Niemal za każdym razem, gdy ma kontakt z piłką, z ust rozgorączkowanej widowni na Camp Nou wyrywa się słowo "magia". Zdobył już dla Barcy 49 goli i wszyscy czekają na jubileusz. Ale nie gole są znakiem firmowym, są nim niepowtarzalne, rozrysowywane w gazetach asysty i dryblingi, które były "bohaterami" niejednej reklamy. Bajeczna technika i wyobraźnia poparte dżentelmeńskim manierami i wiecznym uśmiechem składają się na obraz idealny. Ronaldinho to produkt, z którego Barcelona jest dumna. Stał się większą wizytówką klubu niż Xavi i Puyol urodzeni w Katalonii.
Na sobotni mecz Real - Barcelona przyleciał trener reprezentacji Brazylii Carlos Alberto Parreira. Po porażce klubu z Madrytu 0:3 nie miał wesołej miny. Zobaczył, że wracający po kontuzji Ronaldo jest cieniem superstrzelca, że dla Roberto Carlosa tytuł najlepszego lewego obrońcy świata to już przeszłość, że Julio Baptista nie zrobił w Realu nawet kroku do przodu. Na pocieszenie zostały mu wyczyny Ronaldinho, którego gra wzbudziła podziw fanów z Santiago Bernabeu. - O ile pamiętam, to na tym stadionie z graczy Barcy oklaskiwano tylko Cruyffa i Maradonę. Ronaldinho jest trzeci, co świadczy o jego wielkiej formie - mówił Parreira.
W Katalonii nikt już nie chce pamiętać, że w Barcelonie znalazł się przypadkiem. Latem 2003 roku Joan Laporta szukał argumentów, by spragnieni sukcesów socios zagłosowali na niego w wyborach prezesa. Obiecał im Davida Beckhama, który wybrał jednak Real Madryt. Decyzję ogłosił, gdy Laporta był już prezesem Barcy. Spektakularnego transferu wciąż potrzebował i w akcie desperacji namówił na transfer Ronaldinho, sfrustrowanego gwiazdora Paris Saint Germain, który niedobrze czuł się w Paryżu.
Tak zaczęła się odbudowa "Dumy Katalonii". Wokół Ronaldinho zbudowano superteam, wydając na Eto'o, Deco, Larssona, Bellettiego, Silvinho, Edmilsona 67 mln euro. I choć do dziś zdobył on tylko jeden tytuł mistrza Hiszpanii, "Sport" już pisze, że drużyna z Ronaldinho jest lepsza niż "Dream Team" Johanna Cruyffa ze Stoiczkowem, Laudrupem, Koemanem i Romario.
Ronaldo de Assis Moreira Gaucho urodził się 21 marca 1980 r. w Porto Alegre i sześć lat później zaczął treningi w Gremio. Gdy miał 12 lat, umarł jego ojciec, a ciężar utrzymania rodziny wziął na siebie starszy brat Roberto, dziś menedżer piłkarza. Ronaldinho jest bardzo zżyty z rodziną. Gdy przed rokiem odbierał nagrodę FIFA dla najlepszego gracza świata, do Szwajcarii przyleciało wielu krewnych z mamą - doną Miguelitą - na czele. Pewnie już szykuje się do gali "France Football", gdzie syn otrzyma "Złotą Piłkę", dla piłkarza numer 1 w ligach europejskich.
Pierwszy sukces Ronaldinho odniósł na MŚ U-17. Zdobył mistrzostwo i został królem strzelców imprezy. 16 czerwca 1999 r. debiutował w pierwszej reprezentacji Brazylii w meczu z Łotwą. W 2001 roku do walki o niego stanęły Real, Barcelona, Roma i Inter, ale on wybrał skromne w tym gronie PSG. Rok później w Japonii i Korei został mistrzem świata. Z mundialu najbardziej zapamiętali go Anglicy - w ćwierćfinale strzelił im gola i miał asystę. Wtedy był jeszcze w cieniu króla strzelców Ronaldo i Rivaldo, dziś jest już liderem pełną gębą. - Oby dotrwał tak do mundialu w Niemczech - mówi Parreira.
Barca go uwielbia, podpisano z nim kontrakt do 2010 roku z opcją przedłużenia i klauzulą odejścia 150 mln euro. Podczas wtorkowego meczu z Werderem w Champions League Jans Gamper, legendarny założyciel Barcy, skończyłby 128 lat i - jak pisze "Sport" - gdyby je przeżył, byłby dumny, widząc w drużynie takiego gracza. W 107-letniej historii Barca zyskała tytuł "Więcej niż klub", gdy w czasach dyktatury generała Franco była w Katalonii jedynym bastionem oporu. Dziś o Ronaldinho mówią "więcej niż piłkarz".