Trener Podbeskidzia: Mógłbym powiedzieć, że celuję w pierwszą czwórkę, ale... nie jestem dyplomatą [ROZMOWA]

- Adam Dźwigała to idealny piłkarz dla naszej drużyny. Świetnie wyszkolony, a przy tym bardzo uniwersalny... Chciałbym go bardzo, bo zdecydowanie podniósłby rywalizację zarówno w obronie, jak i linii pomocy. Niestety, w polskich realiach od razu pojawiłoby się podejrzenie, że Dźwigała chce forować synka. Dochodziły już do mnie takie sygnały, więc wolałbym do takiej sytuacji nie dopuścić. Szkoda, bo w rzeczywistości Adam miałby u mnie jeszcze trudniej niż inni zawodnicy - mówi Dariusz Dźwigała, trener Podbeskidzia Bielsko-Biała, lidera pierwszej ligi.

Podbeskidzie Bielsko-Biała notuje wręcz książkowy początek rywalizacji o awans do Ekstraklasy. Awans, o którym Dariusz Dźwigała, nowy trener "Górali", mówi otwarcie. Jak na polskie podwórko, wręcz zaskakująco otwarcie. Kogo jeszcze chciałby ściągnąć do swojej drużyny? Dlaczego na liście nabytków nie znajdzie się Adam Dźwigała, zawodnik Lechii Gdańsk i prywatnie jego syn? Czy liczy na Emilijusa Zubasa, który gry w pierwszej lidze wolałby uniknąć?

Kamil Kwaśniewski: Ponad 2500 karnetów na rundę jesienną, jakie kupili już kibice Podbeskidzia, to najlepszy wynik klubu od lat. Wymowny dowód na to, że Bielsko-Biała naprawdę wierzy w szybki powrót do Ekstraklasy.

Dariusz Dźwigała: - To pokazuje, że jest tu zapotrzebowanie na piłkę. Nawet w końcówce poprzedniego sezonu, kiedy Podbeskidzia spadało, kibice udowadniali, że są z nim na dobre i złe. Tylko się cieszyć, że mam możliwość pracy w takim klubie.

Przed rozpoczęciem sezonu powiedział pan otwarcie, że celuje nie tylko w awans do Ekstraklasy, ale i zwycięstwo w Pucharze Polski. Ambitnie...

- Po wtorkowej porażce z Lechem Poznań pucharu już co prawda nie zdobędziemy, ale uważam, że to najlepsze podejście. Zdaję sobie sprawę ze swoich słów. Mógłbym powiedzieć, że interesuje mnie miejsce w pierwszej czwórce, ale... nie jestem dyplomatą. Wywieram presję na siebie i cały zespół, bo uważam, że ta presja w życiu sportowca jest czymś oczywistym. Poza tym człowiek może dojść do celu tylko wtedy, gdy będzie myślał pozytywnie. Kreślenie czarnego scenariusza nigdy dobrze nie wróży.

Nie ma pan wrażenia, że pod tym względem jest wśród polskich trenerów wyjątkiem? Ci raczej unikają tego typu deklaracji, bo obawiają się, że wkrótce obrócą się przeciwko nim.

- Nie siedzę w głowach innych szkoleniowców, więc nie chcę się do nich porównywać. Wiem natomiast, czego brakowało mi w podejściu poszczególnych trenerów, kiedy sam byłem jeszcze zawodnikiem. Chodzi mi o to pozytywne myślenie, o którym już wspomniałem. Oczywiście, kiedy trzeba krytykować piłkarzy, to krytykuję, ale wychodzę z założenia, że lepiej więcej pochwał niż krytyki.

Często spotykał pan na swojej drodze trenerów z podobnym podejściem?

- W moich czasach nie było ich wielu. A wiem po sobie, że przy takim trenerze piłkarz po prostu funkcjonuje lepiej.

Mówią, że pierwszej ligi nie wygrywa się umiejętnościami, tylko walką.

Prawda to?

