• Link został skopiowany

Ekstraklasa. Lech Poznań, czyli samolot budowany w locie

Mistrzowie Polski przeżywają kryzys nie tylko na boisku. ?Samolot" Macieja Skorży wciąż pikuje. Przyczyn zapaści zespołu należy szukać w decyzjach władz i szkoleniowca klubu. Może pierwszym krokiem powinno być przyznanie się do kryzysu, a kolejnym szukanie rozwiązań mniej oczywistych niż tylko nieskuteczność w ataku?
Lech Poznań - FC Basel 1:3 w pierwszym meczu III rundy eliminacji do Ligi Mistrzów. Trener Maciej Skorża
LUKASZ CYNALEWSKI

- Budowanie samolotu znajdującego się w powietrzu byłoby niedorzeczne - pisze Mike Carson w książce "Menedżerowie". - Dwie rzeczy działyby się równocześnie: należałoby utrzymywać samolot w locie, prowadząc nawigację, komunikację, obsługując skomplikowane urządzenia techniczne, zajmując się bezpieczeństwem i wygodą pasażerów. Drugim wyzwaniem byłoby zamawianie i produkcja komponentów samolotu, ciężka inżynieria, składanie jego elementów, testowanie maszyny i tak dalej. Jedno do drugiego całkowicie nie pasuje - dodaje Carson. A jednak - jak podkreśla autor - tak często wygląda praca trenera w czasie kryzysu. Dziś Maciej Skorża jest właśnie jednocześnie pilotem i konstruktorem "samolotu".

Niszcząc sukces

Od początku pracy w Poznaniu jego pozycja jest bardzo mocna. Władze klubu długo na niego czekały, spełniały kolejne jego prośby, a wpływy trenera rosły. Skorża zmienił zasady pracy działu medycznego, pozbył się kierownika drużyny, wyprosił pozwolenie na treningi na głównej płycie. Szefowie spełnili też jego życzenia transferowe. Wszystkie sporne kwestie rozstrzygano na korzyść trenera. Teraz Skorża ma problem z odwróceniem dramatycznej sytuacji Lecha - do tego stopnia, że w tym tygodniu ograniczył do absolutnego minimum spotkania z mediami.

Szkoleniowiec Lecha stara się w trudnych chwilach przypominać imponującą szarżę po mistrzostwo w końcówce poprzedniego sezonu, jako potwierdzenie jakości jego zespołu. Wtedy z trzynastu ostatnich meczów aż dziewięć "Kolejorz" wygrał, od przegranego finału Pucharu Polski z Legią Warszawa tylko raz schodził z boiska bez punktów. A przecież jeszcze przed meczem na Stadionie Narodowym Skorża mówił, że ma drużynę chwiejną, zmienną. I chociaż dobra forma Lecha przeniosła się na początek sezonu, to widać, że sukces nie zbudował w klubie mentalności zwycięzców. Także dlatego Lech przechodzi dziś potężny kryzys - z dwunastu ostatnich spotkań aż osiem przegrał.

- Niezależnie od tego, w jakich warunkach pracujesz jako menedżer, żeby odnosić sukcesy, musisz wygrywać. Trzeba dopilnować, by twój zespół miał zwycięzców - mówi w cytowanej na wstępie książce Walter Smith, który w nieco ponad dziesięć lat wygrał 21 trofeów w Glasgow Rangers. W Lechu mistrzostwo znaczyło... niewiele, władze przyznały nawet, że letnie zmiany wyglądałyby tak samo, także, gdyby drużyna nie cieszyła się z wygrania ligi. A przecież różnica między porażką a sukcesem jest ogromna, jest wyznacznikiem mentalności zwycięzców. W Poznaniu wstawiono tam znak równości.

Jeszcze bardziej szkodliwa była nagła zmiana priorytetów w trakcie tego sezonu. Lech odpadł z Ligi Mistrzów, ale bez problemów awansował do Ligi Europy - po pięciu latach nieobecności w fazie grupowej było to dla klubu spore osiągnięcie. I choć wcześniej Skorża wielokrotnie opowiadał o magii europejskich pucharów, władze nakazały mu skupić się na lidze. W ten sposób i pomimo sukcesu w Europie Lech zmarnował szansę na odbudowanie mentalności zwycięzców. W słaby psychicznie zespół każda porażka uderza podwójnie.

