Reprezentacja Polski. Dlaczego Ludovic Obraniak nie pożegnał się z Polską?

Po 17 latach i 549 meczach, zdecydował się zakończyć karierę. Karierę, w której zdobył kilka ważnych trofeów i efektownych bramek. Ostatnie jej lata były jednak szare, a sprawa gry dla biało-czerwonych zamiast cieszyć, bolała. Może nawet do tego stopnia, że w jego pożegnaniu z futbolem słów o Polsce nie było. Ludovic Obraniak, który burzy stereotypowy wizerunek piłkarza zakończył sportową karierę.

Zamiast emocjonować się nową FIFĄ szedł do galerii Flamant w Lille i szukał stylowej biblioteczki do swego mieszkania. - Z narzeczoną dużo czytamy. Potrzebujemy miejsca na książki – tłumaczył rozglądając się po dwupiętrowym sklepie, w którym wszędzie czuć było zapach drewna.

- Uwielbiam sztukę i dekorację wnętrz, więc chodzenie po takich miejscach to dla mnie czysta przyjemność – dodawał. Przyjemność, nie na każdą kieszeń. Skromna lampa do czytania była tam do nabycia za kilkaset euro. Taniej niż zwykle, przez zmianę ekspozycji. Sztukę i przedmioty, które nabywał, Obraniak traktował też nie jako kaprys, ale jako inwestycję.

Ludovic ObraniakLudovic Obraniak Kacper Sosnowski

Od zawsze kupował sporo dzieł sztuki, lubił o nich rozmawiać. W Lille przyjaźnił się z polskim artystą Jackiem Łazuką. Niektóre obrazy czy rzeźby nabywał i zostawiał w galeriach, bo w domu nie miał dla nich miejsca. Inne były tak cenne, że zamiast na ścianę od razu trafiały do sejfów. Po jakimś czasie można było sprzedać je z zyskiem. Był też koneserem wina. Lubił je pić, ale też lubił je mieć.

- Kupiłem np. dziesięć 12 butelkowych skrzyń Chateau Margaux z 1962 roku. Było drogie, ale to też inwestycja. Wina leżą u mnie w piwnicy, a za kilka lat zyskają na wartości – tłumaczył. Zresztą menadżer Ludovica na stałe mieszkał w Bordeaux i też był miłośnikiem narodowego trunku. Obaj panowie rozmawiali nie tylko o piłce.

Ludovic ObraniakLudovic Obraniak Kacper Sosnowski

Znakomita lewa noga, małe ciśnienie na polski

Jak dodamy do tego fakt, że Obraniak sam też lubił malować i jak to określał „dłubać, składać i tworzyć coś” to otrzymamy obraz człowieka, który w piłkarskim świecie był raczej oryginałem. W dodatku oryginałem urodzonym i wychowanym we Francji. Wrażliwym gościem z duszą artysty. Dla biało-czerwonej reprezentacji mógł zagrać, bo jego dziadek pochodził z okolic Poznania. Chociaż sam Obraniak miał z Polską mało wspólnego, to przyjechał tu ze sporymi nadziejami, chęcią pomocy, znakomitą lewą nogą i małym ciśnieniem na naukę języka polskiego. Języka, który niegdyś w subiektywnym rankingu tygodnika „Polityka” wyprzedził m.in. grecki, japoński, tajski i wskazany był jako jeden z najtrudniejszych na świecie.

Obraniak polskiego się uczył, chociaż z rankingiem „Polityki” w głębi serca się zgadzał. W Lille dwa razy w tygodniu spotykał się z polskim nauczycielem, ale im więcej było odmian, rodzajów, wyjątków, „sz” i„cz”, to do tych lekcji podchodził z mniejszym zapałem. Zawsze podkreślał natomiast, że sporo rozumie.

Czy kluczową sprawą  w jego przypadku była nauka polskiego. Obraniaka do kadry nikt na konwersacje nie zapraszał. Zapraszał go z myślą o środku pola, a że język piłki jest językiem uniwersalnym, więc problemu nie było. Przynajmniej na początku. A poza boiskiem? Był m.in. Dariusz Dudka, był Michał Żewłakow i była życzliwość.

- Mówił mi, że podczas któregoś ze zgrupowań siedział przy stole i chciał sobie coś posolić. Któryś z kolegów zobaczył, że rozgląda się za solą i sprawdza w słowniku, jak to powiedzieć. Podszedł i podsunął właściwe zdanie, czyli "podaj sól". Ludo był tym gestem bardzo mile zaskoczony – opisywała mi na początku jego polskiej przygody Laura Sieger, narzeczona, a obecnie matka trójki dzieci.

