Rutkowski, Wujec: Młodzi kuzyni dwaj

Na początku była idylla. Młodziutkim gwiazdom Toronto Raptors - kuzynom Vince'owi Carterowi i Tracy'emu McGrady - wróżono świetlaną przyszłość i przyrównywano do najsłynniejszego duetu NBA ostatnich lat - Michaela Jordana i Scottie Pippena. Potem przyszły konflikty i ?rozwód?, a w przypadku Cartera również coraz ostrzejsza krytyka ze strony mediów. Dziś jednak gwiazdy obu panów błyszczą jaśniej niż kiedykolwiek.

Rutkowski, Wujec: Młodzi kuzyni dwaj

Na początku była idylla. Młodziutkim gwiazdom Toronto Raptors - kuzynom Vince'owi Carterowi i Tracy'emu McGrady - wróżono świetlaną przyszłość i przyrównywano do najsłynniejszego duetu NBA ostatnich lat - Michaela Jordana i Scottie Pippena. Potem przyszły konflikty i "rozwód", a w przypadku Cartera również coraz ostrzejsza krytyka ze strony mediów. Dziś jednak gwiazdy obu panów błyszczą jaśniej niż kiedykolwiek.

Problem pojawił się latem ubiegłego roku, kiedy okazało się, że Tracy McGrady niekoniecznie ma ochotę być Pippenem i pozostawać w cieniu swojego słynniejszego, bardziej popularnego i lepiej zarabiającego kuzyna Vince'a Cartera. Na rozstanie z Raptorsami stwierdził, że z Carterem na czele wiele nie osiągną. Co gorsza - fakty zdawały się potwierdzać zarzuty T-Maca. Carter rzeczywiście w najważniejszym momencie ubiegłego sezonu zawiódł na całej linii. Raptors przegrali do zera i natychmiast pojawiły się komentarze, iż Carter nie umie wziąć na siebie odpowiedzialności za losy drużyny. Tylko dunkować potrafi.

Los chciał, że w play offs Toronto znowu trafiło na New York Knicks. I znów Carter grał fatalnie, pudłował rzut za rzutem, zwłaszcza w czwartych kwartach, kiedy ważyły się losy meczów. Próbował się usprawiedliwiać, przebąkując coś o tym, że koszykówka to gra zespołowa i sukces drużyny zależy nie tylko od niego. Tyle że od gwiazdy zespołu oczekuje się właśnie tego, że w decydującym momencie weźmie na siebie odpowiedzialność za losy meczu. Tak, jak to robił przez cały sezon w swojej nowej drużynie... Tracy McGrady.

Bo w sytuacji, kiedy kontuzja wyeliminowała z gry Granta Hilla, 21-letni McGrady stał się z miejsca liderem Orlando Magic. Poprawił wszystkie statystyki w stosunku do zeszłorocznych, poprowadził Magic do play offs, otrzymał nagrodę dla zawodnika, który poczynił największe postępy.

Wróćmy do Cartera. Kiedy Raptors przegrywali 1-2 i szykowali się do kolejnego szybkiego wypadu z play offs, głos zabrał słynący z kontrowersyjnych wypowiedzi kolega Cartera z drużyny, weteran Charles Oakley. Oak oznajmił, że dość już ma nieustającego umywania przez Vince'a rąk i wygłaszanych przez niego bzdur o zespołowości i zbiorowej odpowiedzialności za porażki. Pora, żeby Carter wziął sprawy w swoje ręce: "Wszystkie nasze akcje przechodzą przez niego. Nie można od tego ciągle uciekać. Wybrali go do Dream Teamu. Nas nie wybrali. Biorą go do reklam. Nas nie. To niechże on wreszcie weźmie się do roboty."

Cała ta sytuacja jakby zmotywowała Cartera. Zaczął wreszcie grać tak, jak tego od niego oczekiwano. Szalał na parkiecie, trafiał rzut za rzutem, motywował kolegów, nie bał się rzucać w ostatnich sekundach. Udowodnił, że jest wybitnym koszykarzem. Poprowadził Raptors do dwóch kolejnych zwycięstw i niespodziewanego wyeliminowania New York Knicks. A potem jeszcze do nieoczekiwanego zwycięstwa w pierwszym meczu przeciwko Philadelphia 76ers.

