W piątek w Płocku Wisła pewnie wygrała 32:25. Nikt nie spodziewał się, że w sobotę nafciarze wypadną jeszcze lepiej i Warszawianka będzie dla nich tylko tłem. Początek spotkania wcale na to nie wskazywał. Co prawda dość szybko płocczanie objęli prowadzenie 3:1, ale gospodarze jeszcze nie złożyli broni. Próbowali zmniejszyć dystans do nafciarzy. Ci jednak grali świetnie i nie pozwolili zbliżyć się rywalom. W 14. min Wisła wygrywała 9:4, a trzy minuty później już 12:5. Trener Warszawianki tylko bezradnie rozkładał ręce. Jego zawodnikom nic się nie udawało. To przede wszystkim zasługa nafciarzy. Chociaż obserwatorzy tego spotkania twierdzili, że Wisła popełnia błędy w defensywie, to taka obrona, jaką prezentowali nafciarze, wystarczyła na Warszawiankę. Gracze ze stolicy mieli spore problemy z dojściem do pozycji rzutowych. Na dodatek płocczanie skrzętnie wykorzystywali błędy, jakie popełniali rywale i wyprowadzali zabójcze kontry. W ataku Wisła zagrała świetnie. Warszawianka przynajmniej w pierwszej połowie starała się jeszcze walczyć w obronie. Ale na niewiele się to zdało. Bo nafciarze ze stoickim spokojem rozmontowywali defensywę gospodarzy. Popisywali się świetnymi akcjami. Zawodnicy na każdej pozycji starali się jak mogli, aby zdobyć bramkę. Było to łatwe, bo wszyscy grali z ogromnym zaangażowaniem. Poza tym nafciarze byli szybcy i zdecydowani. Piłki świetnie rozdzielał Damian Wleklak. Nie było więc problemu z dobrym dograniem do koła, stworzeniem przewagi na skrzydłach lub wyrobieniem pozycji w drugiej linii. Po półgodzinie gry płocczanie mieli już 10 bramek przewagi.
W drugiej połowie nafciarze nie spuścili z tonu. Krzysztof Kisiel, który w obu meczach prowadził Wisłę w zastępstwie Bogdana Kowalczyka, wpuścił na parkiet zmienników i młodych zawodników. Ci spisywali się nie gorzej od graczy z pierwszej siódemki. Inna sprawa, że warszawianie byli coraz bardziej zrezygnowani. A przewaga nafciarzy rosła jak na drożdżach. W 49. min Wisła prowadziła 32:16. Minutę później doszło do kuriozalnego rzutu karnego. Naprzeciwko Andrzeja Marszałka stanął rozgrywający Warszawianki Adrian Anuszewski. Anuszewski długo przygotowywał się do rzutu. Wreszcie strzelił i trafił w słupek. Piłka jednak wróciła mu wprost do rąk. Warszawianin znowu rzucił i trafił w drugi słupek. Na pięć minut przed zakończeniem meczu płocczanie wygrywali już różnicą 20 bramek.
Wisła: Góral, Marszałek - Twardo 1, Niedzielski 2, Titov 2, Witkowski 1, Świerad 3, Paluch 4, Wiśniewski 9, Wleklak 3, Kuptel 1, Wuszter 6, Rumiak, Zołoteńko 5, Jankowski 1.