„Niech odda paszport”

Zresztą początek przygody w Polsce Obraniak miał wymarzony. W debiucie strzelił Grecji dwa gole. - Aż się popłakałam. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi krzyczało wtedy jego nazwisko, to było poruszające – dodawała Laura.

Kolejne mecze dawały wrażenie, że dobrze dośrodkowujący, potrafiący zaskoczyć strzałem z dystansu i przede wszystkim znajdujący się w dobrej formie Obraniak może być dla kadry przydatny. Jakby rywalizację przegrał sportowo, pewnie nie byłoby problemu, ale Obraniak z biegiem czasu czuł się w Polsce niechciany. Nie był stąd. Hasła „farbowany lis”, „Polakami są ci, co mówią po polsku i to oni powinni grać w kadrze” czy „niech odda paszport”– mocno go bolały. On, by ten paszport dostać, też trochę się wysilił. Siedział, szukał i kompletował wszelkie dokumenty. Poza tym ktoś go w tej kadrze chciał, a potem publicznie nieco poobrażał i stwierdził, że takich jak on już nie chcemy.

W końcu, gdy po jednym ze zgrupowań wyjeżdżał szczęśliwy... że ono już się skończyło, postanowił napisać list z prośbą o jego niepowoływanie do polskiej kadry przez Waldemara Fornalika.

„Dotarły do mnie pewne oświadczenia, które mnie zaszokowały i głęboko zraniły. Jestem bardzo rozczarowany i nie czuję się zdolnym do reprezentowania mojego kraju. W zaistniałych okolicznościach, jest to ponad moje siły. Zawsze przedkładałem wartości ludzkie nad sportowymi, jednak jestem już zmęczony wytykaniem mnie palcami i traktowaniem jak obcego przez naszych decydentów!

Jest prawdą, że nie mówię poprawnie po polsku, ale czy ten fakt powinien mnie dyskryminować? Czy jest on ważniejszy niż więzy krwi?” – pytał w piśmie kierowanym do PZPN i Zbigniewa Bońka.

„Wolność, równość, braterstwo” – tego w Polsce Obraniak nie znalazł, chociaż Polakiem się czuł. Hymnu może najgłośniej nie potrafił zaśpiewać, ale wiedział, że jest w nim mowa m.in o pewnym Francuzie, który dał przykład Polakom, jak mają zwyciężać. On na początku też chciał się z tym krajem związać. Kombinował, by kupić tu ziemię. Miał plan, co do założenia piłkarskiej szkółki. Skończyło się na 34 meczach w reprezentacji, sześciu golach i smutnym pożegnaniu.

Bez Polski

Pożegnaniu, które na tyle go dotknęło, że w swoim piśmie informującym o końcu piłkarskiej kariery słowa o naszym kraju nie znaleźliśmy. Przypadek?

Obraniak napisał, ze czuję się dumny, iż mógł grać w najlepszych francuskich klubach, z największymi piłkarzami. Hazard, Landreau, Conceicao, Gervinho, Sow – trochę tych talentów rzeczywiście spotkał. To we Francji zdobywał zresztą swoje najcenniejsze trofea – mistrzostwo kraju z Lille oraz krajowy puchar z LOSC i Bordeaux. 

Napisał, że jest szczęśliwy, że wyjechał też do klubów zagranicznych, choć jak zaznaczył nie były to wyjazdy łatwe. Przywiózł z nich jednak Puchar Izraela (zdobyty z Maccabi Hajfa). Zasygnalizował, że kończąc karierę nie czuje ani smutku, ani goryczy. Niczego też nie żałuje. A może to był właśnie nieco ukryty polski wątek?

Ekspert w RMC

Ostatnie półtora roku pod względem sportowym były dla niego słabe. W poprzednim sezonie w barwach Auxerre rozegrał tylko 16 spotkań. Po zakończeniu kontraktu nie mógł znaleźć nowego klubu i uznał, że na miesiąc przed swymi 34. urodzinami po 17 latach gry i 549 występach można zejść z piłkarskiej sceny. Z futbolu jednak nie zniknie. Będzie ekspertem w radiu i telewizji RMC Sport, gdzie ostatnio pojawiał się częściej. Nie ma co się temu dziwić. Dobrze mówi, na piłce się zna, jest elokwentny, można z nim porozmawiać nie tylko o futbolu. Książek i dzieł sztuki w domu ciągle mu nie brakuje. Konsultant idealny – przynajmniej we Francji. W Polsce pewnie i z tego niektórzy chętnie będą szydzić. 

 

Liga Europy. Loris Karius z fatalnym błędem w meczu z Malmoe. Koszmar byłego bramkarza Liverpoolu trwa [WIDEO]

Juventus wstawił się za Cristiano Ronaldo

Liga Europy. Rzeźniczak nie zatrzymał Arsenalu, Milan bez wpadki

Więcej o:
Copyright © Agora SA