Kto jest lepszy - Vinsanity czy T-Mac? Za wcześnie jeszcze na odpowiedź. Żaden nie ma nawet 25 lat, a przecież Michael Jordan, do którego eksperci chętnie porównują obydwu panów, pierwszy tytuł zdobył w wieku 28 lat. Ale z przyjemnością będziemy obserwować ich dalsze postępy.

Nasi bohaterowie w play offs (średnie wyniki):

Carter (przed komentarzami Oakleya) 18,3 pkt.; 3,3 asysty; skuteczność 30,3 proc.; skuteczność za 3 - 11proc.

Carter (po komentarzach Oakleya) 31,3 pkt.; 4,2 asysty; skuteczność 46,6 proc.; skuteczność za 3 - 55 proc.

T-Mac 33,7 pkt.; 8,2 asysty; 6,5 zbiórki;

Kronika towarzyska

Trener Los Angeles Lakers Phil Jackson znowu rozpoczyna krucjatę przeciwko Sacramento Kings. W zeszłym roku zwrócił uwagę, że trener Kings ma wąsik a'la Adolf Hitler. W tym roku Jackson na warsztat wziął taniec radości odtańczony przez graczy Sacramento po zwycięskim zakończeniu rywalizacji z Phoenix: "Zachowują się jak banda głupków, zadowolonych, że coś im się udało. Wyobraźcie sobie, co znalazłyby psy, gdyby obwąchały ich bagaże na lotnisku".

Nową dziewczyną skrzydłowego Sacramento Chrisa Webbera jest piękna modelka Tyra Banks. Gratulujemy.

Bohater tygodnia

Menedżer New York Knicks, Scott Layden. Miał sprowadzić do Nowego Jorku Dikembe Mutombo i / lub Chrisa Webbera i przywrócić miastu nadzieję na potęgę. W tym celu najpierw sprzedał legendarnego Pata Ewinga za nieprzydatnego w Knicks Glena Rice'a (którego przy okazji znacząco przepłacił). Potem oddał do Toronto obrońcę Chrisa Childsa za podstarzałego rozgrywającego Marka Jacksona. Mutombo ostatecznie wylądował w Philadelphii, a w pozyskanie Webbera liczą już tylko niepoprawni optymiści. Natomiast w decydujących momentach playoffowej rywalizacji z Raptors, Rice i Jackson siedzieli na ławie, Childs był filarem defensywy Toronto, a pod nieobecność Ewinga, Antonio Davis i Charles Oakley robili pod koszem, co chcieli. Knicks odpadli w pierwszej rundzie play offs po raz pierwszy od 10 lat.

Niezłe numery

Shaquille O'Neal - w pierwszym meczu przeciwko Sacramento Kings zdobył 44 punkty, 21 zbiórek, 5 asyst i 7 bloków. W drugim spotkaniu miał 43 punkty i 20 zbiórek.

Tako rzecze Shaq

Miesięcznik "People" umieścił Kobe Bryanta wśród 50 najprzystojniejszych mężczyzn na świecie. Na Shaqu nie zrobiło to wrażenia: - Ja jestem jednym z dwóch najprzystojniejszych facetów - mówił. Kiedy dziennikarze zapytali, kto jest tym drugim, O'Neal odpowiedział: - Jak to, kto? Oczywiście, że ja. Shaq i Shaquille.

Megalomania Shaqa bywa jednak niesmaczna. W wywiadzie radiowym, ni stąd, ni zowąd, oświadczył, że... przespał się z tenisistką Venus Williams, gwiazdą rap Aaliyah oraz modelką Cindy Crawford. Panie natychmiast to zdementowały. Shaq przyznał, że to bzdury - twierdził, że to miał być żart. Oby jak najmniej takich w przyszłości.

Złota myśl

- Gdybym był swoim szefem, to chyba bym się wyrzucił. Ale przecież sam siebie nie zwolnię - powiedział trener i menedżer Miami w jednej osobie Pat Riley po druzgocącej klęsce z Charlotte.

Copyright © Agora SA