Transseksualne kobiety zdominują kobiecy sport. Dla jednych oszustwo, a dla innych wspaniała przyszłość

Martina Navratliova, legenda tenisa, która od lat walczy o prawa kobiet i mniejszości seksualnych została "transfobką" i wrogiem numer jeden dla walczących o prawa osób transseksualnych. Wszystko dlatego, że obawia się dominacji transseksualistek w kobiecym sporcie. To z kolei dla aktywistów ruchu trans wydaje się pożądaną i wspaniałą perspektywą.
Zobacz wideo

W ostatni weekend światowy rozgłos zdobyły halowe mistrzostwa szkół średnich w lekkoatletyce w stanie Connecticut. Wszystko za sprawą Terry Miller i Andrayi Yearwood, które zdominowały sprint na 55 metrów. Obie dziewczyny są transseksualne.

Miller ustanowiła przy okazji zwycięstwa rekord stanu wynikiem 6,95 s. Yeaerwood osiągnęła 7,01 s., a trzecia – dziewczyna, której identyfikacja płciowa zgadza się z płcią morfologiczną – 7,23 s. Do złota na 55 metrów Miller dołożyła jeszcze zwycięstwo w biegu na 300 metrów. 

Wystarczy sama deklaracja 

Connecticut to jeden z 17 stanów w USA, gdzie transseksualne dziewczęta dopuszczane są do startu bez ograniczeń - na podstawie deklaracji. W siedmiu innych stanach USA wymaga się od zawodników na szczeblu szkół średnich, aby startowali według płci wpisanej w akt urodzenia. Jeśli zaś zawodnik czy zawodniczka uważają się za osobę transseksualną, wymaga się od nich przejścia procedury zmiany płci lub kuracji hormonalnej. Inne stany każdy przypadek osób transseksualnych rozpatrują osobno. 

Miller i Yearwood nie musiały przechodzić żadnych kuracji. Zresztą według większości lekarzy wszelkie procedury medyczne dotyczące zmiany płci należy wprowadzać dopiero po okresie dojrzewania.

Międzynarodowy Komitet Olimpijski do 2003 roku nie dopuszczał osób po zmianie płci do rywalizacji na igrzyskach. Później pozwolił na olimpijski start tylko tym, które przeszły procedurę zmiany płci z operacją narządów płciowych włącznie. Dopiero w 2015 r. zmieniono przepisy i uznano, że wystarczy sama kuracja hormonalna. Zawodniczki transseksualne przez 12 miesięcy przed olimpijskim startem mają obowiązek utrzymywać poziom testosteronu w wyznaczonym przez przepisy limicie. 

Navratilova mówi: oszustwo

Tego typu regulacje budzą wiele kontrowersji. Ostatnio najmocniej dała o tym znać Martina Navratilova. 18-krotną mistrzynię turniejów wielkoszlemowych trudno uznać za konserwatystkę. Od 1981 r., gdy ujawniła swoją homoseksualną orientację, walczy o prawa kobiet i mniejszości seksualnych. Jednak Amerykanka bardzo mocno opowiedziała się przeciw dopuszczeniu do rywalizacji transseksualnych kobiet w żeńskim sporcie. 

"Nie mam problemu, żeby zwracać się do transseksualnych kobiet w jakiejkolwiek formie, w której sobie życzą, ale nie byłbym szczęśliwa, gdybym musiała z nimi rywalizować. To nie byłoby fair" - napisała słynna tenisistka w felietonie dla "The Sunday Times". "Powód jest bardzo prosty: mężczyzna może zdecydować się zostać kobietą; brać hormony, jeśli tego życzy sobie organizacja sportowa, która ma pieczę nad zawodami, w których zamierza wystąpić; wygrać wszystko, co ma w zasięgu ręki i może nawet zarobić małą fortunę, a potem zmienić swoją decyzję i wrócić do robienia dzieci, jeśli tego zapragnie".

Navratilova twierdzi, że samo przyjmowanie żeńskich hormonów nie wystarczy do wyrównania rywalizacji. Transseksualne kobiet mają bowiem przewagę z fizycznych cech męskich, uzyskanych we wcześniejszych latach - np. większej muskulatury i gęstości kości. 

