Zdobyła Mount Everest jako najmłodsza Polka w historii. Teraz atakuje szczyt Makalu, a za kilkanaście dni kolejny ośmiotysięcznik!

Kiedy w Jokohamie polskie biegaczki zdobywały złoty medal mistrzostw świata sztafet, na granicy Nepalu z Chinami - konkretnie 20 km na południowy wschód od Everestu - kolejny wysokogórski atak zaczęła Magdalena Gorzkowska, była członkini elitarnego klubu "Aniołków Matusińskiego" i srebrna medalistka halowych mistrzostw świata. Cel: zdobyć dwa ośmiotysięczniki w 14 dni.

„Wyruszyliśmy w stronę szczytu Makalu [8642 m n.p.m.]! Czeka wspinaczka w lodzie, śniegu i skałach +900m w górę. W c3 odpoczywamy kilka godzin i ruszamy prosto na szczyt! 1100 m w górę i brak dodatkowego tlenu. Wiem, że to może być najtrudniejsze około 30 godzin w moim życiu. Jestem bardzo skupiona i zdeterminowana. Podchodzę do tego zadania z ogromną pokorą i wiarą w sukces (…) Trzymajcie mocno kciuki i wysyłajcie mi dużo ciepła! Będę walczyć, lecz zdrowie i życie oczywiście pozostaną priorytetem. Odezwę się ponownie z c3 - to ostatnia wiadomość, jaką opublikowała na swoim fan page-u Magdalena Gorzkowska.

Zobacz wideo

27-letnia sportsmenka 7 kwietnia wyleciała z Pragi do Katmandu, a trzy dni później wyruszyła do Tumlingtar. To miejsce bazowe do trekkingu pod bazę pod Makalu. Przez około sześć tygodni aklimatyzowała się poprzez podejścia w górę, budowanie obozów i schodzenia do bazy. Około 15-18 maja licząc na kilkudniowe okno pogodowe planuje wejść na szczyt Makalu. Następnie ma zejść do bazy i przetransportować się do bazy pod Everestem. Tam po kilku dniach regeneracji ruszy w górę w kierunku szczytu Lhotse. Jej partnerem wspinaczkowym jest doświadczony Nawang Sherpa.

- Do tej pory wszystkie projekty wysokogórskie zakończyłam sukcesem. Do każdego skrupulatnie się przygotowuję. Dbam o każdy szczegół, wszystko dokładnie planuję. Bezpieczeństwo jest moim priorytetem. Wybieram drogi klasyczne w sezonie letnim, posiadam najlepszy sprzęt, ubezpieczenia, także na akcję ratunkową helikopterem. Jestem bardzo dobrze przygotowana fizycznie do wyprawy – wyjaśnia Gorzkowska.

Jej aktualną pozycję można śledzić pod tym LINKIEM.

Inspiracją Jerzy Kukuczka

Jeszcze trzy lata temu jej sportowy świat wyglądał zupełnie inaczej. Razem z Justyną Święty, Małgorzatą Hołub i Eweliną Ptak cieszyła się ze srebrnego medalu halowych mistrzostwach świata w Portland. Marzyła o wystartowaniu na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro, ale w decydującym starcie nie uzyskała kwalifikacji. W 2012 r. w Londynie była rezerwową w sztafecie 4x400. - To był moment, kiedy biegowy świat się zawalił. Rozstałam się z trenerem, za bardzo nie miałam też gdzie trenować. Do tego finansowo nie było najlepiej. Potrzebowałam nowego celu. Wybrałam góry. I to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu - opowiada Gorzkowska. - Od dawna pasjonowałam się wspinaczką. Można powiedzieć, że zainspirował mnie Jurek Kukuczka. Z zapartym tchem czytałam o nim książki, oglądałam film.

