Liga Narodów. Polska - Włochy. Rewolucji nie ma, jest ewolucja problemów

Niedzielny mecz z Włochami, to coś znacznie więcej niż gra o trzy punkty. Reprezentacja Polski musi walczyć o zachowanie szans na dalszą grę w Dywizji A Ligi Narodów, a Jerzy Brzęczek o zachowanie swoich racji. Na razie jego pomysły nie do końca się bowiem sprawdzają, a czasu na testy coraz mniej. Wiele wskazuje jednak na to, że selekcjoner, nie porzuci swoich pomysłów, przynajmniej do najbliższego starcia z zespołem Roberto Manciniego.

W swoich pierwszych meczach w roli selekcjonera reprezentacji Polski Jerzy Brzęczek ograniczył się do zmian personalnych. W ostatnim spotkaniu z Portugalią poszedł jednak o krok dalej twierdząc, że groźne skrzydła przeciwników zneutralizuje… formacją z brakiem skrzydłowych. Zdecydował się bowiem na wystawienie trzech środkowych pomocników (Klich, Krychowiak, Kurzawa), a przed nimi postawił na Zielińskiego. Głównym założeniem takiego sposobu gry było przejęcie kontroli nad środkiem pola i spokojne rozprowadzanie akcji. Wydaje się, że do tego jednak potrzebni byli piłkarze o nieco innej charakterystyce. Klich od początku meczu był bowiem niewidoczny, pojawił się tylko raz, pod koniec pierwszej połowy, by później się znowu odmeldować. Po zmianie stron potruchtał jeszcze kilkanaście minut i został zdjęty z boiska. A może kilkanaście minut pobiegał, bo gdyby jego poruszanie nazwać truchtaniem, to poruszanie się Krychowiaka trzeba byłoby nazwać czołganiem. 28-latek zachowywał się bowiem tak, jakby ktoś kazał mu grać w zwolnionym tempie. W każdym kolejnym zagraniu wyglądał, jakby mu nie zależało, jakby się nie chciało. Biegał, bo trzeba było sprawiać pozory, podawał, bo trzeba się było pozbyć piłki. Blokował strzały, ale tylko dlatego, że cofał się zbyt głęboko. Krótko mówiąc: poza jednym dobrym podaniem (które ogólnie było jednym z jego pierwszych kontaktów z piłką), nie pokazał kompletnie nic, a dowodem i podsumowaniem jego słabej gry była sytuacja z końcówki meczu, gdzie Renato Sanches przebiegł spokojnie obok niego i oddał strzał w kierunku naszej bramki, ostatecznie obroniony przez Łukasza Fabiańskiego.

Wydawało się więc, że po nieudanym eksperymencie Brzęczek wróci do tego, co sprawdzało się lepiej, czyli do ustawienia 4-4-2. Pierwsze doniesienia wskazują jednak na to, że trener nie zamierza nic zmieniać, a z Włochami w niedzielę postawi na dokładnie taki sam system, tylko innych wykonawców.

>> Puzzle Brzęczka. Szansa dla Milika? Znów mamy zagrać bez skrzydłowych

Ewolucja problemów

„Ewolucja zamiast rewolucji”, to zdanie po mistrzostwach świata towarzyszyło piłkarzom równie często, jak pytania o przyczyny niepowodzenia na mundialu. To zdanie padło również na pierwszej, powitalnej konferencji prasowej Jerzego Brzęczka, który w lipcu zapowiadał, że zmiany zamierza wprowadzać stopniowo, krok po kroku, by nie zburzyć i tak naruszonego już porządku. Zapowiedział jednak też, że do drużyny zacznie wprowadzać młodych zawodników, rozpoczynając tym samym wymianę pokoleniową.

I wspomniana wymiana pokoleniowa to nic dziwnego. Wręcz przeciwnie, to zjawisko, które po niepowodzeniach spotykane jest w każdym zespole. Co więcej, nie trzeba do tego nawet niepowodzeń, czego doskonałym przykładem jest reprezentacja Portugalii. W kadrze zespołu, który w czwartek na Stadionie Śląskim pokonał Polaków 3:2 znalazło się zaledwie sześciu zawodników, będących w drużynie, która na Euro 2016 wyeliminowała biało-czerwonych po rzutach karnych, a potem wygrała cały turniej. Nie przeszkodziło jej to jednak w tym, by już dwa lata później wymienić większość piłkarzy.

