Reprezentacja. Osieroceni po Michale Pazdanie. Trwa walka o miejsce u boku Kamila Glika

Reprezentacja Polski dość wyraźnie odczuwa brak pomijanego przez selekcjonera Jerzego Brzęczka Michała Pazdana. Pod nieobecność stopera Legii Warszawa trwają poszukiwania partnera dla Kamila Glika. Każdy z kandydatów mierzy się jednak z jakimiś problemami.

To była wyjątkowo sprawna sztafeta. Przez lata pałeczka przekazywana na środku defensywy krążyła z ręki do ręki. Tomaszów Hajto i Wałdocha zastąpili Jacek Bąk i Michał Żewłakow; po nich na stoperze zaczęli grać Marcin Wasilewski i Damien Perquis. Później rozpoczęła się trwająca wciąż era Kamila Glika u boku którego pewne miejsce miał Łukasz Szukała, ale tego przed mistrzostwami Europy zmienił Michał Pazdan. Jego następcy na razie jednak nie ma. A następcy szukać trzeba i to na teraz, bo czas piłkarza Legii Warszawa nieubłaganie mija...

Jednym z największych wyzwań przed jakim stoi dziś Jerzy Brzęczek jest stworzenie duetu opartego na Gliku, który podobnie jak za kadencji Adama Nawałki, da reprezentacji awans na wielki turniej. W tej chwili pretendentów do gry na środku obrony jest dwóch. Jednak ani Jan Bednarek, ani Marcin Kamiński, nie są w szczytowym momencie swoich karier. Za nimi jedzie co prawda niewielka grupa pościgowa (Adam Dźwigała, Artur Jędrzejczyk), ale w tym tempie raczej nie dogoni rywali przed marcowymi meczami eliminacji mistrzostw Europy.

Faworyt wyścigu, któremu zaczyna brakować paliwa

Jan Bednarek ma w teorii wszystkie atuty, aby na lata stać się ostoją defensywy reprezentacji. Chłopak z Kleczewa od dawna porównywany jest zresztą do Jacka Bąka, który w barwach naszej kadry rozegrał aż 96 meczów. Wysoki, świetnie zbudowany, inteligentny, umiejący wprowadzić piłkę – Bednarek ma to wszystko. Na dodatek jest wciąż najdrożej sprzedanym piłkarzem Ekstraklasy. Mało? 22-latek ma trzy występy na mistrzostwach świata, zagrane w niemal tak młodym wieku, jak słynny Władysław Żmuda. Ale mimo to Janek nie może czuć się pewniakiem, choć faworytem w rywalizacji o miejsce u boku Glika z pewnością jest.

Ani jednak mundial, gdzie młody piłkarz był współwinny utraty trzech bramek, ani poprzedni sezon w trakcie którego rozegrał zaledwie osiem spotkań w pierwszej drużynie Southampton, nie ugruntowały pozycji Bednarka. A w trwających rozgrywkach Premier League znów nie jest kolorowo – Polak nie odgrywa w zespole „Świętych” istotnej roli. Menadżer Mark Hughes postawił na niego tylko w dwóch meczach. W obu były obrońca Lecha Poznań zagrał zaledwie 80 minut. Na dodatek w meczu z Chelsea, na który wyszedł w podstawowym składzie, po przerwie został w szatni (choć była to zmiana taktyczna, a angielskie gazety występ naszego reprezentanta oceniły jako poprawny). Poza ligowymi epizodami Bednarek zanotował także dwa mecze w Pucharze Ligi. – Trzeba zapytać Janka jak on się teraz czuje, czy wykonuje dodatkową pracę, kiedy drużyna gra a on jest na ławce. Każdy piłkarz trenuje po to, aby grać, ale żaden trening nie zastąpi grania po 90 minut – ocenił sytuację kolegi Glik.

Co symptomatyczne – w dwóch spotkaniach kadry Bednarek rozegrał o 140 minut mniej, niż w trwającym od sierpnia sezonie klubowym (Southampton rozegrało w tym czasie dziesięć meczów). Jeżeli Janek zagra przeciwko Portugalii i Włochom to będzie miał więcej minut w reprezentacji, niż w klubie! Bednarek przypomina więc szybkie auto, które na linii startu stanęło na pole positon, ale w trakcie wyścigu zaczęło brakować mu paliwa. I trudno dziś stwierdzić czy uda mu się dojechać do mety, którą są mecze kadry w eliminacjach Euro 2020.

