak w Szamotułach. Nie ma też boisk, internatu, w ogóle takiego klubu. Był pomysł, żeby coś takiego stworzyć w Piasecznie, ale to upadło. Nikt o tym nie myśli. Do tego w klubach trenujemy w fatalnych warunkach, w błocie, piasku, śniegu [w Legionowie dopiero w tym roku władze miasta zabudżetowały boisko o sztucznej nawierzchni - red.]. Chłopcy, jeżeli mają możliwość, wyjeżdżają w Polskę aby dalej się rozwijać. W Szamotułach czy we Wronkach mają wspaniałe jak na Polskę warunki do rozwoju.