Częstochowianie, tak jak przed tygodniem w Berlinie, również z Grekami przegrali 2:3. Te dwie minimalne porażki sprawiają jednak, że w grupie A Ligi Mistrzów nie odegrają znaczącej roli, a czekające nas już w nowym roku spotkania pozbawione będą większych emocji.
Zapowiadając spotkanie sygnalizowaliśmy, że Michał Winiarski nie jest w pełni sił. Skrzydłowy przeziębił się i nie uczestniczył w treningach. Wyszedł jednak w podstawowej szóstce i w pierwszym secie nic nie wskazywało na to, że będzie musiał opuścić boisko. Wspólnie z Krzysztofem Gierczyńskim ciągnął grę w ataku, błysnął także w bloku i w sumie zdobył kilka ważnych punktów. Między innymi osiemnasty, który dał naszej drużynie pierwsze prowadzenie w partii. Po długiej wymianie zablokował wówczas atakującego Olympiakosu Ernando Gomeza. Wenezuelczyk nie miał łatwego życia. W premierowej odsłonie raz po raz atakował w blok Gierczyńskiego i Arkadiusza Gołasia, a trener Ljubo Travica rozkładał ręce, widząc niemoc swojego asa. Gdyby akademicy równie skutecznie grali w przyjęciu zagrywki i ataku, Olympiakos nie miałby nic do powiedzenia. A tak skończyło się na wymęczonym zwycięstwie na przewagi 26:24.
W kolejnych dwóch partiach Grecy nadal ryzykowali trudną zagrywkę, zmuszając naszych siatkarzy do błędów. Dodatkowo popsuła się i tak nie najlepsza skuteczność akademików w ataku. Słaby dzień mieli grający na zmianę rozgrywający AZS: Jakub Oczko i Paweł Woicki. Jedynie Gierczyński i momentami Grzegorz Szymański próbowali poderwać zespół do walki. To głównie dzięki nim w drugim secie AZS zdobył 17 punktów. Winiarski opuścił boisko przy stanie 7:12 i pojawił się na nim tylko na moment w końcówce czwartej partii.
- Zepsułem dwie piłki z rzędu i trener mnie zmienił. Czułem się nieźle. Chęci miałem duże, ale trener wiedział, co robi. Choroba była chyba silniejsza od chęci.
W trzecim secie obraz gry się nie zmienił. Przeważali Grecy i wygraliby znacznie wyraźniej niż 25:22, ale w końcówce za prawą Andrzeja Szewińskiego AZS odrobił część strat.
- Mieliśmy dzisiaj świąteczną siatkówkę - stwierdził skrzydłowy greckiego zespołu Aleksiej Gatin, odnosząc się do poziomu nie tylko drugiego i trzeciego seta, ale całego meczu. - Kiedy my bardzo dobrze zagrywaliśmy, rywale popełniali błędy w przyjęciu. I na odwrót. Byliśmy jednak o kilka piłek lepsi w ataku.
Gatin, który trafił do Olympiakosu po latach gry w lidze włoskiej, imponował spokojem i doświadczeniem. Może nie rzucał się aż tak bardzo w oczy, ale w trudnych momentach to właśnie on dostawał kluczowe piłki od rozgrywającego Vasilisa Kournetasa. Tak było w czwartej, chyba najlepszej partii spotkania. Gracze Pamapolu od początku toczyli w nim wyrównany bój z rywalami. Dzięki kilku dobrym zagrywkom uzyskali nawet czteropunktową przewagę (13:9). Gatin wspólnie z Gomezem po asowych serwisach doprowadzili do remisu po 16, a później doszło do emocjonującej końcówki. Ukrainiec spisał się w niej jak z nut, nierówno grający Gomez dwa razy trafił natomiast w szczelnie ustawiony prze Gołasia i Gierczyńskiego blok. Obaj akademicy skończyli także piłki w ataku, doprowadzając do tie-breaku.
Wyjątkowo nieliczni i niemrawi kibice przebudzili się, ale tylko na moment. Bo w ostatniej partii bardzo szybko okazało się, że AZS nie będzie w stanie przechylić szali na swoją korzyść. Nasz zespół został całkowicie rozbity przez rywali. Popełniając błąd za błędem, w przyjęciu tracił punkt po punkcie i ostatki nadziei na to, że w ten mecz można wygrać. Zdegustowani kibice jeszcze przed ostatnim gwizdkiem sędziego opuszczali trybuny. Gdy siatkarze schodzili z boiska, była ich już tylko garstka.
Pamapol AZS - Olympiakos Pireus 2:3 (26:24, 17:25, 22:25, 27:25, 5:15)
Pamapol: Woicki, Winiarski, Kokociński, Szymański, Gierczyński, Gołaś, Kryś (libero) - Szewiński, Oczko, Panas.
Olympiakos: Kournetas, Christofidelis, Tsakiropoulos, Gomez, Gatin, Marković, Dimitrakopoylos (libero) - Xenakis, Kyriazis.
Andrzej Szewiński, kapitan Pamapolu: - Miało dzisiaj być tak pięknie. Mieliśmy zjeść rybę po grecku, ale niestety się nie udało. Zabrakło nam chyba boiskowej agresji. Tu nie chodzi o umiejętności techniczne, ale o wolę walki. Z drugiej strony trzeba zdać sobie sprawę, że jesteśmy zespołem, w którym nie ma ani jednego obcokrajowca. Graliśmy z dobrą drużyną. Jednak i mecz w Berlinie, i ten mogliśmy wygrać. Szkoda, że tak się skończyło. Po walce w czwartym secie, gdy dobrze graliśmy, w piątym secie popadliśmy w depresję. Nie będziemy robić z tego tragedii. Nie sztuką jest grać i wygrywać, ale podnieść się z dołka w następnych spotkaniach.
Antonis Tsakiropoulos, kapitan Olympiakosu: - Jesteśmy zadowoleni z tego zwycięstwa. Wiemy, że nie zagraliśmy jeszcze na swoim poziomie. Mamy nadzieję, że teraz będziemy grać już coraz lepiej.
Ljubo Travica, trener Olympiakosu: - Dla nas w tym momencie najważniejsze jest zwycięstwo w tym meczu. Ostatnio w Lidze Mistrzów mieliśmy pewne problemy. Nie mamy takiej ciągłości gry jak przed miesiącem. Zdawaliśmy sobie sprawę, że spotykamy się z młodą drużyną może bez doświadczenia, ale bardzo umotywowaną. Próbowaliśmy wygrać ten mecz prostymi metodami, jednak to nie zdało egzaminu. Zgadzam się z kapitanem gospodarzy, z tej porażki nie ma co robić tragedii. To młody zespół z przyszłością.
Edward Skorek, trener Pamapolu: - Wszyscy wiemy, że nasz zespół od kilku dni ma pewne problemy zdrowotne. Nie mamy możliwości zmiany na środku bloku. Do tego Michał Winiarski jest chory. Przyszedł na mecz, próbował zagrać, ale jeśli nie trenuje się przez pięć dni, to trudno zagrać przeciwko takiej drużynie jak Olympiakos. Graliśmy dosyć dobrze, ale nie ustrzegliśmy się błędów, a w tych momentach, gdy prowadziliśmy, Grecy trudno serwowali. My mieliśmy problemy z odbiorem, a jak nie ma przyjęcia, to ciężko też jest dograć do siatki. Wydawało się, że czwarty set spowoduje większą koncentrację. Niestety, początek piątego seta był bardzo zły. Nie przyjęliśmy trzech piłek z rzędu i nie kończyliśmy akcji na pojedynczym bloku. To podcina skrzydła.