Wisłę poprowadził w tym spotkaniu Krzysztof Kisiel, bo Bogdan Kowalczyk wyjechał na konferencję trenerów. Płocczanie zaprezentowali się dobrze. Zwłaszcza w pierwszej połowie, gdy na parkiecie była właściwie pierwsza siódemka, goście mieli niewiele do powiedzenia. Nafciarze rozpoczęli od 6:0 w 5. min. I wysokie prowadzenie utrzymywali cały czas, chociaż brakowało im odrobinę, aby uzyskać 10-punktową przewagę. W tym czasie wicemistrzowie Polski popisali się naprawdę kilkoma świetnymi akcjami. Na duże słowa uznania zasłużyły rozwiązania akcji, kiedy piłka trafiała na koło do prawie niepilnowanego Bartosza Wusztera. Płocczanie też bardzo sprytnie spłaszczali obronę Warszawianki, a to pozwalało na rzuty z drugiej linii. Nie nudzili się też skrzydłowi, którzy kilka razy mieli czyste pozycje do rzutów. Gra Wisły mogła się naprawdę podobać. Bo do udanych zagrań w ataku pozycyjnym doszła jeszcze dobra postawa w defensywie. Nieustępliwa walka pozwoliła na wyprowadzenie szybkich kontr. Jakby tego wszystkiego było mało, nafciarze byli bardzo ruchliwi i szybcy.
W drugiej połowie Krzysztof Kisiel dokonał pewnych roszad w składzie. I gra Wisły trochę siadła. Przynajmniej na początku. Goście w 42. min zbliżyli się na trzy bramki (22:19). Jednak później wszystko wróciło do normy. W 47. min było już 27:20 dla Wisły. Już do końca meczu płocczanie spokojnie kontrolowali przebieg gry. Na słowa uznania w płockiej ekipie zasłużyli obaj bramkarze.
Wisła: Marszałek, Góral - Kwiatkowski, Niedzielski 2, Titov 1, Szyczkow, Witkowski 1, Świerad, Paluch 3, Wiśniewski 6, Wleklak 4, Kuptel 3, Wuszter 6, Rumiak 2, Zołoteńko 5, Jankowski.
Warszawianka: Suchowicz, Kijek - Anuszewski 1, Czertowicz 3, Degtyarow, Korus 1, Kłosowski 5, Obrusiewicz 7, Waśko 4, Pepliński 1, Wolski 3.