Navratilova sprzeciwia się "tyranii"

Felieton Navratilovej został zainspirowany przez występ Rachel McKinnon w mistrzostwach świata w kolarstwie torowym w kategorii masters (zawodnicy powyżej 35. roku życia). Kanadyjka, która sześć lat temu w wieku 29 lat postanowiła zmienić płeć, została mistrzynią świata w sprincie w kategorii 35-44 lata. 

"McKinnon energicznie broni swojego prawa do rywalizacji, wskazując, że kiedy była badana, jej poziom testosteronu, męskiego hormonu, był o wiele poniżej dopuszczalnego limitu wyznaczonego przez federację kolarską. Niemniej jednak wydaje się, że 183 cm wzrostu i 89 kg wagi daje jej znaczącą przewagę w masie mięśniowej w stosunku do jej rywalek" - napisała Navratilova. Dodała też, że McKinnon wysłała jej serię agresywnych tweetów, gdy legendarna tenisistka wyraziła swój sceptycyzm wobec rywalizacji kobiet z penisami z kobietami, których identyfikacja płciowa zgadza się z płcią morfologiczną. 

"Oskarżyła mnie, że jestem transfobką i zażądała skasowana tweetów oraz przeprosin - dodała Navratilova. - Ubolewam również nad rosnącą tendencją wśród transseksualnych aktywistów potępiania każdego, kto się im sprzeciwia i określania go za każdym razem jako transfoba. To jest jeszcze jedna forma tyranii”.  

Navratilova wykluczona

Po opublikowaniu felietonu na legendarną tenisistkę posypały się gromy nie tylko ze strony osób transseksualnych, ale również z szeroko rozumianych środowisk lewicowych. Organizacja walcząca o prawa osób transseksualnych - Trans Actual - nazwała komentarz Navratilovej: “"niepokojącym, zasmucającym i głęboko transfobicznym". Natomiast organizacja Athlete Ally, która w swój statut ma wpisaną walkę o większą powszechność i równość w sporcie, wykluczyła ikonę sportu ze swojego panelu doradców.

"Ostatnie komentarze Martiny Navratilovej o transseksualnych zawodniczkach są transfobiczne, opierają się na fałszywym rozumieniu wiedzy i danych naukowych, a także rozpowszechniają groźne mity prowadzące do stanu, w którym osoby transseksualne stają się celem dyskryminacyjnego prawa, nienawistnych stereotypów oraz przemocy". 

Odpór tezom Navratilovej dała też brytyjska prasa. Jonathan Liew, szef działu sportowego w "The Independent", wyśmiewa Navratilovą, że przedstawia transseksualne kobiety niczym naciągające hordy barbarzyńców. Przypomina również, że sport nie jest sprawiedliwy, bo koszykówka preferuje wysokich, gimnastyka elastycznych, a Fulham (klub z ligi angielskiej) tych, którzy mają ponadnaturalny talent do wykopywania piłki na połowę przeciwnika. Dla Liewa perspektywa, w której transseksualne kobiety zdominują kobiecy sport, nie jest czymś, czego należy się obawiać:

Wyobraźmy sobie, że tamy puściły. Wyobraźmy sobie, że transseksualne zawodniczki wdarły się do kobiecego sportu i zdominowały wszystko, czego się tknęły. Zgarnęły wszystkie wielkoszlemowe tytuły w tenisie, wygrały Mistrzostwa Świata w kolarstwie, zdominowały Igrzyska Olimpijskie. Wypełniły nasze krykietowe, piłkarskie i netballowe (dyscyplina sportowa dla kobiet oparta na pierwszych przepisach do koszykówki - przyp. red.) zespoły. Dlaczego to miałoby być takie złe? Naprawdę? Wyobraźmy sobie moc, jaką dadzą transseksualnym dzieciom i nastolatkom, którzy zobaczą je na olimpijskim podium. To będzie inspirujące.

Liew dodaje: "Zapominamy, że są rzeczy ważniejsze niż sport".

BBC wątpi, czy to rzeczywiste zagrożenie

Odpór tezom Navratilovej daje też BBC w artykule pt. "Transseksualne kobiety w sporcie. Czy to rzeczywiste zagrożenie dla kobiecego sportu?".

Cytowana w artykule McKinnon stara się udowodnić, że lepsze warunki fizyczne wcale nie dają wielkiej przewagi osobom transseksualnym w rywalizacji z innymi kobietami oraz że transseksualiści nie spowodują mniejszego zaangażowania innych kobiet w sport. Stwierdziła też, że na skutek przyjmowania kobiecego hormonu estrogenu i blokerów wydzielania testosteronu, siła jej mięśni i szybkość spadły do poziomu kobiet o takich samych parametrach fizycznych, jak ona, jeśli chodzi o wagę i wzrost.

