Zimowe Igrzyska Polonijne "Beskidy 2004": w środę rywalizowali znani polscy sportowcy

Takiej konstelacji sportowych gwiazd nigdy na Skrzycznem nie było i pewnie już długo nie będzie. - Czy ja dobrze widziałem? Czy to był pan Szurkowski? - dopytywał się jeden z szusujących w środę na stoku narciarzy

Na starcie slalomu giganta stanął nie tylko Ryszard Szurkowski, ale całe grono znakomitych sportowców. Byli: sztangista Zygmunt Smalcerz, zapaśnik Władysław Stecyk, kajakarz Marek Łbik czy narciarka Katarzyna Szafrańska. Wszyscy oni uświetnili swoją obecnością Igrzyska Polonijne w Szczyrku.

W puchowych kurtkach, z goglami na twarzy i nosami czerwonymi od zimna, łatwo wmieszali się w kolorowy tłum. Na co dzień rywalizowali w różnych dyscyplinach, wczoraj postanowili się zmierzyć na stoku Skrzycznego.

Bezkonkurencyjna była oczywiście Szafrańska. - Co zrobić, żeby jeździć tak szybko, jak ona? - dopytywał się Szurkowski. - Złap Kasię za plecy i jedźcie razem - żartował Smalcerz.

- Nie o zwycięstwo tu chodzi, ale o fajną zabawę. Chociaż kilku zawodników bardzo mnie zaskoczyło. Pan Smalcerz to prawdziwy zawodowiec, wchodzi w zakręty, jakby się urodził z nartami. Pan Szurkowski też niczego sobie. Zmylił mnie jego strój [kolarz jeździł w wysłużonym dresie - przyp. red.], ale jeszcze raz okazało się, że liczą się głównie umiejętności - podkreślała Szafrańska, która jest instruktorką narciarstwa w klubie sportowym AS w Bielsku-Białej.

- Kasia jest najlepsza! A jak się uczyć, to właśnie od najlepszych! - uśmiechał się Szurkowski. - Kiedyś jeździłem lepiej. W najwyższej formie byłem w czasie stanu wojennego. Do strefy przygranicznej, a więc i do Zakopanego mogli wtedy pojechać tylko nieliczni. Ja miałem takie przywileje i sporo trenowałem z grupą alpejek - opowiadał.

Smalcerz rzeczywiście zadziwiał techniką i kondycją. Jako jedyny z olimpijczyków po zakończeniu konkurencji ponownie wyjechał na górę, żeby jeszcze trochę poszusować. - Trzeba wykorzystać każdą chwilę. Świetnie się tutaj czuję. Kocham góry, śnieg... W Warszawie na nartach tylko biegam. Mieszkam na Bemowie, obok jest niewielki las, mam tam swoją ulubioną trasę - tłumaczył.

Zmaganiom kolegów przyglądał się Grzegorz Skrzecz, znakomity bokser. - Gdybym ważył 20 kg, jak pan Smalcerz, to może dałbym się namówić - śmiał się głośno ważący grubo ponad 100 kg Skrzecz. - Dla mnie najlepszy byłby zjazd, gdybym się rozpędził, zatrzymaliby mnie dopiero na dole - żartował.

Skrzecz nie wystartował w zawodach z powodu kontuzji kolana. - Cieszę się, że w ogóle chodzę. Na nogi postawiły mnie zabiegi w komorze do krioterapii - tłumaczył.

Na starcie zabrakło też zapowiadanych Jerzego Kuleja, Andrzeja Suprona czy Jacka Wszoły. - Szkoda. Może się bali? - zastanawiał się Smalcerz. - Trzeba pomyśleć o wcześniejszych treningach, nie wszyscy mogą wejść na stok prosto z pociągu - dodał.

Nie bał się za to Władysław Stecyk, który założył narty pierwszy raz w życiu. - To się nazywa sportowiec. Jaki on ambitny - chwaliła Elwira Seroczyńska, łyżwiarka szybka, srebrna medalistka igrzysk w Squaw Valley.

Olimpijczycy umówili się na kolejne spotkanie już za dwa lata, podczas kolejnych igrzysk dla Polonusów.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.