Oboje zwyciężyli w prestiżowym rankingu Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i katowickiego "Sportu" na najlepszych lekkoatletów 2003 r. - Pyrek po raz drugi, Korzeniowski po raz szósty. O zwycięstwie w rankingu "Złote kolce" decydowały punkty, jakie zawodnicy gromadzili m.in. za zajęcie czołowych miejsc w prestiżowych imprezach międzynarodowych i krajowych oraz za wartościowe wyniki.
- Nie spodziewałam się, że wygram - mówi Monika Pyrek. - Ale to był dla mnie dobry rok przede wszystkim dlatego, że ustabilizowałam formę. Regularnie skakałam 4.50, a na mityngu w Grecji było 4.60 [najlepszy wynik zawodniczki w ubiegłym roku - ola].
Pyrek była w ubiegłym roku jedyną polską lekkoatletką, która wywalczyła medal na seniorskich mistrzostwach świata. Brązowy krążek przywiozła z Birmingham, gdzie odbywały się halowe mistrzostwa. Taka sztuka nie udała się jej kilka miesięcy później na Stade de France w Paryżu, gdzie odbywały się mistrzostwa świata na stadionie otwartym. Nie obroniła brązowego medalu z Edmonton. Ostatecznie stanęła zaraz za podium, dzieląc się czwartym miejscem z Amerykanką Stacy Dragillą. Obie pokonały poprzeczkę na wysokości 4.55.
W międzyczasie były starty w najważniejszych międzynarodowych mityngach: w finale IAAF w Monako zajęła czwarte miejsce, a przy ekstremalnych warunkach pogodowych zwyciężyła w Pucharze Europy. Przydarzyła się także wpadka ze źle dobranymi tyczkami. Na sierpniowym mityngu w Londynie zawodniczka nie zaliczyła żadnej wysokości. Spaliła trzy próby na 4.30.
W rankingu tyczkarek IAAF (Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych) Pyrek zajmuje szóste miejsce. Wynik 4.60 jest 13. wynikiem 2003 r.
W ubiegłym roku Pyrek postanowiła się przeprowadzić. Na dobre rozstała się ze swoim klubem KL Gdynią. Nie najlepiej układała się jej współpraca z Edwardem Szymczakiem, trenerem kadry narodowej. Kiedy pod koniec 2002 r. do Szczecina przeniósł się jej trener i równocześnie dotychczasowy asystent Szymczaka Wiaczesław Kaliniczenko, postanowiła przyjechać za nim.
Jednak oba kluby: MKL Szczecin i KL Gdynia, nie doszły do porozumienia w sprawie wysokości ekwiwalentu za przejście zawodniczki do Szczecina. Dla tyczkarki zakończyło się to zawieszeniem. Od kwietnia do końca 2003 r. była niezrzeszona, przez co nie mogła m.in. starować w zawodach organizowanych przez PZLA. Nie pojechała na letnie mistrzostwa Polski i nie obroniła tytułu mistrzowskiego.
Ubiegły rok mijał także pod znakiem prób poprawienia jej własnego rekordu Polski z 2002 r. Magiczna wysokość 4.62, którą pokonała w Londynie w minionym roku, okazała się nieosiągalna.
Próba bicia rekordu odbywała się nie tylko na światowych arenach, ale także w nieco skromniejszej oprawie. Po przyjeździe z mistrzostw świata we wrześniu na szczecińskim stadionie lekkoatletycznym spontanicznie zorganizowano konkursu skoku o tyczce: kilku zawodników trenujących w Szczecinie i puste trybuny.
- Każda okazja jest dobra, by spróbować poprawić rekord - mówiła wtedy Monika, chowając się przed padającym deszczem.
Tyczka powędrowała na wysokość 4.56. Pierwsze dwa skoki były nieudane. Zdenerwowana ostro zaatakowała po raz trzeci i uzyskała swój drugi wynik w sezonie. Po konsultacji z trenerem tyczka powędrowała na wysokość 4.63 i znów niewiele brakowało do jej pokonania. Wściekła, ze łzami w oczach Pyrek szybko opuściła stadion.
W tym sezonie już oficjalnie reprezentować będzie barwy MKL-u. Szczecin się jej spodobał, choć, jak sama mówi, jest tu znacznie spokojniej niż w ruchliwym Trójmieście, gdzie mieszka jej rodzina. Najbliższy rok podporządkowany jest jednak olimpiadzie w Atenach. Z wypełnieniem minimum PZLA na igrzyska nie powinno być problemu. Wskaźnik wynosi 4.40.
Aby wypaść w Grecji jak najlepiej, razem z trenerem zdecydowała się na konsultacje u ukraińskiego szkoleniowca Witalija Pietrowa, twórcy sukcesów sześciokrotnego mistrza świata i wielokrotnego rekordzisty świata Siergieja Bubki. Na pierwszych trzytygodniowych konsultacjach we włoskim ośrodku przygotowań olimpijskich w Formii była w listopadzie. Skakania uczyła się tam od nowa. Wskazówki szkoleniowca wciela teraz w życie na treningach. W styczniu ponownie ma pojawić się we Włoszech. Przejdzie mały egzamin u Pietrowa, który sprawdzi, na ile poprawiły się skoki. Kolejne trzytygodniowe konsultacje zaplanowano na marzec. Jeszcze przed samą olimpiadą ponownie ma spotkać się z Pietrowem.
Pod koniec stycznia na dobre rozpoczyna sezon halowy. Czekają ją konkursy m.in. w Stuttgardzie, Dortmundzie, mistrzostwa Polski i mityng gwiazd u Siergieja Bubki w Doniecku. Potem halowy deser, czyli marcowe mistrzostwa świata w Budapeszcie.
Niemiłe wspomnienie z 2003 r.? Wybita szyba w samochodzie dzień po jego zakupie. Ale kłopotów z zapłaceniem rachunku w warsztacie nie było, bo Pyrek wygrała proces o nielegalne wykorzystywanie jej wizerunku w kalendarzu i sąd przyznał jej 25 tys. zł odszkodowania wraz z odsetkami.