Niebiescy mieli w ostatnich latach względny spokój między słupkami. Krzysztof Pilarz, Michał Buchalik, Krzysztof Kamiński, a ostatnio Matus Putnocky prezentowali się na tyle dobrze, że o błędach bramkarskich było na Cichej cicho.
Odchodził jeden, pojawiał się drugi, a jakość na tym nie cierpiała. Z tej czwórki najlepszy był naszym zdaniem Putnocky.
Wypatrzony w Rużomberoku bramkarz w wielu meczach był najlepszy na boisku. Nie tylko bronił to co obronić powinien, ale jeszcze dokładał coś więcej.
I co ważne robił to nie tylko skutecznie, ale i efektownie. Niemal co tydzień jego parady były nominowane do miana interwencji kolejki. Większość tych konkursów wygrywał w cuglach.
Ruch starał się zatrzymać Słowaka, ale Lech Poznań bez trudu przebił ofertę niebieskich. Na Cichej usłyszeliśmy, że dwukrotnie.
Po odejściu Putnocky'ego w Chorzowie pozostali z Wojciechem Skabą i Kamilem Lechem. Zaraz jednak ogłoszono, że klub będzie szukał tego trzeciego, który w domyśle miał stać się tym pierwszym.
No i zaczęły się poszukiwania, a nazwisk namnożyło się bez liku. Powody dla których rezygnowano z kolejnych testowanych były różne, ale efekt taki, jakby Ruch działał po omacku.
Kto mógł/miał grać w niebieskiej koszulce? Gustavo Busatto, Kamil Miazek, Dominik Holec, Premysl Kovar, Zdenek Zlamal, Milos Budaković... Teraz z Ruchem wiąże się doświadczonego Słowaka Dusana Pernisa.
Oczywiście pamiętamy też, że kontrakt z niebieskimi podpisał tego lata Jakub Miszczuk, ale tak po prawdzie, to nie wiemy w jakim celu. No chyba, że niebiescy szukali bramkarza dla czwartoligowej rezerwy.
Żal nam Ruchu, że tak długo szuka i pewnie męczy się przy tym okrutnie. Ale bardziej żal nam Lecha i Skaby, którzy trenują z myślą, że i tak ma przyjść ktoś lepszy.