Wszystko zaczęło się niecałe dwa tygodnie temu. Taylor Swift pojawiła się obok Donny Kelce – matki Travisa, zawodnika 49ers i dwukrotnego zdobywcy Super Bowl – w loży w Kansas City podczas meczu miejscowych Chiefs z Chicago Bears. Gospodarze zmietli rywali 41:10, a ich największa gwiazda, Patrick Mahomes, zaliczył podania na trzy przyłożenia. Czyli wszystko zgodnie z planem: faworyci, którzy bronią tytułu, wygrali, a ich rozgrywający pokazał, że wciąż jest w wielkiej formie. Wszystkie relacje zdominowało więc to, co wydarzyło się na trybunach. A tam była Taylor Swift, która jest obecnie niezaprzeczalnym numerem 1 show-biznesu.
Jej ostatnia trasa koncertowa robi furorę nie tylko w USA. "New York Times" artykuł o niej zatytułował: "Jak trasa koncertowa Taylor Swift 'Eras Tour' podbiła świat". A w tekście Ben Sisario pisze o niewiarygodnych rekordach, jakie bije piosenkarka, której występy wypełniają największe stadiony świata. Jeden koncert w USA to przychód rzędu 14 milionów dolarów. Ceny biletów na rynku wtórnym sięgają 3000 dolarów. Cała trasa, która zakończy się w listopadzie przyszłego roku po 146 koncertach, ma przynieść 1,4 miliarda dolarów przychodu i pobić rekordową trasę Eltona Johna (939 mln). – Od czasu Beatlemani nie było czegoś takiego – mówi cytowany przez "New York Times" piosenkarz, Billy Joel. Swift jest pierwszą kobiecą artystką, która zgromadziła na serwisie Spotify ponad 100 mln słuchaczy. W Polsce Amerykanka wystąpi w dniach 1-3 sierpnia przyszłego na PGE Narodowym w Warszawie.
13 października na ekrany kin całego świata ma wejść natomiast film dokumentalny o trasie koncertowej Swift: "Taylor Swift: The Eras Tour". I wielu obserwatorom amerykańskiego show-biznesu nie umknął fakt, że właśnie teraz na krótko przed premierą piosenkarka pojawia się na meczu futbolu amerykańskiego i roznieca na potęgę spekulacje o swoim romansie z Travisem Kelce.
A trzeba wiedzieć, że nie ma większej platformy medialnej w USA niż liga NFL. Wśród 100 najchętniej oglądanych programów telewizyjnych ubiegłego roku w Stanach Zjednoczonych – 82 to mecze futbolowej ligi. A nawiasem mówiąc, jeszcze pięć miejsc w tym zestawieniu zajęły transmisje z futbolowej ligi akademickiej. To pokazuje, jaką potęgą jest ta dyscyplina sportu. "Sunday Night Football" – program pokazujący co niedzielę od września do grudnia mecz kolejki NFL - to najpopularniejszy program seryjny w USA od wielu lat. A ten ostatni odcinek, w którym New York Jest przegrali z Chiefs (20:23), okazał się czymś specjalnym.
Na trybunach znów pojawiła się Swift, która jeszcze bardziej podgrzała plotki o jej romansie z Kelce. Zawodnik na kilka godzin przed meczem widziany był w Nowym Jorku, gdy opuszczał jej apartament. Telewizja NBC transmitująca mecz pokazała piosenkarkę 17 razy. Przy okazji meczu puszczono dwie reklamy zapowiadające premierę filmu o Eras Tour i trzy spoty z Kelce. Największy gwiazdor Chiefs – Patrick Mahomes – pokazany był tylko w dwóch, co nie uszło uwagi uważnym obserwatorom. Kontuzjowany rozgrywający Jets, Aaron Rodgers, też często pokazywany na trybunach, nazwał nawet Travisa złośliwie "Mr Pfizer" z uwagi na medykamenty, które tight end z Kansas City reklamuje.
"Wszystko to wyglądało jak trzygodzinna reklama dla różnych zainteresowanych stron w telewizji w czasie największej oglądalności" – napisała Emily Stewart z serwisu The Vox w artykule pod tytułem: "Cała ta sprawa ze wzajemną promocją Taylor Swift i NFL zaczyna wyglądać obrzydliwie"
Obecność Taylor Swift podbiła i tak wysoką oglądalność meczu. Średnia wyniosła 27 mln i był to najbardziej oglądany niedzielny program w USA od Super Bowl z początku lutego. Szczególny wzrost liczby widzów NBC odnotowała wśród kobiet. Było ich dwa mln więcej niż zwykle. O 53 procent wzrosła liczba nastoletnich dziewcząt oglądających transmisję.
Rekordy biły też widea ze Swift na tiktokowym koncie ligi. Częste pokazywanie Swift na trybunach, jej zdjęcia i filmiki z nią na kanałach NFL, a także umieszczenie jej w opisie kont w mediach społecznościowych w pewnym momencie zirytowało już fanów. Liga poczuła się wtedy zobowiązana, aby wydać specjalne oświadczenie, w którym tłumaczyła, że chciała uchwycić ten specjalny moment na styku popkultury i sportu, który miał miejsce na stadionie w Nowym Jorku.
Sam Travis zabrał na ten temat głos w swoim podcaście "New Heights", który nagrywa razem z bratem Jasonem, który gra na pozycji centra w drużynie NFL Philadelphia Eagles. "Myślę, że to fajnie, gdy pokazują, kto jest na meczu. To dodaje coś do otoczki meczu, coś wnosi więcej do tego, co oglądasz. Ale z drugiej strony myślę..." – w tym momencie Travis zawiesił głos, a jego brat wtrącił: "Przesadzają". I Travis przyznał mu rację: "Trochę przesadzają. Na pewno. Szczególnie w mojej sytuacji. Ale myślę, że przede wszystkim chcą mieć z tego trochę zabawy".
Cała ta akcja wydaje się nieprzypadkowa. Wspomniana wyżej Emily Stewart z The Vox wręcz uważa, że to krzyżowa promocja, w której liga walczy o nowe fanki, a Swift promuje siebie i swój film. Chodzi o to, by bogaci i sławni mieli jeszcze więcej sławy i jeszcze więcej pieniędzy.
A NFL, choć jest najbardziej oglądaną i najbogatszą ligą świata, wciąż walczy o nowych widzów. Stąd np. mecze w Europie. Ostatnim niezwykłym pomysłem był niedzielny mecz z Londynu pokazywany najmłodszym widzom w konwencji pokoju Andy'ego z serii filmów "Toy Story".
"Biznes NFL jest w świetnej kondycji, wyniki finansowe NFL są bardzo dobre, ale oni, podobnie jak każda inna korporacja w Ameryce, nieustannie dążą do wzrostu rok do roku. To jest postrzegane jako porażka, nawet jeśli nastąpił niewielki spadek" – mówi amerykańska dziennikarka Kavitha Davidson z telewizji HBO.
Liga myśli o przyszłości i szuka przede wszystkim młodych fanów. Dlatego Taylor Swift spadła jej jak gwiazdka z nieba. Ale nie ma wątpliwości, że korzyść jest obopólna. Liga nalega, aby nadawcy pokazujący mecze – największe stacje telewizyjne w USA: NBC, CBS, Fox, i ESPN promowały przy okazji film Taylor Swift za darmo. A tu warto uświadomić sobie, że 30-sekundowy spot przy okazji "Sunday Night Football" kosztuje ok. 850 tys. dolarów.