Wymianę pokoleniową Brzęczek zaczął jednak źle, zostawiając najzdolniejszych, jak Szymon Żurkowski, kadrze do lat 21. Bo tam jest bardziej potrzebny, bo drużyna Czesława Michniewicza walczy o awans na MME, bo w seniorach nie dostałby szansy. Z drugiej strony, Ruben Neves również mógłby nadal grać w portugalskiej młodzieżówce, a zamiast tego został powołany na październikowe mecze pierwszej drużyny. Opłaciło się to niezwykle, bo piłkarz Wolverhampton całkowicie zdominował środek pola w meczu z Polską. Środek pola, który zagęścić miał Grzegorz Krychowiak wspierany przez Rafała Kurzawę i Mateusza Klicha. Bo właśnie takie ustawienie w 2. kolejce fazy grupowej Ligi Narodów zdecydował się przetestować Jerzy Brzęczek. I z perspektywy kilku dni wydaje się, że to eksperyment równie nieudany i niezrozumiały, jak wymyślenie przez Adama Nawałkę gry w systemie 3-5-2.

Brzęczek kilkukrotnie powtarzał już, że chce zrobić z Polski drużynę, która nie będzie opierać się wyłącznie na kontratakach, która ma dominować i kontrolować mecz. Najgłośniej mówił o tym w październiku, po remisie z Włochami. Jego plany i zamiary dość szybko zweryfikowali jednak Irlandczycy, którzy we Wrocławiu mieli się bronić, mieli zostać zepchnięci, a zamiast tego to oni spychali i sprawiali, że ich rywal się bronił. Selekcjoner się jednak nie poddał, i zamiast ze swojego pomysłu się wycofać, w październiku poszedł o krok dalej - z formacji wyrzucił skrzydłowych, dodając kolejnych piłkarzy do linii pomocy. Coś, co miało dać przewagę, dało jednak tylko więcej błędów. Bo nie dość, że Bernardo Silva po lewej stronie boiska robił co chciał, za nic mając sobie starania Artura Jędrzejczyka i Rafała Kurzawy, to jeszcze w środku pola Polacy nie istnieli, a Krychowiak od początku spotkania wyglądał tak, jakby grał przynajmniej trzeci mecz z dogrywką z rzędu.

>> Guglielmo Buccheri, dziennikarz "La Stampa" dla Sport.pl: Włoska piłka jest na dnie, potrzebujemy zwycięstwa z Polską, ale wiemy, że nie jesteśmy faworytem

Poligon doświadczalny

Można się zgodzić z tym, że Liga Narodów to, jak powiedział Mateusz Klich, poligon doświadczalny. Że „kiedy testować, jak nie teraz”. Najważniejsze pytanie brzmi jednak - czy jest co testować? Bo przecież już Adam Nawałka pokazał, że reprezentacja Polski to drużyna, która musi opierać się na automatyzmach, na wypracowanych schematach i na stałych fragmentach gry. Przecież to właśnie te aspekty dały biało-czerwonym tak dobry wynik na ME we Francji. A kiedy były już selekcjoner zaczął próbować wszystkie tryby usprawniać, to zepsuł je tak mocno, że nie zdążył ich naprawić. Chcąc zaskoczyć innych, zaskoczył sam siebie. Robert Lewandowski jeszcze w drodze na pierwszy mecz mundialu z Senegalem mówił przecież, że ustawienie z trójką środkowych obrońców to zasłona, która ma zmylić rywali. I rzeczywiście tak było, bo starcie z Senegalczykami nasza drużyna rozpoczęła w klasycznym 4-4-2, ale wyglądała w nim tak źle, że już po 45 minutach przeszła na 3-4-3, a piłkarze po meczu i po turnieju przyznawali, że we wszystkich założeniach po prostu się pogubili.

Podobnie było w czwartkowym meczu z Portugalią - Krychowiak nie umiał kontrolować środka pola, Klich i Zieliński ani nie dawali nikomu wsparcia, ani nie potrafili samemu wziąć na siebie ciężaru gry, a Kurzawa po raz kolejny pokazał, że reprezentacja może okazać się dla niego zbyt dużym wyzwaniem, bo gra w niej na samych dośrodkowania w ofensywie się jednak nie opiera. Ćwiczone przez trenera 4-3-1-2, mogące przejść płynnie w 4-1-3-2, sprawiło więcej problemów, niż mogłoby się wydawać. Uwydatniło bowiem nie tylko problemy w pomocy, ale także w obronie. Na lewej stronie nie sprawdził się bowiem Artur Jędrzejczyk, Arkadiusz Reca, który był testowany we wrześniu, mecze Serie A ogląda tylko z trybun, a Bartosz Bereszyński, który z konieczności może zagrać na lewej stronie, nabawił się problemów zdrowotnych.

