Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Jeden z największych sportowych dzienników świata nie ukazuje się od ostatniego weekendu. W środę nie wyszedł już jego piąty numer i na razie nie ma perspektyw na zmianę sytuacji. Na portalach społecznościowych "L’Equipe" zamiast codziennej promocji kolejnej okładki i najciekawszych tematów, pojawia się tylko krótka informacja:
"Ze względu na protest żałujemy, że nie możemy zaoferować Ci Twojej codziennej gazety w kiosku i w wersji cyfrowej"
Dlaczego dziennik się nie ukazuje? Bo strajkuje około 180 z 220 dziennikarzy całego wydawnictwa. Ich niezadowolenie spowodowane jest tym, że wydawca sportowych gazet (również niedzielnego magazynu "L'Equipe" i tygodnika "France Football") ogłosił likwidację 48 etatów (choć jednocześnie chce utworzyć 12 nowych stanowisk w redakcji). Wydawca w związku z tym ma zamiar ograniczyć pisanie o mniej popularnych sportach, a w futbolu i rugby skupić się na największych klubach i dużych wydarzeniach. "France Football" z tygodnika ma stać się miesięcznikiem. Zdaniem dziennikarzy w obliczu Euro 2020 i igrzysk w Tokio, to krótkowzroczna polityka, bo ludzie za kilka miesięcy znów będą bardzo potrzebni. Opisywanie mniej popularnych dyscyplin traktują jak siłę swej gazety. Dlatego chcą, by w redakcji nic się nie zmieniało.
- Francuzi mają mocne związki zawodowe. To jest duża siła wszystkich grup zawodowych w tym kraju - mówi nam Krzysztof Wyrzykowski, dziennikarz i komentator sportowy, który mieszka w Paryżu, a z "L'Equipe" związany był przez 30 lat. - W mediach to tyczy się właśnie głównie gazet. Patrząc historycznie - w gazetach protesty wszczynali głównie drukarze. Upraszczając sprawę, gdy dziennikarze szli po skończonym dniu pracy do domu i rano czekali na poranny numer swej gazety, byli zdziwieni, że w kioskach nic nie ma. Wtedy okazywało się, że drukarze w nocy nie pracowali, bo np. nie dostali jeszcze jakiegoś wynagrodzenia - wyjaśnia Wyrzykowski. Ten scenariusz niegdyś zdarzał się często. Z czasem jednak strajkujących drukarzy było mniej, bo technika szła do przodu. Liczba robotników potrzebnych do złożenia gazety też się zmniejszała. Tyle że tworzeniem i działalnością związków zawodowych chętnie zajęli się dziennikarze.
- W "L’Equipe", zawsze była silna grupa, która broniła interesu dziennikarzy. Za moich czasów też pamiętam takie strajki, ale raczej jedno, dwudniowe. Nie przypominam sobie takich dochodzących do tygodnia – wspomina Wyrzykowski. Zaznacza, że spory zdarzały się właściwie przy każdej okazji. Czasem dotyczyły spraw merytorycznych, ale najczęściej kością niezgody były właśnie próby redukowania zatrudnienia.
Obecne negocjacje na linii wydawca - związki zawodowe toczą się od lata, kiedy to właściciele zaproponowali wszystkim pracownikom redukcje pensji o 10 proc. Ich propozycja argumentowana była spadkiem sprzedaży gazet i odpływem reklamodawców, co z kolei było konsekwencją epidemii koronawirusa. Do tego dziennikarze mieli zgodzić się na ograniczenie przysługujących im wolnych dni, które mogli odbierać za nadgodziny lub prace w święta. W zamian gwarantowano im ochronę ich miejsc pracy do 2024 roku. Na te propozycje jednak dziennikarze nie przystali, określając ją jako szantaż. Późniejsze rozmowy też nie przyniosły porozumienia. Grupa Amuray poszukała zatem innych rozwiązań i zakomunikowała, konieczność ograniczenia liczby pracowników.
To z kolei doprowadziło do przedłużanego codziennie o 24 godziny strajku dziennikarzy i odmówienia przez nich pracy.
- W redakcji nie palą się światła, nie ma tam wielu osób, chyba nic się nie dzieje - mówi nam Wawrzynowski, który mieszka niedaleko siedziby wydawnictwa. - Sam jestem ciekaw, jak to się skończy? - dodaje, przypominając, że gazetę prenumeruje od 54 lat. Pytany, czy zgadza się z uwagą, że dla Francuzów wszelkie protesty są już czymś powszednim, tylko się uśmiecha.
- We Francji nie ma takiego zjawiska jak w Polsce, że niby jest wolność manifestacji, ale tak do końca to jej nie ma. Tu niestety czasami te protesty przyjmują radykalne formy, zmieniają się w rozróby. Tyle że to jest już bardziej związane z czynnikami kulturowymi, sprawą pochodzenia dużej grupy mieszkańców głównie podparyskich miejscowości, choć to już nieco inny temat – dodaje.
"Plan socjalny zmusza nas do obrony naszych miejsc pracy, naszych warunków pracy, idei L'Equipe i innych naszych tytułów"- napisał na Twitterze, Vincent Duluc, jeden z czołowych dziennikarzy gazety. Szybko poparli go koledzy z innych redakcji.
"L’Equipe" działa od 1946 roku. Na koniec 2020 średnia sprzedaż dziennika nie przekraczała 190 tys. egzemplarzy. Grupa Amuray prowadzi też m.in. kanał telewizyjny "L’Equipe", który na razie działa normalnie. Na stronie internetowej gazety pojawiają się informacje o najważniejszych bieżących wydarzeniach, choć często są to komunikaty agencyjne.