Kamiński w końcu pokonał stres

To był pocałunek śmierci. Stroniący od deklaracji i publicznej dysputy o nazwiskach Adam Nawałka na początku swej kadencji oznajmił dziennikarzom, że ma obrońcę na którym chce oprzeć blok obronny. Tym piłkarzem był Marcin Kamiński, którego reprezentacyjny żywot zakończył się szybciej, niż ktokolwiek mógł przewidzieć. Beznadziejny mecz z Irlandią we Wrocławiu wyrzucił Kamińskiego poza krąg powoływanych piłkarzy na trzy lata. Tyle czasu zajęło obrońcy odzyskiwanie zaufania poprzedniego selekcjonera. Jerzy Brzęczek powołuje Kamińskiego od początku pracy i już na początku dał mu szansę gry. Tą pierwszą obrońca Fortuny Dusseldorf otrzymał zresztą w meczu z… Irlandią we Wrocławiu. I zagrał nieźle. Na dodatek zbiegło się to ze zmianą klubu, która wyszła piłkarzowi na dobre. Kamiński, który miał tylko iluzoryczne szanse na występy w VfB Stuttgart, postanowił zrobić „krok w tył” i przeniósł się do beniaminka Bundesligi. I choć Fortunie nie wiedzie się tam najlepiej (zajmuje 17 miejsce) to Stuttgartowi wiedzie się jeszcze gorzej (zajmuje 18 miejsce)! A Kamiński gra. W sezonie wystąpił w sześciu meczach i każdy z nich rozpoczął i kończył na murawie. Niezbyt dobre wrażenie robi jednak statystyka: tylko w meczu ze Stuttgartem Fortunie udało się nie stracić bramki. Za to spotkanie (i to z RB Leipzig) niemiecki „Kicker” ocenił Polaka na 3 (w skali od 1 do 6). Za pozostałe występy Kamiński otrzymał średnie noty – od 3,5 do 4.

W erze Nawałki byłemu piłkarzowi Lecha Poznań zarzucano często, że w meczach kadry nie potrafi grać tak dobrze, jak w klubie. Miał to potwierdzić chociażby występ przeciwko Nigerii w którym Kamiński popełnił kilka prostych błędów (faulował też w polu karnym Victora Mosesa, który wykorzystał rzut karny i zdobył zwycięską bramkę). Sam 26-latek po meczu z Irlandią zapewniał, że przeszkadzający w grze stres to już przeszłość. Z pewnością będziemy mieli okazję zweryfikować jego słowa, bo Brzęczek wciąż widzi w Kamińskim potencjał. Nie tylko on zresztą, bo ciepło o koledze mówił na wtorkowej konferencji prasowej bramkarz Łukasz Fabiański. – Powiem ze swojego doświadczenia z gry w kadrze: patrząc na ostatnie spotkania to obrona funkcjonowała nieźle. To formacja nad którą ciągle trzeba pracować, ale ostatnich mecz wszystko było na niezłym poziomie. I mowa tu nie tylko o Kamilu czy Janku, ale także o Michale Pazdanie czy „Kamyku”. Zawsze w tym wszystkim potrafiliśmy znaleźć wspólny język – powiedział Fabiański, który w czwartek ma wystąpić w meczu z Portugalią.

Cionek i Salamon skreśleni?

Do dyspozycji selekcjoner ma w tej chwili teoretycznie jeszcze jednego piłkarza. To Artur Jędrzejczyk, kolega Pazdana z Legii Warszawa. Chociaż w reprezentacji zaistniał do tej pory głównie jako lewy obrońca to w ostatnich tygodniach w klubie występuje przede wszystkim jako stoper. Brzęczek zapytany o to na jaką pozycję powołał Jędrzejczyka odparł, że bierze go pod uwagę zarówno przy wyborze bocznego obrońcy, jak i środkowego. Inną opcją jest młody (choć obecnie kontuzjowany) Adam Dźwigała, którego Brzęczek zaprosił na swoje pierwsze zgrupowanie. Stoper Wisły Płock to w tej chwili jednak melodia przyszłości.

Mimo braku doświadczenia jego akcje i tak stoją wyżej, niż włoskiego duetu: Thiago Cionek-Bartosz Salamon. Pierwszy gra regularnie w SPAL (w tym sezonie rozegrał osiem meczów), a drugi we Frosinone (także osiem występów). O tej dwójce Brzęczek zdążył już jednak powiedzieć, że „nie pasuje mu do koncepcji”. Świadomość takiego przekonania selekcjonera musi mieć choćby Kamil Glik, który we wtorek stwierdził: „Gdy nie ma Pazdana są inni piłkarze. Trener ma pole manewru. Jestem ja, Janek i Marcin. Janek był na mundialu, radził sobie tam nieźle. Dziś jest nas trzech na dwa miejsca – powiedział obrońca AS Monaco.

Powrót Pazdana odległy jak Euro 2016

Teoretycznie możliwy jest jeszcze jeden scenariusz, choć w tej chwili to science fiction. To powrót Michała Pazdana. 30-latek jest jednak nie tylko daleki od formy z Euro 2016, ale daleki jest także od regularnej gry. Do teraz w barwach Legii zdążył zanotować dwa mecze w Ekstraklasie (w drugiej i siódmej kolejce). Po raz ostatni na boisku pojawił się… na początku września. Później albo siedział na ławce, albo nie było go w kadrze. I na ten moment nie ma go w drużynie narodowej. Następca Pazdana potrzebny jest więc Brzęczkowi od zaraz.

***

Krzysztof Piątek ma nowego trenera

Łukasz Fabiański zagra w meczu z Portugalią

Polska - Portugalia. Gdzie obejrzeć mecz?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.