Polska wreszcie ma koszykarza z potencjałem na NBA! "Crazy, nie ma słów"

- Jest niesamowicie odporny psychicznie. Wypadł lepiej, niż mogliśmy oczekiwać - mówią członkowie sztabu Mike'a Taylora o 17-letnim Jeremym Sochanie - graczu, który w niedzielę zadebiutował w kadrze, a w przyszłości może trafić do NBA.

Ze skrzynki odbiorczej musiały się wylewać setki powiadomień z gratulacjami. Jeremy Sochan zaczął sprawdzać je w telefonie jeszcze w szatni, w stroju meczowym, tuż po wygranym meczu z Rumunią.

Zobacz wideo "To nie czary, to Cezary!". Jaką karierę zrobili Polacy w NBA?

– Crazy, nie ma słów! – mówił łamaną polszczyzną przed kamerami "Kosz Kadry". Na pytanie, czy spodziewał się aż tak dobrego występu, odpowiedział z dziecięcym uśmiechem: – Noo, chyba nie. Ale byłem pozytywny i grałem. Po prostu grałem.

50 stron zagrywek do wykucia w tydzień

Dwie godziny wcześniej 17-letni Sochan – jako najmłodszy zawodnik w historii – zadebiutował w koszykarskiej reprezentacji Polski. Wychodząc w pierwszej piątce, w nieco ponad 29 minut zdobył 18 punktów. Nie grał jak nastoletni debiutant, a rutyniarz, którego rozsadza energia.

– Jeremy wypalił niesamowicie. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, co pokazał, ale przyglądamy się ze spokojem. Nie chcemy budować oczekiwań i presji – mówi Sport.pl Marek Popiołek, menedżer reprezentacji Mike’a Taylora. I dodaje: – Nasza strategia była taka: chcieliśmy, by Jeremy poznał Mike’a Taylora, ale przede wszystkim starszych kolegów z drużyny, aby dostał dodatkową motywację do pracy. Wiem, że to było dla niego wielkie przeżycie.

Mecz Sochan zaczął co prawda od przyjęcia bloku od potężnego Raresa Uty, ale potem unosił się nad parkietem – wykonał potężny wsad, trafił trójkę z faulem, a 90 sekund przed końcem, gdy Polacy prowadzili tylko 81:86 i ważyły się losy meczu, 17-latek wbił w ziemię wchodzącego pod kosz rywala.

A kilka minut później zaczęło się zbieranie gratulacji – od kolegów z drużyny, sztabu, przyjaciół i rodziny. – Regulamin jest taki, że do wywiadów w strefie mieszanej i na konferencji prasowej należy oddelegować różnych graczy. Tym razem FIBA wyraziła jednak zgodę, by Jeremy mógł być i tu, i tu. Reporterzy chcieli zamienić z nim kilka słów, zainteresowanie było spore – tłumaczy Paweł Łakomski, rzecznik prasowy kadry.  – Wszyscy w drużynie są bardzo pozytywni, mówili, żeby dawać, dawać i dawać. I wyszło – mówił Sochan.

– Założyliśmy, że w Gliwicach spróbujemy pogodzić walkę o wyniki ze sprawdzeniem młodych graczy, ich potencjału – tłumaczy Marek Popiołek. – Dla Jeremiego, ale i Igora Milicicia jr., Olka Dziewy, Łukasza Kolendy i Kuby Garbacza, zorganizowaliśmy dodatkowe spotkania, analizy wideo. Chcieliśmy, by opanowali nasze skomplikowane założenia gry w ataku.

Kadrowicze przed zgrupowaniem otrzymali od sztabu szkoleniowego tzw. playbooki, czyli rozpiski zagrywek taktycznych. Lektura liczyła ponad 50 stron. Mike Taylor zorganizował nawet kartkówkę z tego, jak koszykarze przygotowali się do meczów z Hiszpanią i Rumunią. – Do zaangażowania Jeremiego, ale i pozostałych młodych graczy, nie mogę się przyczepić. Trzeba ich wręcz chwalić za energię, aktywność, chęć, by poświęcić dodatkowy czas na naukę – dodaje Popiołek.

Sochanowie koszykówkę mają w DNA

Grając dla Polski Jeremy spełnił marzenie mamy. Aneta Sochan w przeszłości była rozgrywającą Polonii Warszawa. Później wyjechała do Stanów, do Oklahomy. Tam w 2003 r. urodził się Jeremy, ale dzieciństwo spędził z rodziną w Wielkiej Brytanii. To jego mama w 2018 r. nawiązała kontakt z Polskim Związkiem Koszykówki. – My, cała rodzina i znajomi bardzo kibicowaliśmy i mam nadzieję, że ta pozytywna energia pomogła w wygranej. Dla Jeremiego to kolejny krok w jego przygodzie z koszykówką i kolejne niesamowite doświadczenie – napisała w mailu po spotkaniu z Rumunią.

