Udany start płockich pływaków we Wrocławiu

XIV Memoriał Marka Petrusewicza miał przynieść sukces Piotra Gałki. Niestety pływak MUKS-u Płock nie wygrał głównej konkurencji, plasując się ostatecznie na 4. miejscu. Za to jego koleżanka Paulina Kret dwukrotnie stawała na najwyższym podium i raz o stopień niżej.

Celem wychowanka Wojciecha Ostrzyckiego podczas wrocławskiego memoriału Marka Petrusewicza było zwycięstwo. Ale czy w konfrontacji z tak silnymi rywalami jak Sławomir Wolniak (ZSS Chorzów) i Adrian Tracz (Jordan Kraków) mógł coś zdziałać? Jeszcze nie tym razem. Dlaczego? Bo pierwszy z czasem 1.04,75 min ustanowił rekord Polski 15-latków, a drugi z wynikiem 1.06,70 min rekord kraju w rok młodszej kategorii wiekowej. Gałce nie pozostało nic innego jak walka o trzecią lokatę. I teoretycznie ją zajął, bo zakończył wyścig z takim samym czasem co Jakub Kotynia (Start Łódź) - 1.08,52 min. Jednak zdaniem sędziów celowniczych płocczanin przegrał finisz i zajął czwarte miejsce.

Ale start kolegi przyćmiła Paulina Kret, która wprost nokautowała rywalki. Płocczanka wygrywała w swoim koronnym stylu, czyli grzbiecie. Najpierw 50 m pokonała w 31,43 s, a później "setkę" w 1.06,61 min. Bliska szczęścia była też na 50 m st. dowolnym. Ostatecznie zajęła tu drugie miejsce z czasem 27,35 s, który jest jej nowym rekordem życiowym.

- To nie koniec emocji jakich dostarczyła mi Paulina - opowiada Ostrzycki. - Normalnie zajęłaby pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej zawodów. Ale we Wrocławiu zastosowano rzadko używaną na takich imprezach punktację kanadyjską, która preferuje styl dowolny. Gdybym wiedział o tym wcześniej, to popłynęłaby kraulową setkę i końcowy sukces byłby gwarantowany. A tak zabrakło jej 5 pkt. Trochę szkoda.

Ostrzycki zachwala też samą organizację memoriału. - Jestem pełen podziwu dla ludzi, którzy to zrobili - mówi. - Robiłem niedawno podobne zawody pamięci Czarka Piórkowskiego i wiem, ile to wysiłku kosztuje. Tu każda konkurencja miała swojego sponsora, a i sponsorzy byli dekorowani specjalnymi medalami przez trenerów zawodników, którzy wygrali. To bardzo miły zwyczaj.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.