- To co się stało jest nie do wytłumaczenia. Ktoś się pomylił. Wcześniej, gdy rozstrzygano o licencji i były jakieś niejasności, to dochodziło do dyskusji, burzy mózgów. Tym razem podjęto decyzję zaocznie - mówi Janusz Grycner z Naprzodu Janów.
Klub z dzielnicy Katowic odniósł się do uchybień, które w pierwszej instancji wytknęła mu Komisja Licencyjna. - Naprawiliśmy więc swoje rzekome błędy, to w odpowiedzi znaleziono inne powody, żeby nas utrącić. Co byśmy nie zrobili, to na koniec i tak ktoś by nam wyciągnął idiotyczny zarzut z serii "a bo wy nie lubicie murzynów" - denerwuje się Grycner.
- Uważamy, że to była odgórna, nie mająca poparcia w faktach decyzja, żeby dwa kluby utrącić [licencji nie otrzymało również Zagłębie Sosnowiec - przyp.red.]. Prawda jest taka, że liga jest tak słaba, że połowa drużyn nie powinna otrzymać licencji. Jeżeli wobec nas są takie wymagania, to niech ktoś może sprawdzi na jakich zasadach funkcjonuje sam PZHL. My tego prezesa [Dawida Chwałkę - przyp.red.] przeżyjemy. Pytanie tylko czy przeżyje go związek... - dodaje.
Co dalej? - Spotkamy się z prawnikiem i odniesiemy do zarzutów. Czy jeżeli przegramy batalię o ekstraligę, to przystąpimy do pierwszej ligi? Nie wiem. Nawet o tym nie myślę. Takie decyzje zależą też od sponsorów - kończy.