- Dlatego że jest lepszym kandydatem niż jego przeciwnik Józef Wojciechowski. Jest kandydatem sprawdzonym, który przez cztery lata pokazał, że ma pomysł na naszą piłkę, ma pomysł na to, żeby atmosfera wokół niej bardzo się poprawiła. Cztery lata temu wstyd było się przyznać, że jest się działaczem piłkarskim. Teraz można z otwartą przyłbicą chodzić po ulicy i bez skrępowania mówić, że jest się w PZPN. Łatwiej jest rozmawiać o piłce, bo ludzie traktują ją jako normalną dyscyplinę, a nie jak dawniej, kiedy działacz uważany był za skorumpowanego, myślącego tylko o poprawie swojego losu, a nie globalnie o naszej dyscyplinie.
- O ile w przypadku upadku ŁKS zabrakło wsparcia ze strony działaczy centrali, to Widzew sam doprowadził się do bankructwa. Na szczęście oba kluby próbują się odbudować. Kryzysu nie wiązałbym z prezesem Bońkiem, bo nie jest rolą centrali naprawa źle zarządzanych klubów.
- Nie da się ukryć, że Boniek przychylnie patrzy na Widzew, bo to przecież jego klub. On żyje jego sprawami. Nie może jednak i nie będzie mógł zaangażować się w pomaganie poszczególnym klubom, nawet jeśli będą to jego ulubione. Musi patrzeć globalnie.
- Musimy oddzielić dwie rzeczy: Bońka jako zarządzającego Widzewem, i Bońka prezesa PZPN. Nie mnie oceniać, czy za jego czasów w Widzewie zarządzanie było odpowiednie, czy może kiedyś zabrakło kontroli. A jeśli chodzi o sprzedaż stowarzyszenia panu Cackowi, to moim zdaniem był to biznes. Pan Cacek kupując miał możliwość analizy, co kupuje i za ile. Sprawę należy zostawić zainteresowanym. Nie naszą rolą jest oceniać, jak to wyglądało, bo przecież minęło chyba osiem lat. Odgrzewanie, straszenie mającym się pojawić dokumentem nie ma sensu.
- Mogę mówić o reprezentacji z perspektywy kibica. Oczywiście można powiedzieć, że nasze sukcesy są kwestią szczęścia, bo trafiliśmy na dobre pokolenie piłkarzy. Nie jest to oczywiście tylko zasługa Bońka, ale awans reprezentacji z 60. czy 70. miejsca na 15. jest znakomitym wynikiem i pokazuje, że cztery lata nie zostały zmarnowane. Druga rzecz: mówi się, że słabe jest szkolenie dzieci i młodzieży, że są problemy z bazą. Uważam, że te dwie sprawy są podstawowymi zadaniami na najbliższe cztery lata. Podwaliny już zostały stworzone, bo mamy narodowy model gry, jest unifikacja systemu szkolenia i rozgrywek, a także AMO [Akademia Młodych Orłów - przyp. red.]. W Łodzi to się bardzo fajnie rozwija. W pierwszym roku pojawiło się 70 chłopców, a w tym ponad już 300. Obserwujemy lawinowy wzrost liczby dzieci zgłaszających się do klubów. Parę lat temu w rozgrywkach młodzieżowych mieliśmy 100 drużyn, dziś jest ich 300. To oczywiście efekt Euro i Lewandowskiego, jednak także lepszej opinii o polskiej piłce.
- Poprawiliśmy rangę Pucharu Polski, do niedawna traktowanego jako zło konieczne. Za zwycięstwo na szczeblu wojewódzkim jest aż 30 tys. zł, co jest marchewką dla klubów. Udział Widzewa i ŁKS sprawia, że ludzie chętnie przychodzą na mecz, ale z drugiej strony dla małych klubów 30 tys. z PZPN to ogromne pieniądze. To zasługa Bońka i całej ekipy, która poprawiła wizerunek rozgrywek.
- Przeczytałem dokładnie postulaty klubów z ekstraklasy. Nie widzę tam niczego zdrożnego, a pod większością się podpisuję. Nie godzę się jednak na zwiększanie liczby obcokrajowców spoza Unii Europejskiej, bo to przeszkadza w rozwoju młodym polskim zawodnikom. Nie zgodzę się z wprowadzaniem parytetów w komisjach PZPN, bo już teraz kluby ekstraklasy, pierwszej i drugiej ligi mają bardzo wielu reprezentantów w związku. Nie dzielmy klubów na lepsze i gorsze, jak chcą to zrobić ci silniejsi. Ich zdaniem trener pracujący z młodzieżą w Legii jest lepszy od tego z Warty Sieradz, mającej kilkanaście drużyn juniorskich. Lepsze szkolenie w małych klubach sprawi, że znacznie więcej dobrych piłkarzy pojawi się w ekstraklasie. Weźmy łódzkie przykłady: Mariusz Stępiński jest wychowankiem Piasta Błaszki i trafił do reprezentacji Polski. Nie można o tych małych klubach zapominać, bo bez nich nie będzie silniej piłki nożnej. Czytałem ostatnio wywiad z Patrykiem Stępińskim [obrońca Wisły Płock, który zaczynał karierę w Łodzi], który opowiada, że w reprezentacji juniorów nazywany był "Miastowym", bo jako jedyny urodził się i wychował w dużym mieście. Reszta, mimo że grała w Legii czy Lechu, pochodzi z małych miejscowości. To pokazuje potencjał terenu, dlatego nie wolno polaryzować polskiej piłki.
- Uważam, że niezrealizowaną rzeczą jest to, co ostatnio się nasiliło, czyli wybryki kibiców. Myślę, że ich rola w klubach wymknęła się spod kontroli. Najbardziej jaskrawym przykładem jest Legia. Na jej przykładzie widać, jak wielkie straty może przynieść brak systemowego rozwiązania w relacjach: kibic - władze klubu. Sam PZPN sobie z tym nie poradzi, jednak jego zdaniem jest lobbowanie do odpowiednich organów państwa, by ten problem rozwiązać. Choćby przez to, by nie odpychać normalnych kibiców ze stadionów.
- Po czterech latach marginalizacji łódzkiego związku nadszedł czas, by to zmienić. Widzę pozytywny stosunek Bońka do całego łódzkiego piłkarstwa. Jeśli uda się wprowadzić łódzkich działaczy do struktur PZPN, nie dojdzie do sytuacji, że nie mogliśmy o niczym decydować. Przez to byliśmy na uboczu,omijały nas mecze reprezentacji młodzieżowych.
- Czterech wojewódzkich plus Zbigniew Przesmycki, prezes kolegium sędziów. Uważam, że jedziemy na zjazd w pięcioosobowym składzie, by walczyć o łódzką piłkę.
- Jestem w bliskich kontaktach z całą czwórką, więc jestem pewien, że będziemy jedną ręką, która odda głos na Zbigniewa Bońka. Przypomnę, że jako związek tylko jemu daliśmy rekomendację.