Od kiedy zakończyła biegową karierę, zaczęła wchodzić na najwyższe szczyty Ziemi. Na swoim koncie ma już m.in. Mont Blanc, Aconcaguę, Elbrus, Kilimandżaro, Mount Everest. Na najwyższy wierzchołek świata weszła w ubiegłym roku. Tym samym została najmłodszą Polką i pierwszą olimpijką w historii, która dokonała tego osiągnięcia. Wspinaczka na Dach Świata kosztowała ją mnóstwo zdrowia i nerwów. - Został mi przydzielony Szerpa, który okazał się kompletnym nowicjuszem. Otwarcie się przyznał, że nie ma pojęcia o wspinaczce na takich wysokościach. Nie miał pojęcia, jak wiązać raki. Do tej pory śmieję się z tego, czy to on, czy ja jego wprowadziłam na ten szczyt. Po jego zdobyciu byłam tak podekscytowana, że straciłam rachubę czasu. Na wierzchołku spędziłam prawie godzinę. Zdecydowanie za długo – wspomina.

Największe problemy rozpoczęły się podczas schodzenia ze szczytu. Przeżyła kilka dramatycznych chwil. Najpierw z towarzyszącym Szerpą zgubiła drogę i kierowała się do obozu od niewłaściwej strony. - Jakby tego było mało, to zaczęło nam brakować lin poręczowych i tlenu, a mój towarzysz dostał ślepoty śnieżnej. Jakimś cudem dotarliśmy do obozu czwartego. Zajęło nam to 24 godziny. Na drugi dzień kontynuowaliśmy schodzenie, ale fizycznie byłam wykończona. Robiło się coraz bardziej zimno.

W trakcie schodzenia do obozu drugiego doszło do groźnego wypadku. Spadający kamień trafił w jej nogę. - Nie mogłam się ruszać. Wyglądało to bardzo słabo. Wysłałam Szerpę, żeby sprowadził pomoc. Wrócił po trzech godzinach, ale nikogo nie znalazł. Było już ciemno. Wspólnie z zaczęliśmy budować coś co przypominało sanionosze z wykorzystaniem karimaty. Zaczęłam się poważnie martwić, ale na całe szczęście nagle pojawili się ludzie i pomogli zorganizować akcję ratunkową. W przeciwnym razie nie wiem, jak to by się wszystko skończyło – wspomina.

„Wspinaczka to moje całe życie”

Mimo skrajnie niebezpiecznych momentów podczas zdobywania Mount Everestu, była sprinterka planuje rozwijać himalajską pasję. - Głód kolejnych wyzwań wzrósł i nie chce mnie opuścić – mówiła na początku kwietnia, przed wyruszeniem na kolejną niezwykłą wyprawę.

Aktualnie Gorzkowska jest w trakcie próby zdobycia dwóch ośmiotysięczników: Makalu (8642 m n.p.m.) i Lhotse (8516 m n.p.m.). Będzie pierwszą kobietą, która tego dokona w tak krótkim czasie. – Co zrobić, gdy chęć wyznaczania nowych granic i siła marzeń są tak ogromne, że zdejmują ci sen z powiek i zajmują większość myśli w głowie? Ja tak mam. Wspinaczka to moje całe życie. Nie żałuję, że porzuciłam bieganie. Nie widzę innej opcji niż iść za głosem serca i te plany po kolei realizować.

Relację z wyprawy można śledzić m.in. na Facebooku na profilu: Magdalena Gorzkowska – Szczyt Twoich Możliwości. Oto kilka wybranych wpisów, opisujących przebieg zdobywania Makalu:

23 kwietnia

„Od wczoraj jestem w advance base camp na wysokości 5500 m. Droga z base campu była bardzo nieprzyjemna – 6 godzin po niestabilnych kamieniach. Dziś już czuję się bardzo dobrze. Czekam na pudżę* i idę w górę!”

*pudża - hinduistyczny obrzęd oddania czci bóstwu przez bezkrwawą ofiarę, gdzie Lama święci sprzęt, wspinaczy i Szerpów.

28 kwietnia

„Dziś założyliśmy obóz drugi na wysokości 6350 m. Droga poszła gładko, bardzo dobrze znoszę wysokość! Plany na jutro to odpoczynek, pojutrze prawdopodobnie c3.”

5 maja

„U nas od kilku dni bardzo mocno wieje, dlatego siedzimy w bazie. Ale ja nie próżnuję i prawie codziennie robie trening biegowy. Prawdopodobnie 8-9.05 ruszymy w górę. Trzymajcie kciuki!”

10 maja

„Dzisiaj zakończyłam moje drugie podejście aklimatyzacyjne. Oba skończyły się podejściem pod 7000 m. Jest bardzo wietrznie. Wstępnie okno pogodowe będzie około 14 maja. Aktualnie jestem w bazie, regeneruję się i czekam. Wczoraj w nocy w drugim obozie zmarł Peruwiańczyk z równoległej wyprawy. Prawdopodobną przyczyną jest to, że sam odciął sobie dopływ powietrza zamykając zbyt szczelnie namiot na noc.”

Plawgo: Trzymam kciuki za Magdę, ale liczę na jej zdrowy rozsądek

Moim marzeniem jest atakowanie kolejnych wysokich szczytów. Kto wie, może za osiem lat, zdobędę koronę i będę pierwszą Polką, która zdobędzie wszystkie ośmiotysięczniki. To jest mój cel – przyznaje Gorzkowska.

Marek Plawgo, dwukrotny medalista mistrzostwo świata w biegu na 400 metrów i 400 przez płotki, na własne oczy przekonał się o wysokich umiejętnościach byłej sprinterki. – Byliśmy z Magdą w Tatrach. W grupie wchodziliśmy na Świnicę. Warunki były dosyć trudne, natrafiliśmy na mocno oblodzony kawałek. Sprzętowo nie byliśmy dobrze przygotowani, więc zdecydowaliśmy się zawrócić. Wszyscy z wyjątkiem Magdy, która jako jedyna weszła na szczyt, a później do nas dołączyła. Wtedy uświadomiłem sobie, że ma niesamowity charakter i ogromne serce do tego sportu. Jej upór i dążenie do celu wtedy mi bardzo zaimponowało. Trzymam za nią kciuki, ale też liczę na jej zdrowy rozsądek, aby zawsze włączał w jej głowie czujnik ostrzegawczy, kiedy zajdzie taka potrzeba.

I dodaje: Niech walczy, niech przeciera kolejne szlaki, którymi mam nadzieję, że też niedługo pójdę. Mount Everest to również mojej marzenie – mówi w rozmowie ze Sport.pl Marek Plawgo.

„Wyczerpałam budżet. Potrzebuję wsparcia”

Gorzkowska cały czas zbiera pieniądze na swój cel, który właśnie realizuje, czyli „Dwa ośmiotysięczniki w dwa tygodnie”. Lodową wojowniczkę można wesprzeć na portalu Zrzutka.pl (LINK).

Do tej pory zebrała 10231 zł. Wymagana kwota to 16997. To jednak kropla w morzu potrzeb. Koszt całej wyprawy wyniósł około 120 tys. zł. „Dlaczego akurat 16997zł jest moim celem ? 8481 + 8516 = ?” – pisze na swojej stronie.

- Od wielu miesięcy dzień w dzień robiłam wszystko co w mojej mocy, aby pozyskać wsparcie finansowe. Setki wysłanych maili, rozmów, spotkań, próśb. Niestety, pełnej kwoty nie udało się zebrać. Otrzymałam ogromne wsparcie firmy InPost, mojego sponsora tytularnego. Dużą część kwoty opłacam z własnej kieszeni. Mam także wsparcie kilku mniejszych firm – tłumaczy Gorzkowska. – Niestety, mój budżet jest już wyczerpany. Na wyprawę wyłożyłam wszystko co miałam, a nawet więcej. Po zakończeniu wyprawy muszę zapłacić agencji ponad 3,5 tys. dolarów, opłacić telefon satelitarny, pobyt w Katmandu i powrót do Polski. Proszę was o wsparcie. W was jest moja ostatnia nadzieja - kończy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.