- Gdyby to ode mnie zależało, powiedziałbym otwarcie, że nie startujemy w lidze - mówi Mirosław Dawidowicz, prezes Błękitnych. - Jeszcze pan Stanisław Nizino próbuje coś zrobić, ale szans na ratunek nie widzę.
Walne zgromadzenie członków klubu Błękitni udzieliło zarządowi pełnomocnictwa na podjęcie decyzji co do dalszych losów II ligi. Decyzja ta miała zapaść do 10 lutego. Dziś jest prawie pewne, że dla kibiców stargardzkich będzie ona zła - Błękitni nie zagrają w rundzie rewanżowej.
- Może to i dobrze, bo zaczniemy od czwartej ligi, a w międzyczasie uda się wyczyścić sprawy klubowe tak, by mógł zacząć bez balastu długów - mówi Dawidowicz.
Błękitni będą pierwszym zespołem, który poddał się w ligowej rywalizacji. Wprawdzie w styczniu z ligi wycofało się KSZO Ostrowiec, ale stargardzianie nie zagrali też w ostatniej kolejce w Opocznie, oddając mecz walkowerem.
W Stargardzie najpierw liczono na pomoc Sabriego Bekdasa, potem szukano innych sponsorów, ale nic z tego nie wyszło. Drużyna grająca jesienią rozsypała się i nie wznowiła treningów po przerwie świątecznej. Nowy szkoleniowiec Jan Jucha od 7 stycznia rozpoczął treningi z piłkarzami ze Stargardu i Szczecina.
- Prowadzę zajęcia, ale grupa jest coraz mniejsza - mówi Jucha. - Część piłkarzy przychodzi tylko popatrzeć, jak trenują inni.
W większości są to zawodnicy zespołu rezerw.
- Jeszcze trenujemy, ale większość z nas szuka sobie innych klubów - mówi Jarosław Piskorz, pomocnik Błękitnych. - Tak źle jak po awansie do II ligi nigdy w klubie nie było.
Piskorz twierdzi, że ostatnie pieniądze za grę otrzymał we wrześniu. - Długi były zawsze: gdy graliśmy w IV lidze, potem w III, a w II nie płacono prawie wcale - mówi piłkarz. - Dobrze, że mam pracę poza klubem, bo nie miałbym z czego żyć.