 – Niedawno rozmawiałam z Anetą. Mówiłyśmy o tym, że Jeremy ma odpowiedni charakter do sportu – mówi Kasia Dulnik, mistrzyni Europy z 1999 r., która razem z mamą Jeremy’ego występowała  w barwach Polonii.

Kasia Dulnik od lat organizuje Memoriał Romy i Zygmunta Olesiewiczów. To turniej dla najzdolniejszej młodzieży z całej Europy. W 2018 r. w turnieju – już w barwach reprezentacji Polski – wziął udział nastoletni Jeremy. Jednogłośnie został wybrany MVP. – Imponował warunkami, ale górował nie tylko siłą, ale i boiskową inteligencją, mentalnością. Ani nie stresował się tym, że coś mu nie wyszło, ani nie ekscytował udanymi akcjami. To samo pokazał w niedzielę. Nie podniecał się tylko tym, że jest na parkiecie. Ukłon w stronę Mike’a Taylora, który oszczędził mu stresu zaczynania z ławki, a do tego powierzył odpowiedzialność gry w decydujących momentach – dodaje Dulnik.

Choć kilka lat temu Brytyjczycy robili przymiarki, by powołać Sochana do młodzieżowych reprezentacji – Jeremy zagrał nawet w dwóch turniejach młodzieżowych – to nastolatek wybrał grę dla Polski. – To mój kraj. Moja mama i większość rodziny są stąd – mówił "Przeglądowi Sportowemu".

Sochanowie to jedna z tych rodzin, która koszykówkę ma w DNA. Mama, oprócz tego, że grała w Polonii, wychowała się w znanym warszawskim liceum sportowym im. Władysława Andersa, tuż obok hali przy Konwiktorskiej. Jej tata Juliusz Sochan, czyli dziadek Jeremy’ego, przez dziesięciolecia był działaczem sportowym klubów warszawskich, na przełomie lat 70-tych i 80-tych szefował Warszawskiemu Związkowi Koszykówki. Zmarł w 2014 r. To po nim Jeremy odziedziczył drugie imię.

To zresztą ciekawa sprawa, która po niedzielnym meczu z Rumunią wywołała wiele komentarzy. – Jego mama mówi o nim po polsku, "Jeremi". Dla sztabu reprezentacji był "Jeremym". Z kolei koledzy z kadry mówią po prostu "Dżej Dżej" – tłumaczy Marek Popiołek.

NBA? Tak, ale bez niezdrowej ekscytacji

Menedżer reprezentacji przyznaje, że Sochanowi przygląda się od kilku lat. – Pamiętam, gdy w 2019 r. podczas mistrzostw Europy do 16 lat w Podgoricy, został wybrany najlepszych graczem turnieju, a Polacy wywalczyli awans do Dywizji A. Rok wcześniej był natomiast najmłodszy w reprezentacji do lat 16 na ME w Sarajewie. Już wówczas oglądało go mnóstwo skautów, agentów. Zaimponował mi, bo umiał się od tego odciąć, zachować zimną głowę. Potwierdził to w grudniu 2020 r. na Adidas Next Generation Tournament w Walencji, czyli turnieju dla najzdolniejszych graczy występujących w Europie. Cieszę się, że zainteresowanie ze strony skautów, nawet tych z NBA, nie wzbudza w nim niezdrowej ekscytacji. Myślę, że to zasługa rodziców, którzy rozsądnie kierują jego karierą.

Ci najpierw wysłali Jeremy’ego do La Lumiere, szkoły średniej z La Porte w Indianie. To wysoko notowana pod względem koszykarskim szkoła, ale Jeremy spędził tam tylko sześć miesięcy. Z powodu pandemii wrócił do Europy, występuje w akademii Ratiopharm Ulm – klubu niemieckiej Bundesligi.

Jeremy wraz z rodziną już przed laty gościli w Ulm, spodobało im się. Po latach, dzięki staraniom Bronisława Wawrzyńczuka, który jest skautem Ratiopharmu, udało się sprowadzić Sochana do Ulm.

– Jeremy ma zadatki, które pozwalają mu myśleć o grze w NBA. Lubi wyzwania i radzi sobie psychicznie z ważnymi sprawdzianami na boisku. Ma niesamowite warunki fizyczne, a do tego łączy niejako grą i osobowością to, co najlepsze z dwóch światów – europejskie rozumienie gry i zespołowość połączone z amerykańską pewnością siebie i atletyzmem – mówi Wawrzyńczuk, który o sprowadzenie Sochana do Niemiec zabiegał od kilku lat.  

