Grzegorz Jaworski, prezes Piasta Gliwice: Czas zaatakować ósemkę

Trener Latal ma coś do udowodnienia. Będzie chciał pokazać, że poprzedni sezon w naszym wykonaniu nie był przypadkiem. Dla Piasta to bardzo dobrze - mówi Grzegorz Jaworski, pełniący obowiązki prezesa Piasta Gliwice.

Niedawno w gliwickim klubie doszło do rewolucyjnych zmian. Wyniki, w porównaniu z zeszłym sezonem, są słabe. Odszedł dotychczasowy prezes, zmienił się trener. Co dalej?

Rozmowa z Grzegorzem Jaworskim*

Paweł Czado: Jakie najważniejsze pozasportowe wyzwanie stoi przed Piastem?

Grzegorz Jaworski: - W takiej sytuacji jak obecnie jestem już drugi raz. Dwa lata temu rada nadzorcza oddelegowała mnie do obowiązków pełnienia prezesa zarządu kiedy odchodził prezes Jarosław Kołodziejczyk i trener Marcin Brosz. Nie ukrywam, że dziś sytuacja jest wprawdzie podobna, ale jako klub jesteśmy już w zupełnie innym miejscu. Wtedy było więcej problemów organizacyjnych, był również problem z drużyną, bo wówczas walczyliśmy o utrzymanie w ekstraklasie i to był nasz jedyny cel.

Próbowaliśmy wtedy zatrudnić trenera z Polski, ale każdy z nich stawiał warunki, że "jeżeli się utrzymacie to wrócimy do rozmów". Dlatego w naszym klubie pojawił się trener Angel Perez Garcia, który nie stawiał warunków i podjął się zadania utrzymania drużyny w ekstraklasie. Zatrudnienie tego trenera było trudną decyzją, ale jak się okazało bardzo szczęśliwą. Drużyna wygrała w dobrym stylu mecz w Krakowie, a potem bez problemu utrzymała się w ekstraklasie. Okazało się, że luz, który wprowadził trener Garcia podziałał tak na zawodników, że chciało im się grać.

Obecna sytuacja jest już zupełnie inna. Organizacyjnie klub jest bardzo dobrze przygotowany. Nie mamy żadnych problemów, odchodząc prezes Adam Sarkowicz pozostawił Piasta w dobrej kondycji. Obecnie właściwie jedyny problem dla nas to jakość sportowego wyniku. Nie chodzi nawet o powrót na miejsce, które osiągnęliśmy na finiszu w poprzednim sezonie, lecz o powrót do formy i stylu gry z tamtego okresu.

Spodziewał się Pan, że - w porównaniu z poprzednim sezonem - przyjdzie jednak aż taka obniżka formy i o tyle gorsze wyniki?

- Oczywiście, że nie. Nie spodziewaliśmy się w klubie, że po rozegraniu 8 kolejek będziemy znajdowali się na tak odległym miejscu w tabeli. Złożyło się na to parę czynników. Niewątpliwie odejście dwóch czołowych zawodników Kamila Vacka i Martina Nespora osłabiło drużynę, choć na pewno nie jest to kluczowy powód dla którego dziś miejsce w tabeli Piasta jest aż tak niskie. Brak porozumienia prezesa Adama Sarkowicza z trenerem Radoslavem Latalem na początku sezonu spowodował, że coś w tej drużynie nie zadziałało.

Nie szkoda odejścia Vacka i Nespora?

- To rzeczywiście byli piłkarze, którzy wiele dali Piastowi. Po odejściu Konstantina Vassiljeva do Jagiellonii myśleliśmy, że dziura po nim w środku pola będzie wręcz nie do zasypania. Pojawił się jednak Kamil Vacek, który okazał się zawodnikiem dużego kalibru i bardzo dobrym organizatorem gry. Potrafił biec wszerz boiska z dwoma zawodnikami na plecach, którzy go atakowali, a nie pozwalał sobie odebrać piłki i kończył taką akcję celnym podaniem. To robiło wrażenie! Na wiosnę Vacek powiedział nam jednak, że chce sobie znaleźć klub zagranicą, w którym mógłby realizować ambicje. Był w formie, przecież niewiele brakowało, a pojechałby z reprezentacją Czech na Euro. Nalegaliśmy, żeby u nas został, ale on rozglądał się za innym klubem a - tak jak Nespor - był ze Sparty Praga tylko wypożyczony do 30 czerwca. Nie podpisał nowej umowy i wrócił do Czech. Chciał grać na zachodzie, ostatecznie został zawodnikiem Maccabi Hajfa. Podejrzewam, że to nie jest klub jego marzeń i gdyby wiedział, że tam wyląduje, być może zostałby u nas i podpisał nowy kontrakt.

