Piast Gliwice na Łazienkowskiej: niełatwo, nielekko, ale przyjemnie

Z tyłu idealnie i ze szczęściem. Z przodu niemrawo i dość bojaźliwie. Piast Gliwice zagrał na wyjeździe z Legią przede wszystkim pragmatycznie: futbol to nie wybory miss, grunt to osiągnięcie celu a kibicom nie muszą po plecach przechodzić dreszcze wywołane wrażeniami artystycznymi. Udało się.

Szczerze pisząc Piast mógł na Legii nawet wygrać, ale nie ma co marudzić. Remis na wyjeździe to nie jest zły wynik, w końcu Legia to mistrz Polski.

Trener Jiri Necek ciągle zmienia Piasta i wydaje się, że rzeczywiście ustawia go pod konkretnego rywala. Taktycznie gliwiczanie ustawili się pod Legię bez zarzutu. Zaczynam rozumieć wdarcie się na stałe do podstawowego składu Piasta obrońcy Piasta Aleksandra Sedlara. Dla mnie to ciche okrycie tego meczu. Oprócz cech oczywistych dla każdego defensora o określonym ligowym poziomie Serb ma także niezwykłe wyczucie dystansu i w efekcie cenną umiejętność blokowania szczególnie groźnych zagrań rywala. Sposób w jaki zablokował piłkę w 20. minucie przy strzale Michała Kucharczyka, albo w 26. minucie przy strzale Aleksandrowa a także w kilku innych sytuacjach zasługują na duże słowa uznania. W trakcie meczu miał najwięcej odzyskanych piłek ze wszystkich zawodników w tym meczu - 31 (żaden inny piłkarz Legii i Piasta nie doszedł do bariery 30 interwencji).

W parze z Hebertem, który również zagrał w Warszawie fantastycznie mogą stworzyć wręcz granitowy duet. Brazylijczykowi nie sposób wręcz przeszkodzić kiedy walczy o piłkę. Jest szybki i zdecydowany, ale to wiemy przecież od dawna.

A jeśli na bramce stoi Jakub Szmatuła, którego właśnie nawiedziła forma z zeszłego sezonu można być naprawdę spokojnym o tyły Piasta. Szmatuła momentami bronił jak natchniony, być może dlatego, że zawarł osobistą znajomość z futbolówką: w trakcie meczu po udanych interwencjach całował ją przynajmniej trzykrotnie

Cały gliwicki blok defensywny miał okazję się wykazać, bo Legia wcale się nie oszczędzała i ze wszystkich sił próbowała wygrać. Gospodarze grali ofensywnie, walecznie, starali się i dużo im się udawało. Wielu piłkarzy Legii ma wysokie umiejętności, tym razem mógł zaimponować rezerwowy skrzydłowy Steeven Langil, które centry potrafią siać spustoszenie i w przyszłości prawdopodobnie niejedna zakończy się golem.

Statystyki meczowe przemawiają za Legią; częściej posiadała piłkę, częściej i celniej strzelała, miała więcej podań, ale paradoksalnie - Piast mógł zgarnąć komplet punktów. Nie atakował zbyt często, ale i tak stworzył sytuacje wręcz idealne do zdobycia gola.

Można założyć, że gdyby Piast miał w składzie będącego w formie środkowego napastnika, takiego jakim w zeszłym sezonie był Martin Nespor mógł na Łazienkowskiej wygrać choćby 2:0. W 5 minucie po fantastycznym podaniu z głębi pola sam na sam z Arkadiuszem Malarzem znalazł się pełniący z konieczności funkcję środkowego napastnika Bartosz Szeliga, ale "podpalił się" i uderzył obok bramki. W jeszcze lepszej, wręcz idealnej sytuacji w 47 minucie znalazł się rezerwowy Marcin Pietrowski, ale również uderzył niecelnie i widać było, że jeszcze długo nie zapomni zmarnowanej szansy.

Legia Warszawa - Piast Gliwice 0:0

Legia: Malarz - Broź, Lewczuk, Pazdan, Hlousek - Aleksandrow (58. Langil), Kopczyński, Moulin, Prijović, Kucharczyk - Nikolić (74. Hamalainen)

Piast: Szmatuła - Mokwa Ż, Sedlar Ż, Hebert, Moskwik - Żivec (46. Pietrowski), Murawski (64. Barisić), Bukata (81. Korun), Masłowski, Mraz - Szeliga

sędziował: Gil (Lublin); widzów: 18 382

Więcej o: