Trzy scenariusze dla Naprzodu Janów

Robimy co w naszej mocy żeby nadal istnieć - mówi Janusz Grycner, członek Rady Nadzorczej Naprzodu Janów Katowice S.A.

Katowice mocno stawiają na hokej, ale pod szyldem GKS-u. Co to oznacza dla Naprzodu Janów - klubu z dzielnicy śląskiego miasta? Pięciokrotny wicemistrz Polski nie daje za wygraną. Działacze pracują nad kilkoma ciekawymi scenariuszami.

Wojciech Todur: Czy klub z Janowa przetrwa?

Janusz Grycner: - Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Robimy co w naszej mocy żeby istnieć, chociaż łatwo nie jest. Pewnie, że byłoby prościej budować klub mając za sobą miasto. Tak działa większość zespołów ekstraligi. Nawet Cracovia, która utrzymuje się za prywatne pieniądze, ale przecież korzysta na preferencyjnych warunkach z miejskiego lodowiska. A to niemałe wsparcie.

W tym roku otrzymaliśmy od władz Katowic dotację w wysokości 420 tysięcy złotych. Te pieniądze przeznaczamy na utrzymanie drużyn mężczyzn i kobiet. To więcej niż w minionym roku [o 27 procent - przyp.red.]. Wtedy powiedziano nam, że skoro nie potrafimy dogadać się z GKS-em, to miejskie pieniądze na hokej zostają obcięte.

Radzimy sobie. Od lat mamy wsparcie sprawdzonych sponsorów. Może nie są to duże firmy, ale współpraca układa się dobrze. Zwłaszcza teraz, gdy powołaliśmy do życia spółkę Naprzód Janów Katowice. W ten projekt zaangażowali się nowi ludzie. Młoda gwardia wchodzi do gry.

Czy Pan również firmuje ten projekt? Wiosną pojawiła się informacja o Pana rezygnacji.

- To było przekłamanie, które potem musiałem prostować. Także w rozmowach z władzami miasta. Nigdy nie powiedziałem, że rezygnuję. Zgodnie z wytycznymi PZHL musieliśmy powołać spółkę akcyjną. I nie byłem nigdy prezesem tej spółki.

Pozostaję prezesem stowarzyszenia i chcę bardziej skupić się na szkoleniu młodzieży.

Podczas klubowego spotkania stwierdziłem natomiast, że moje możliwości pozyskiwania nowych sponsorów się wyczerpały, że zapukałem już do wszystkich drzwi. Dalej tak się nie da. Jeżeli chcemy mieć mocny, profesjonalny hokej, to musimy uderzyć mocniej. Mówiąc te słowa chciałem również zmobilizować do działania moich kolegów. Całe środowisko.

I to się udało. Spółka ma nowego prezesa. Na czele zarządu stoi Arkadiusz Jasiak. Współpracowaliśmy już wcześniej. To człowiek, który ma teraz trochę wolnego czasu i chce nam pomóc. W początkowym okresie będzie pracował na rzecz klubu bez żadnych finansowych gratyfikacji.

Podczas wspomnianego już zabrania mówiłem o tym, że możemy podążać trzema drogami. Wariant najgorszy, ale i najbardziej realny. Taki na ubogo. Działamy w oparciu o finansową pomoc wielu mniejszych firm.

Tu dostaniemy pięć, tam dziesięć tysięcy złotych. Na przeżycie wystarczy. Działamy przecież w klubie na poziomie wolontariatu. Wiele osób pracuje za "dziękuję". Za ten wariant odpowiadam ja sam.

Wariant drugi - pośredni jest w gestii Zbigniewa Wójcika. Od kilku miesięcy prowadzimy rozmowy z potencjalnymi, większymi sponsorami. Być może w najbliższych dniach dojdzie do finalizacji umów.

Jest też i wariant trzeci, czyli na bogato. Trwają też rozmowy z dużym inwestorem. Za ten wariant odpowiedzialny jest Michał Elżbieciak [bramkarz Naprzodu - przyp.red.], który powoli staje się działaczem naszego klubu. Są to trudne rozmowy z firmą z kapitałem zagranicznym.