Obaj Czesi chcieli zarabiać więcej?

- Oczywiście jakieś rozmowy o większych pieniądzach były, ale to raczej nie były takie sumy, którym nie bylibyśmy w stanie sprostać. Vacek przede wszystkim liczył jednak na kontrakt zagranicą i - co tu dużo mówić - zwodził nas, nie chcąc podpisać nowego kontraktu.

Co zdecydowało, że trener Latal ponownie znalazł się w Piaście?

- Proszę pamiętać, że my trenerów Latala i Necka mieliśmy zakontraktowanych na następny rok. Gdyby nie pewne różnice zdań między prezesem Sarkowiczem a trenerem na temat sposobu działania to ten duet zapewne pracowałby u nas nadal.

Prezes zapewniał nas, że trener Jirzi Necek jako wcześniejszy asystent Latala świetnie da sobie radę, że to fachowiec. Ostatecznie przyjęliśmy jego zdanie i postanowiliśmy, że taką ścieżką pójdziemy. Jednak zapewnienia prezesa w tej kwestii się nie potwierdziły. Drużyna grała bezbarwnie i nie osiągała wyniku, jakiego oczekiwaliśmy. Dlatego wrócił trener Latal. Nie ukrywam, że rozmawialiśmy również z innymi trenerami, ale trener Latal miał zasadniczą przewagę: zna ten zespół doskonale, nie musi poznawać drużyny, bo przecież przygotowywał ją do tego sezonu. Nie musi się dowiadywać kto za co odpowiada w klubie. Wie na co stać każdego z tych piłkarzy. Zna Piasta od podszewki i nie będzie tracił czasu na poznawanie. Wie też na co się godzi.

Warto pamiętać, że trener Latal nie od razu przyjął propozycję powrotu, intensywnie się zastanawiał nad innymi propozycjami, chciała go przecież Slavia Praga. A jednak się zdecydował i uważam, że to dla nas bardzo dobra wiadomość. Mamy satysfakcję z tego, że nasz klub bardziej zainteresował dobrego szkoleniowca jako miejsce pracy niż poważna drużyna w jego ojczyźnie.

Czego oczekuje Pan od trenera Latala w tym sezonie? Powinien z drużyną załapać się do czołowej ósemki?

- Jak najbardziej. Tabela jest tak spłaszczona i tak dziwnie się ułożyła, że jeszcze wszystko przed podziałem na grupy jest możliwe. Wierzę, że nawiążemy walkę o tę ósemkę. Trener ma coś do udowodnienia. Będzie chciał pokazać, że poprzedni sezon w naszym wykonaniu nie był przypadkiem. Zawodnicy też wiedzą, że z tym szkoleniowcem mogą osiągnąć sukces i nie muszą być chłopcami do bicia.

Jakieś wzmocnienia?

- Cały czas szukamy, ale ciągle nie mamy konkretów. Mamy kontakty, nasi skauci działają. Jeśli pojawi się coś konkretnego będziemy się zastanawiać. Podejmiemy decyzję o wzmocnieniu, ale tylko wtedy gdy to będzie autentyczne wzmocnienie, a nie uzupełnienie składu. Trener określił kto jest mu potrzebny. Interesuje nas tylko napastnik. Skład jest wyrównany i szkoda byłoby na tym etapie rozrywek coś zmieniać. Mogłyby z tego wyniknąć niepotrzebne animozje w drużynie.

Czy gdyby Adam Sarkowicz nie złożył rezygnacji nadal byłby prezesem? Dochodziły mnie głosy, że i tak czekałaby go dymisja.

- Powiem tak: Adam Sarkowicz złożył rezygnację, która została przyjęta. Tyle w temacie.

Żałuje Pan poprzedniego sezonu? Wiadomo, że Piast osiągnął wiele, ale nie ma Pan niedosytu, że było tak blisko tytułu? Na mistrza czekamy przecież na Górnym Śląsku od 1989 roku.