- Myślę, że powoli się to zmienia. Coraz więcej pierwszoligowych klubów nie bazuje już tylko na przeszkadzaniu rywalowi, tylko gra w piłkę. To dobry kierunek. Żeby się rozwijać, trzeba grać. Najlepszym tego przykładem jest nasza reprezentacja. Konsekwencja i plan trenera Nawałki sprawiły, że jak równy z równym rywalizujemy nawet z reprezentacją Niemiec. Trzeba wiedzieć, czego się chce. Zdarzają się bowiem trenerzy, którzy niby chcą, żeby ich zespoły grały w piłkę, ale po jednej czy drugiej stracie mają do piłkarzy pretensje o to, czego sami od nich wymagają. Ja takim trenerem na pewno nie jestem, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, z czego się mnie rozlicza. Najważniejszy jest wynik. Przy porażkach nikt nie będzie chwalił drużyny za konsekwencję w grze.

Kadry zespołu na rundę jesienną jeszcze chyba pan nie zamknął.

- Te mecze z Lechem, Olimpią Grudziądz i Bytovią Bytów pokazały, że potrzebujemy w drużynie większej rywalizacji. Obsada niektórych pozycji nie jest jeszcze taka, jaka powinna być w zespole, który chce awansować. W klubie cały czas o tym dyskutujemy, choć oczywiście to jeszcze nie oznacza, że do tych kolejnych transferów na pewno dojdzie. Wiadomo, każdy trener chciałby mieć po dwóch równorzędnych zawodników na każdą pozycję, ale nie zawsze tak się da. Wszystko determinują finanse.

Które pozycje wymagają wzmocnień w pierwszej kolejności?

- Przede wszystkim te ofensywne. Przy problemach zdrowotnych piłkarzy z defensywy ktoś nowy przydałby się również tam, ale kiedy chłopcy się wyleczą, damy sobie radę.

Adam Dźwigała jest do "wyjęcia" z Lechii Gdańsk...

- To idealny piłkarz dla naszej drużyny. Świetnie wyszkolony, a przy tym bardzo uniwersalny... Chciałbym go bardzo, bo zdecydowanie podniósłby rywalizację zarówno w obronie, jak i linii pomocy. Niestety, w polskich realiach od razu pojawiłoby się podejrzenie, że Dźwigała chce forować synka. Dochodziły już do mnie takie sygnały, więc wolałbym do takiej sytuacji nie dopuścić. Szkoda, bo w rzeczywistości Adam miałby u mnie jeszcze trudniej niż inni zawodnicy. Tak czy siak, żadnych rozmów z Lechią nie było, tematu przeprowadzki Adama do Podbeskidzia w ogóle nie ma. Boli mnie jednak, że tak dobry zawodnik nie gra w Lechii. Choć oczywiście każdy trener ma prawo do swojego spojrzenia...

Wśród piłkarzy, którzy dołączyli do Podbeskidzia w ostatnich tygodniach, w oczy rzuca się Australijczyk Ilir Pali.

- Zakontraktowaliśmy go, bo w okresie przygotowawczym pokazał się z naprawdę dobrej strony. To bardzo silny i uniwersalny chłopak. Może grać na pozycji numer dziewięć, ale również na obydwu bokach pomocy. Piłka szuka go w polu karnym.

Co dalej z Emilijusem Zubasem?

- Od samego początku sygnalizuje, że chce grać w wyższej lidze. W pewnym momencie jego menedżer ponoć miał już ponoć nagrany jakiś klub. Generalnie Emilijus myślami jest gdzie indziej. Nie dziwię mu się, że chce występować na wyższym poziomie rozgrywkowych, ale klub przede wszystkim musi dbać o swój interes. Emilijus ma w Podbeskidziu ważny kontrakt i trzeba za niego zapłacić określoną sumę odstępnego. Ja oczywiście chciałbym mieć go w zespole. W przeciwnym wypadku byłbym kamikaze. Zubas to przecież jeden z najlepszych bramkarzy poprzedniego sezonu Ekstraklasy. Rozmawialiśmy i powiedziałem mu, że musi sobie wszystko ułożyć w głowie. Jeśli chodzi o jego pracę na treningach, nie mam żadnych zastrzeżeń, ale - jak to się mówi - z niewolnika nie ma pracownika. Jeśli nie jest skupiony na Podbeskidziu, to też nie będzie w stanie dać z siebie maksimum.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.