Sam jestem od początku przy opcji "na ubogo". Koledzy - jeżeli chcą i potrafią - to niech się bawią "na bogato". Nie możemy jednak wciąż czekać i czekać na lepsze czasy, bo skończymy jak Sanok, który właśnie wycofał się z rozgrywek.

Co się właściwie teraz dzieje z drużyną Naprzodu?

- Za nami okres przygotowawczy, który przepracowaliśmy pod okiem trenera Waldemara Klisiaka. Z drużyną wciąż są nasi weterani, czyli Marek Pohl czy Adrian Parzyszek. Do kadry na pewno dołączy trochę naszej utalentowanej młodzieży. W sierpniu będzie czas na testy obcokrajowców. To muszę być trafione transfery. Nie stać nas na pomyłki za parę tysięcy euro.

Jakim budżetem będziecie dysponować?

- Żeby zagrać w ekstralidze trzeba mieć przynajmniej dwa miliony złotych. Tyle, że w tej sumie mogą zawierać się też umowy barterowe. Chociażby wartość pracy firmy ochraniającej nasze mecze. Wartość wynajmu hali. Za reklamę otrzymujemy również sprzęt hokejowy.

W Janowie dużo się nie zarabia. Większość zawodników łączy grę w hokeja z normalną, zawodową pracą. To także nasz atut na trudne czasy. Możliwość kontynuowania karier dla takich graczy jak Michał i Łukasz Elżbieciakowie, Adrian Kurz, Michał Gryc i inni.

Marcin Krupa, prezydent Katowic stwierdził, że oczkiem w głowie miasta jest teraz GKS. Zabolało?

- Zabolało. Przecież sam wszedłem do hokeja za namową władz miasta. Pamiętam takie spotkanie u ówczesnego prezydenta miasta Henryka Dziewiora. Przyszło nas kilkunastu, m.in. nieżyjący już sponsor Sokoła Tychy Piotr Buller. Po spotkaniu zostało kilku, w tym i ja. To już trwa ponad dwadzieścia lat. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł się na hokej pogniewać. Za mocno się zakorzeniłem.

Na słowa prezydenta Krupy też się nie obrażam. Szanuję władze naszego miasta i musimy teraz pracować jeszcze mocniej, żeby pokazać i udowodnić, że jesteśmy potrzebni.

Pański pomysł zakładał budowę nowego klubu hokejowego poza strukturami Naprzodu i GKS-u. Gdzie miał być dom takiego klubu?

- W naturalny sposób wychodziło na to, że w Janowie. Przynajmniej na początku. Przemawiała za tym lepszym infrastruktura naszej hali. Lodowisko w Janowie może pomieścić 1450 osób, a Mały Spodek 1100. Niby różnica niewielka, ale publikę obiektu w Janowie można łatwo powiększyć - za sprawą przenośnych trybun - do 2500 miejsc.

Koledzy z Katowic od początku mówili o dużym Spodku. Chcieli na bogato. Zespół miał rywalizować w międzynarodowej lidze EBEL. Wyliczyli, że będzie to kosztować ok. 6 milionów złotych rocznie. Mylili się.

Tyle może wystarczyłoby na pensje dla zawodników. Samo utrzymanie hali i organizacja spotkań to dodatkowe trzy miliony.

Tak, chciałem takiego klubu, który połączyłby sympatyków hokeja spod szyldów Naprzodu i GKS-u.

Czy to w ogóle możliwe? Przecież wiadomo, że za Naprzodem stoją kibice Ruchu, którzy z fanami GKS-u pod rękę nigdy nie pójdą.

- Gdyby poprzedzono taką decyzję wielomiesięczną kampanią? Gdyby pokazano, że to jedyne logiczne rozwiązanie? Zawsze można wypracować kompromis. A co zrobiono dziś? "Mamy dla was propozycję, ale pod warunkiem, że jesteście kibicami GKS-u." Czy to nie dzieli ludzi?