McKinnon mówi: - Można powiedzieć, że mężczyźni są 8-12 procent silniejsi niż kobiety. I w dobrej wierze przyjmuję ten argument. Ale równocześnie średnia różnica między mężczyznami i kobietami jest daleko mniejsza niż między najsłabszą i najsilniejszą kobietą czy też między najwyższą i najniższą kobietą. 

Oczywiście, że nie można odmówić tego rodzaju argumentacji racji. Tyle tylko, że co to ma wspólnego ze sportem? Już samo założenie, że kobiety są tylko 8-12 procent słabsze pod względem siły niż mężczyźni, jest dyskusyjne. Ostatecznie rekord świata w podnoszeniu ciężarów w najwyższej kategorii wagowej jest wśród kobiet o 18 procent niższy niż rekord wśród mężczyzn. W dodatku może się wydawać, że 8-12 procent to niewiele, ale w wyczynowym sporcie to gigantyczna różnica. Wynik 10 sekund na 100 metrów wśród mężczyzn dał awans do finału Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro, ale wynik o 10 procent gorszy nie dawał awansu nawet z preeliminacji do pierwszej rundy tej konkurencji. Ta analogia z życia codziennego do sportu zupełnie nie pasuje.

Obelgi godzą w publiczną debatę

Owszem - jak mówi McKinnon - są sporty, które preferują wysokich, jak koszykówka, albo bardzo szczupłych, jak kolarstwo szosowe, ale nie zmienia to faktu, że w każdej z tych dyscyplin sportu mężczyzna będzie miał fizyczną przewagę wobec kobiet. Nie chodzi tu bowiem tylko o wzrost i wagę. Mężczyźni - jak wykazują badania naukowe - mają średnio o 12 kg więcej mięśni szkieletowych niż kobiety. Według tych samych badań mężczyźni dysponują średnio o 40 procent większą siłą górnej części ciała niż kobiety i o 33 procent większą siłą dolnej części ciała. Różnice nie wynikają tylko z ilości mięśni, ale także z faktu, że mięśnie u mężczyzny mają grubsze włókna. Do tego należy dodać inne przewagi fizyczne wykorzystywane w sporcie: większą odporność na odwodnienie, większą pojemność płuc, większą ilość hemoglobiny we krwi, wyższe skurczowe ciśnienie krwi, większą gęstość kości w ramionach, większą potliwość.  

Z tych wyżej wymienionych powodów można powiedzieć, że na samym stracie transseksualne kobiety mają większy talent do sportu niż te, które są kobietami od urodzenia. Właśnie z myślą o tych drugich powstała organizacji pod nazwą Fair Play for Women, która sprzeciwia się ostatnio wprowadzonym przepisom odnośnie do dopuszczania transseksualnych zawodniczek do rywalizacji wśród kobiet. Zdaniem Nicoli Williams, dyrektorki tej organizacji, transseksualne kobiety nie powinny być dopuszczone do żeńskich zawodów, dopóki sprawa ich fizycznych przewag nie zostanie gruntownie zbadana.

McKinnon odpowiada: "Nie ma dowodów na to, że uczestnictwo kobiet transseksualnych spowodowało mniejsze zaangażowanie w sport innych kobiet. Zresztą nigdy nie powinniśmy dostosowywać swoich dążeń do osób, które boją się osób transseksualnych. To określa się mianem transfobii".  

BBC chciało doprowadzić do dyskusji Fair Play for Women z McKinnon, ale zawodniczka się na to nie zgodziła. Nicola Williams z FPFW, która jest naukowcem specjalizującym się w biologii ludzkiego ciała, ze smutkiem skomentowała to w amerykańskim magazynie "National Review". - "Obelgi [takie, jak transfobia – przyp. “National Review”] stają na przeszkodzie zbiorowemu dobru, jakim jest publiczna debata. Opinia publiczna nie może zapoznać się z całym wachlarzem poglądów. Media wycofują się. Rozsądni ludzie boją się dyskutować o tej sprawie. Taka taktyka piętnowania i upokarzania nie może stłumić spokojnej i racjonalnej dyskusji, która jest potrzebna do znalezienia rozwiązania".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.