Polska - Portugalia. Paweł Janas o Jakubie Błaszczykowskim: Wujek nie wujek, Kubie miejsce w kadrze się po prostu należało. I nadal należy

- Dostawał powołania ode mnie, później od Leo Beenhakkera i innych selekcjonerów. Jemu to miejsce w kadrze się po prostu należało. I nadal należy - mówi Paweł Janas o Jakubie Błaszczykowskim, który w czwartek, w meczu przeciwko Portugalii w Lidze Narodów (godz. 20.45), ma szansę zagrać w kadrze po raz 103.

Debiutował ponad 12 lat temu (28 marca 2006 roku), w towarzyskim spotkaniu z Arabią Saudyjską (2:1). W czwartek ma szansę zagrać w kadrze po raz 103. Czyli ma szansę pobić rekord wszech czasów, wyprzedzić Michała Żewłakowa (102 mecze) i zostać piłkarzem z największą liczbą występów w reprezentacji Polski.

Bartłomiej Kubiak: Co takiego pan widział w Jakubie Błaszyczkowskim, 20-latku, który debiutował u pana w kadrze?

Paweł Janas: Wtedy głównie potencjał. To był młody chłopak, który dopiero się kształtował. Ale warunki do rozwoju miał znakomite - grał w Wiśle Kraków, a to była trochę inna Wisła niż dzisiaj. Dominująca w lidze, mająca w składzie nie jednego albo jak do niedawna żadnego, tylko pięciu-sześciu piłkarzy, którzy regularnie dostawali powołania do reprezentacji Polski.

Kuba po raz pierwszy dostał powołanie na sparing z Arabią Saudyjską, pamięta pan tamten mecz?

- Odbył się w Rijad, stolicy Arabii Saudyjskiej. Barwna wyprawa. A nawet nie tyle barwna, ile zwyczajnie egzotyczna. To było zderzenie z zupełnie inną kulturą. O żadnym wyjściu z hotelu, wypadzie na miasto, nawet nie było mowy. Pamiętam, że chłopaki trochę na to narzekali.

Kuba też narzekał?

- Nie, on był grzeczny, spokojny, może nawet nieco przestraszony. Przede wszystkim młody, dopiero wchodził do kadry, więc jego zadaniem było noszenie i zbieranie sprzętu po treningach, a nie organizacja życia towarzyskiego.

I co, nosił?

- No pewnie. Na boisku zawsze był charakterny, ale poza boiskiem się nie wymądrzał, ani nie wywyższał. Grupa szybko go zaakceptowała.

A z jego występu przeciwko Arabii coś pan pamięta?

- Pamiętam, że wystawiłem go na prawej pomocy. Ale chyba nie zagrał całego spotkania [po przerwie Błaszczykowskiego zmienił Paweł Brożek]. Nie był to też chyba jakiś wybitny mecz w jego wykonaniu. No, ale widać było, że ma to coś. Ma właśnie ten potencjał. Że trzeba go obserwować, bo w przyszłości może się tej kadrze przydać.

Kilka miesięcy później na mundial do Niemiec go pan jednak nie zabrał.

- Nie zabrałem, bo nabawił się kontuzji. O ile sobie przypominam, miał chyba jakiś problem z plecami.

A gdyby nie kontuzja?

- Czy bym go zabrał? Nie wiem, być może. Na pewno wiek nie był przeszkodą. Nie bałem się stawiać na młodych. Często wolałem powołać takich do kadry, by się oswajali, niż tych, którzy już kończą kariery.

Spodziewał się pan, że Kuba wykręci w kadrze aż tyle występów?

- Gdybym powiedział, że się wtedy spodziewałem, tobym skłamał. Nie, nie spodziewałem się. Choć prawda jest taka, że gdyby nie kontuzje, to teraz Kuba miałby nie 103, a ze 130 występów. W ostatnich latach kadra gra więcej meczów niż kiedyś. Pewnie już nie Kuba, ale taki Robert Lewandowski ze 130, może nawet 140 ich sobie nabije [w czwartek Lewandowski będzie miał szansę zagrać w kadrze po raz setny].

Jak odbiera pan opinie, że Błaszczykowski jest teraz powoływany do reprezentacji z uwagi na koneksje rodzinne z selekcjonerem Jerzym Brzęczkiem?

- To jakiś nonsens! Ja go powoływałem, choć nie łączą nas żadne więzi, później robił to Leo Beenhakker i inni selekcjonerzy. Wujek nie wujek, Kubie po prostu należała się ta reprezentacja. I nadal należy.

Czyli gdyby selekcjonerem kadry nie był Brzęczek, tylko ktoś inny, to Kuba teraz i we wrześniu też dostałby powołania do reprezentacji?

- Jeżeli selekcjonerem byłby Polak to na pewno. Z obcokrajowcem mogłoby być różnie. Może nie znałby realiów i jego głównym punktem odniesienia byłby występy w klubie. A tych, jak wiadomo, Kuba ostatnio za wiele nie ma. Ale z drugiej strony: kto miałby zostać powołany za niego? Na bokach pomocy mamy ostatnio kłopot. Nie ma wielu piłkarzy, którzy mogliby tam grać. Takich, którzy z marszu mogliby zająć miejsce Kuby.

Był pan rozczarowany występem kadry na MŚ?

- Byłem, chyba jak każdy. Tutaj wielkiej filozofii nie ma: trenera bronią wyniki. A te na mundialu, a w zasadzie można powiedzieć, że na mundialach, bo na moim zresztą też, nie były zadowalające.

Po mundialu wiele osób skreśliło tę drużynę, wrześniowy remis z Włochami trochę przywrócił ducha w narodzie. Czy zgadza się pan, że reprezentacja Polski przez pięć lat pracy z Adamem Nawałką zrobiła tak duży postęp, że turniej w Rosji należy traktować jako bardzo nieprzyjemny, ale jednak incydent?

- Chciałbym, żeby tak było, ale jest za wcześnie, by to stwierdzić. Dwa wrześniowe mecze takiej pewności nie dają. Trzeba jeszcze poczekać, myślę, że do wiosny. Bo choć szkielet tej drużyny pozostał, to jednak Jurek buduje tę kadrę po swojemu, wprowadza do niej nowych piłkarzy.

Co Kuba może dać tej reprezentacji?

- Doświadczenie, autorytet, ale przede wszystkim jakość. Jeżeli zdrowie będzie mu dopisywało, to jestem przekonany, że jeszcze sporo naszej kadrze pomoże.

Reprezentacja. Polska - Portugalia. Jak wygrać z drużyną Fernando Santosa?

Krzysztof Piątek da zarobić Genoi wielkie pieniądze. Ogromny wzrost wartości Polaka

Polska - Portugalia. Pierwszy trener Roberta Lewandowskiego: Był zdeterminowany. Żeby zagrać w meczu, zrezygnował z przyjęcia komunijnego

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.