Skaut Ulm dodaje, że Sochan to tzw. "long shot", czyli gracz, przed którym wciąż mnóstwo żmudnej pracy. – W Ulm skupiamy się na jego ogólnym rozwoju. Jeremy jest graczem wszechstronnym, ale każdą umiejętność wciąż może jeszcze poprawić. Kluczowy jest na pewno rzut. Sochan nie zawsze jeszcze łapie dobry rytm i często za wolno się składa do oddania rzutu. Pozycja Jeremy'ego to tzw. comboforward, czyli ktoś kto może występować na pozycji 3 i 4. Z jego warunkami fizycznymi im więcej gra jako niski skrzydłowy, tym bardziej jest to intrygujące. Natomiast jeśli mówimy o NBA, to te pozycje stają się tożsame w dzisiejszej grze. Często mówi się, ze "czwórki" to obecnie po prostu większe "trójki", bo kładzie się olbrzymi nacisk na uniwersalność i każdy kto potrafi rzucać, kozłować, podawać, bronić i ma odpowiednie warunki fizyczne, jest bardzo pożądany na rynku. Bo pasuje do każdego systemu gry.

Jeremy Sochan z kolegami z reprezentacji - Dominikiem Olejniczakiem i Łukaszem KolendąJeremy Sochan z kolegami z reprezentacji - Dominikiem Olejniczakiem i Łukaszem Kolendą Fot. Wojciech Figurski / 400MM.PL

Kartą przetargową w trakcie negocjacji z rodzicami Sochana był poniekąd Killian Hayes. To 19-letni skrzydłowy, który z Ulm trafił w tegorocznym drafcie do NBA – z siódemką wybrali go Detroit Pistons. Wawrzyńczuk przekonał rodziców Sochana, że droga Jeremy’ego może być podobna.

– To nie tak, że na pewno za dwa-trzy lata Jeremy lata będzie w NBA. W Europie jest unikalny, skupia na sobie uwagę i zachwyca, ale grając w elitarnym liceum w Stanach raczej na próżno było go szukać w pierwszej, drugiej, czy trzeciej dziesiątce rankingów najlepszych graczy tego rocznika. Będzie musiał sobie na wszystko zapracować – mówi.

"Jest niesamowicie odporny psychicznie"

Na razie Sochanowie planują, by ich syn trenował w OrangeAcademy do końca sezonu. Jeremy nie zamknął sobie drogi do NCAA – w Ulm nie ma zawodowego kontraktu, jedynie szkolne stypendium. W listopadzie 2020 r. Sochan zadeklarował, że w nowym sezonie zostanie graczem uczelni Baylor, która gra w mocnej konferencji Big 12 i ma wielu reprezentantów w NBA – m.in. Royce’a O’Neale’a z Jazz, Taurena Prince’a z Cavaliers czy Johnathana Motleya, aktualnie występującego na zapleczu ligi w Agua Caliente Clippers.

 

– Jeremy dość szybko zaakceptował ofertę Baylor więc sprawa jego przyszłości jest przesądzona. Niestety przez szkołę i grafik pierwszego zespołu nie miał szans trenować z naszymi seniorami, więc przed przyjazdem na kadrę mógł nie do końca być świadomy, jak wygląda gra na najwyższym poziomie zawodowym, a co za tym idzie czy czuje, że warto zrezygnować z marzeń o college’u dla obrania takiej właśnie drogi. Szkoda, bo mecz z Rumunią pokazał, że jest już gotowy na rywalizację z weteranami – uważa Wawrzyńczuk. – Jest niesamowicie odporny psychicznie. Dostał 30 minut gry, czyli więcej niż początkowo planowaliśmy. Wypadł lepiej, niż moglibyśmy tego oczekiwać – kończy Marek Popiołek.

Na razie Sochan z lubością gra w NBA, ale na konsoli. – Jeremy przywiózł swojego xboxa i razem z Igorem Milicicem Jr., AJ Slaughterem i Dominikiem Olejniczakiem grali wieczorami w NBA. Świetnie patrzyło się na to, jak zaprzyjaźnia się z resztą graczy – mówi Paweł Łakomski.

– Jest na tyle utalentowany, iż poradzi sobie raczej wszędzie – uważa Wawrzyńczuk. – Wielu skautów twierdzi, że pozostanie w Europie paradoksalnie mogłoby mieć lepszy wpływ na maksymalizację jego postępu. I szans na grę w NBA.

Więcej o:
Copyright © Agora SA