Inni ludzie w szatni

- Najważniejszym zadaniem było pokazanie ludziom, z którymi pracowałem - sztabowi i piłkarzom - że panuję nad sytuacją i nic mną nie wstrząśnie - opowiadał Smith o swoim najtrudniejszym etapie pracy w Rangersach, gdy brakowało pieniędzy, sprzedawano zawodników i z dnia na dzień rozwiązywano kontrakty. W Lechu tak dramatycznej sytuacji nie ma, prezes Karol Klimczak nie chce nawet mówić o kryzysie. Jednak wystarczyło spojrzeć na Skorżę w Białymstoku, by dostrzec człowieka załamanego. - Jak się wali, to wszystko - cichym głosem opowiadał trener o kolejnych kontuzjach w drużynie. Nic dziwnego, że po porażce 0:1 Szymon Pawłowski, odpowiadając na pytanie o charakter drużyny, mówił o "innych ludziach w szatni, a innych wychodzących na boisko". Skorża mógłby motywować ich najlepiej na świecie, ale skoro różnicę w podejściu widać po nim samym, to dlaczego zawodnicy mieliby reagować inaczej?

W ubiegłym tygodniu Klimczak starał się gasić pożar odpowiadając na pytania kibiców w radiu, ale trudno było uwierzyć w zapewnienia, że kryzysu nie ma. Wizerunek klubu budowanego systematycznie, opieranego na wychowankach, z niedawno spisanymi na specjalnej tablicy zasadami - bardzo ostatnio ucierpiał. Rykoszetem, bo na nielogicznych decyzjach najbardziej straciła drużyna.

To zmiana priorytetów pociągnęła za sobą kolejne niezrozumiałe działania. Prezes Klimczak na spotkaniu z piłkarzami uzależnił wypłacenie premii od zajęcia przynajmniej piątego miejsce w lidze. Pieniądze na ten cel zawodnicy mają jednak zdobywać głównie w pucharach, które mają nakaz odpuścić. Sama zmiana zasad premiowania w trakcie sezonu może nie być dobrze odebrana przez zawodników, a nawet osłabić pozycję trenera. W "Menedżerach" Mick McCarthy wspomina, że w Wolverhampton w obliczu kryzysu prezes zrugał w szatni drużynę. Interwencja przyniosła krótkotrwały efekt (jedno zwycięstwo), ale szkoleniowiec stracił zaufanie piłkarzy. Następny mecz Wolves wysoko przegrali i McCarthy został zwolniony.

Przetrwać i nie zmaleć

- W czasie zapaści problemem jest też obwinianie wszystkich dookoła. Narzeka się na sędziów, zarząd klubu albo kontuzjowanych zawodników. To paraliżuje ofiarę - osobę, która szuka winnych dookoła. Dopóki przywódca będzie próbował przekonać siebie i wszystkich o swojej niewinności, dopóty nie będzie się skupiał na krokach niezbędnych do rozwiązania problemu - pisze Carson. Skorża od dwóch tygodni powtarza natomiast to samo, przeklinając los i kontuzje. Po porażkach z Podbeskidziem i Jagiellonią mówił, choć w innych słowach, o potężnej krytyce i pokorze, z jaką zespół ją przyjmie; o fatalnej skuteczności; o tym, że były momenty i będzie lepiej. - To bardzo bolesna porażka - mówił tydzień temu. - Jest to porażka, która nas bardzo boli - tak wyrażał się w Białymstoku.

Sam trener przyznał, że pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji. Bezradność i powtarzalność reakcji wydają się w tych okolicznościach naturalne. Dla Lecha nie jest to dobra wiadomość.

Są jednak i dobre sygnały. - Skorża mówi, że krytykę należy przyjąć, że w drużynie wszyscy zdają sobie z niej sprawę, ale nikt nie zamierza panikować. - Dobry lider musi być odporny na stres - tłumaczył Carsonowi trener Arsenalu Arsene Wenger. - Stres powoduje, że stajesz się mniejszy i mniejszy, aż nie jesteś w stanie niczego przekazać. W sytuacji kryzysowej to absolutnie kluczowe, właśnie wtedy trzeba pokazać talent lidera i siłę. To w momentach kryzysu pozwala ci przetrwać - dodawał francuski szkoleniowiec.

Dobrze, że Skorża ma czas i zaufanie swoich szefów. Gorzej, że jego "samolot" wciąż pikuje. Po mistrzostwie i solidnym starcie w europejskich pucharach Lechowi marzyło się mocarstwo. Tym bardziej trenera, piłkarzy i kibiców boli zderzenie z rzeczywistością. Może pierwszym krokiem powinno być przyznanie się do kryzysu, a kolejnym szukanie rozwiązań mniej oczywistych niż tylko nieskuteczność w ataku. Im więcej meczów Lech przegrywa, im więcej dni kryzysu mija, tym bardziej widać, że problem wcale nie ogranicza się wyłącznie do boiska.

Zobacz wideo