- Nie żałuję niczego co się w tamtym sezonie wydarzyło, to był niezwykły dla Piasta okres, nieoczekiwany. Przez 4 miesiące byliśmy liderem. Ta drużyna mogła wygrać i wygrywała z każdym. Pewnie gdyby nie te eksperymenty PZPN-u z podziałem punktów prawdopodobnie zostalibyśmy mistrzem... A i tak walka o tytuł mistrza rozstrzygnęła się dopiero w ostatniej kolejce, walczyliśmy o niego do końca. Legia musiała, myśmy mogli. A przecież jeśli chłodnym okiem popatrzymy na oba kluby to jest przepaść pod względem finansowym, organizacyjnym.

Podział na grupy się Panu podoba?

- Rozmawiam o tym dużo, choćby z kolegami prezesami innych klubów. Uważam, że dla kibiców to atrakcyjna formuła, bo stawka się wyrównuje. Jednak te mechanizmy nie są w porządku w stosunku do zawodników i trenerów, którzy ciężko pracowali przez 30 kolejek i nagle im się zabiera część dorobku. Jestem za tym, żeby w polskiej lidze było więcej meczów niż 30, ale niekoniecznie w takiej formule jak obecnie. Punkty zdobyte na boisku nie powinny być zabierane. Cóż, niektórzy mówią, że piłka polega przede wszystkim na tym żeby kibice byli zadowoleni. Pewnie w tym dużo racji, ale o poczucie sprawiedliwości też powinno się dbać.

Polska piłka klubowa idzie w dobrym kierunku?

- Tak sądzę. Kluby się profesjonalizują. Liga jest coraz bardziej atrakcyjna, infrastruktura coraz bardziej nowoczesna, pieniądze coraz większe. Dlatego i poziom gry będzie coraz wyższy.

Piast bardzo wiele zawdzięcza miastu. Nie byłby tam gdzie jest gdyby nie ta pomoc.

- Fakt, że miasto Gliwice wspiera nasz klub w tak dużym zakresie ma dla nas ogromne znacznie i jako klub jesteśmy za to wdzięczni. Bez tej pomocy nie bylibyśmy w stanie osiągnąć tak dobrego wyniku sportowego, ale uważam, że należy dążyć do modelu, gdzie o wiele większe zaangażowanie byłoby ze strony lokalnego biznesu, firm, które są związane z naszym miastem i które mogłyby współpracować z gliwickim samorządem dla dobra i rozwoju klubu.

Co dla Piasta może oznaczać, że jego kandydat przepadł w niedawnych wyborach na prezesa Śląskiego Związku Piłki Nożnej?

- Niewiele. Ale nie ukrywam, że byłem po stronie Zdzisława Kręciny i chciałem żeby został prezesem. Można sobie opowiadać, że jest świetnie, ale w śląskiej piłce nie jest świetnie. Jest regres i zastój. Moim zdaniem śląski związek pod rządami Rudolfa Bugdoła nie poszedł do przodu. Ilościowo jesteśmy na drugim miejscu w Polsce, jakościowo jesteśmy w bardzo kiepskiej kondycji. Uważam, że zmiany były konieczne już teraz. Po tych wyborach związek niestety został w tym samym miejscu gdzie był. Jesteśmy w tyle, jesteśmy zaściankowym związkiem w Polsce i jasne dla mnie jest, że takim przez najbliższe cztery lata pozostaniemy. Chodzi o to żeby nie patrzeć tylko na to co dzieje się między Częstochową a Bielskiem a do Warszawy jeździć raz na rok, bo ktoś zechciał nas zaprosić na uroczystą kolację... Kręcina patrzy dalej, widzi więcej. Szkoda, że nie wygrał - biorę udział w wyborach od trzech kadencji i wiem, że on najmocniej przestraszył "elity trzymające władze w śląskiej piłce". Zdzichu napsuł im krwi.

Co z nim teraz?

- Chciałbym żeby nadal pracował w Piaście. Będziemy rozmawiać o jego przyszłości. To był nasz bardzo cenny transfer i nie zamierzam z niego rezygnować. Może pomóc w pchnięciu Piasta na tory europejskie.

*Grzegorz Jaworski

Ma 57 lat. Od 2000 roku jest członkiem zarządu Piasta Gliwice. Obecnie przewodniczący Rady Nadzorczej i p.o. prezesa gliwickiego klubu. Członek Najwyższej Komisji Odwoławczej PZPN i członek rady nadzorczej Ekstraklasy SA.

Prowadzi kancelarię adwokacką. Jest adwokatem, pracował też jako syndyk.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.