Porażka Nysy z Warszawą

Czy można wygrywać 14:6 i przegrać seta? Nyscy siatkarze w pojedynku z Warszawą udowodnili, że można

- W czwartym secie, gdy prowadziliśmy ośmioma punktami, nie sądziłem, że możemy przegrać. Niestety, tak się stało, moi zawodnicy wykazali się brakiem profesjonalizmu - powiedział po meczu Włodzimierz Madej, trener NKS Nysa.

To był bardzo dziwny pojedynek. Po pierwsze, głównymi bohaterami przez większą jego część była dwójka sędziów (Jacek Hojka, Wiesław Cieślik), która popełniała mnóstwo błędów, często zmieniała decyzje. Co chwila któryś z zespołów wdawał się w dyskusje z arbitrami. Nie można jednak powiedzieć, by wypaczyli wynik spotkania. Finał tego pojedynku należał do nyskich siatkarzy, którzy gdyby, w czwartym secie prowadząc 14:6, wygrali tę partię, przypieczętowaliby utrzymanie. Niespodziewanie zaczęli popełniać dziecinne błędy. Przegrali do 22 i cały mecz 1:3. Dzięki temu zwycięstwu warszawiacy zachowali szanse na zajęcie miejsca w pierwszej ósemce przed play off. A nysanie teoretycznie mogą jeszcze spaść z ligi.

- Trudno nie być szczęśliwym, wygraliśmy i uratowaliśmy głowy. Przewiduję, że Bielsko-Biała wygra z Kędzierzynem, dlatego musieliśmy wygrać - stwierdził na pomeczowej konferencji Krzysztof Felczak, trener Politechniki Warszawa. W tym czasie w Bielsku gospodarze prowadzili 1:0 w setach. Ostatecznie wygrali 3:0.

NKS Nysa - Politechnika Warszawa 1:3 (20:25, 22:25, 25:22, 22:25)

Nysa: Kurek, Macionczyk, Kudłacik, Olejniczak, Łuka, Markiewicz, Gacek (l), Szewczyk, Jaszewski, Patucha

Politechnika: Szcześniewski, Szulc, Drabkowski, Grzesiowski, Małecki, Oczko, Dyżakowski (l), Bartman, Peciakowski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.