>> Jerzy Brzęczek: Musimy zacząć odbudowywać zaufanie kibiców

Drużyna rozbita

Nowa formacja odsłoniła także inne braki. Pokazała bowiem, że w drużynie Brzęczka duży problem leży w komunikacji i współpracy. Piłkarze nie reagowali na pressing rywali, a przeciwnikom wbiegającym z piłką na ich połowę nie utrudniali życia. Zagęszczony środek pola przyniósł efekt dokładnie odwrotny do zamierzonego - każdy patrzył na kolegę i czekał, aż ten spróbuje powstrzymać rywala, aż ktoś "wyskoczy" i zabierze piłkę. Tak było m.in. przy trzecim golu dla Portugalii, kiedy Kurzawa grzecznie odprowadził pod swoje pole karne Silvę, tak było też w końcówce, kiedy Sanchesa Krychowiak tylko odprowadzał wzrokiem. Nowy system sprawił więc, że nie tylko nie funkcjonowały skrzydła i środek pola. Biało-czerwoni nie funkcjonowali też jako drużyna. Brakowało wzajemnego wsparcia, dobrej energii.

Te braki po zakończeniu meczu podkreślił kapitan reprezentacji, Robert Lewandowski. - Wiele rzeczy nie funkcjonowało, przede wszystkim w ataku pozycyjnym. Zaczęliśmy mecz w nowym dla siebie ustawieniu, bez typowych skrzydłowych, brakowało automatyzmów. Dlatego popełnialiśmy błędy indywidualne, nie było doskoku do piłki - mówił napastnik.

>> Polska - Włochy. Transmisja TV. Stream online. Gdzie obejrzeć?

Eksperyment się nie udał, ale trener go powtórzy

Wspomniane braki zauważył też sam Brzęczek, który na sobotniej konferencji przed meczem z Włochami najpierw lekko zasugerował, że być może swój ostatni pomysł porzuci, bo już teraz zaczyna odczuwać presję, ale po chwili udzielił wypowiedzi, która wskazywałaby, że jednak swojej wizji budowania zespołu, przynajmniej na razie, nie zmieni.

- Czy dalej będę eksperymentował ze składem? Jesteśmy w momencie budowania, testowania, sprawdzania. Ale mamy świadomość, jaka jest presja. Dlatego bez względu na to, jakim składem zagramy i w jakim ustawieniu wyjdziemy, podstawowym celem będzie zwycięstwo - przyznał selekcjoner na początku.

A po chwili dodał: Ale taktyka to jedno, a to, jak zawodnicy ten pomysł zrealizują - drugie. Szukamy rozwiązań. A do niektórych zmusza nas sytuacja, bo wiadomo, że w niedzielę z powodu kartek nie wystąpi Mateusz Klich. Drobne urazy mają też Grzegorz Krychowiak i Artur Jędrzejczyk.

Początkowo można było przypuszczać, że sytuacja [Polska w przypadku porażki straci szanse na dalszą grę w Dywizji A Ligi Narodów] być może zmusi selekcjonera do tego, by wrócił do jednego z klasycznych ustawień: 4-4-2 lub 4-2-3-1, co może wyjść dla Polski korzystnie. Teraz jednak pojawia się coraz więcej informacji mówiących o tym, że tak nie będzie. Brzęczek ma bowiem zmienić zawodników, ale nie system. Trener zamierza wymienić całą trójkę środkowych pomocników (Kurzawę, Klicha i Krychowiaka mają zastąpić Karol Linetty, Jacek Góralski i Damian Szymański). Do jednej zmiany najprawdopodobniej dojdzie także w obronie, gdzie Artura Jędrzejczyka zastąpi Rafał Pietrzak lub Arkadiusz Reca.

>> Bez skrzydeł, pomysłu i efektów. Eksperyment nie wypalił

Wiele wskazuje na to, że Brzęczek zdecyduje się powtórzyć eksperyment, który nie powiódł się za pierwszym razem. Z jednej strony należałoby go pochwalić za odwagę i konsekwencję, z drugiej warto się jednak zastanowić, czy te eksperymenty mają sens. Bo Polska to drużyna, w której naturze leży wypracowanie automatyzmów i szlifowanie jednego, znanego już systemu, a nie ciągłe szukanie nowych. I leży też chyba to, że do dominowania na boisku nasi piłkarze nie są przyzwyczajeni. Może więc nie warto kłócić się z naturą, zamiast tego wracając do tego, co działało jeszcze niedawno.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.