Wygląda na to, że Pana projekt bezpowrotnie trafił do lamusa.

- Musimy nauczyć się żyć w nowych realiach. Budować wzajemne relacje. Nie można udawać, że w mieście nie ma drugiego klubu.

Za cztery lata Naprzód Janów będzie obchodził swoje stulecie. Uważam, że nasz klub powinien być traktowany na podobnych zasadach jak inne dobra obszaru nikiszowieckiego. Przecież przez fakt, że w centrum miasta odbywają się różne wydarzenia kulturalne, nie eliminuje się inicjatyw lokalnych realizowanych w Nikiszowcu. Niech, więc będzie też w tym miejsce dla nas. Niech mieszkańcy Nikiszowca i okolic mają swoją drużynę.

Co do ewentualnej współpracy z GKS, to nikt się do nas z taką propozycją nie zwracał. GKS pewnie będzie sięgał w przyszłości po naszych graczy. Ceny będą rynkowe, a jeżeli na przykład GKS Tychy lub inny klub zapłaci więcej, to do transferu między dwoma katowickimi klubami nie dojdzie. Przecież z czegoś musimy utrzymać nasz klub. Wyszkolenie jednego zawodnika na poziomie ekstraligowym to kwota około 150 tysięcy złotych.

Tak to musi działać. Wykładamy duże kwoty na szkolenie naszych graczy. Chcemy potem te pieniądze odzyskać. Oczywiście można to rozwiązać inaczej, ale wtedy dotacje do szkolenie dzieci i młodzieży muszą być większe. Co ciekawe, w najbliższym czasie GKS Katowice będzie dotować szkolenie młodzieży, ale spoza Katowic. Jak wiadomo, każdy klub ekstraligowy musi posiadać zespoły młodzieżowe. Jeśli ich nie posiada zmuszony jest do wpłacenia do PZHL określonych kwot ekwiwalentu, to jest około 75 000 złotych. Te pieniądze na pewno nie trafią do nas.

Wasze drogi przetną się też na lodzie w Janowie, bo to właśnie tam ma trenować i rozgrywać część meczów GKS.

- O takiej propozycji dowiadują się na razie z mediów. Uważam, że to nie do końca przemyślany ruch... Mówi się o budowie drugiej tafli w Janowie. O tym, że w opuszczonej hali zostanie zamontowana tafla, którą miasto zakupiło przy okazji kwietniowych mistrzostw świata w Spodku. Tyle, że to nie będzie takie proste. To miejski obiekt, a więc i miejskie procedury dotyczące inwestycji, remontów i przetargów. Już z bandami będzie problem. Te w Spodku były maksymalnie duże. Nie będą pasowały do Janowa, a gdy zacznie się przy nich coś zmieniać, przycinać, to trzeba będzie uzyskać zgodę producenta, bo w przeciwnym razie będzie to skutkowało utratą gwarancji. Ponadto, do wykonania jest wiele prac adaptacyjnych. Brak jest tam także szatni.

Mimo wszystko trzymam kciuki. Warto jednak pamiętać, że jeżeli ten obiekt powstanie, to nie będzie to wcale wartość dodana. Stawiam, że wiele drużyn - chociażby amatorskich - które trenują dziś w Małym Spodku będzie chciało przenieść się do Janowa.

Obiekt w centrum Katowic ma już prywatnego operatora., który będzie chciał na lodowisku zarabiać. Amatorzy nie będą, więc już płacili za godzinę korzystania z lodu 50, a powiedzmy 500 złotych. W Janowie zrobi się, więc tłoczno. Prezes Śląskiego Związku Hokeja na Lodzie Mirosław Minkina jeszcze niedawno mówił o utworzeniu w Katowicach Narodowego Centrum Lodowego, które miało skupiać w sumie cztery płyty lodowe. A tu jesteśmy nadal przy dwóch lodowiskach, z czego jedno będzie mogło pełnić tylko funkcje treningowe.

Więcej o: