Premier League. Liverpool desperacko potrzebuje Juergena Kloppa

Klęska ze Stoke City (1:6) zepchnęła Liverpool jeszcze bliżej ligowej przeciętności. Zasłużony dla angielskiego futbolu klub w ciągu roku zaliczył ogromny spadek i potrzebuje nowego impulsu, by nadrobić stracony dystans. Jedynym ratunkiem wydaje się być Juergen Klopp.

Steven Gerrard przyznawał wielokrotnie, że po traumie z końcówki poprzedniego sezonu - gdy w dwóch meczach przegrał niemal pewny, pierwszy od ćwierćwiecza tytuł mistrzowski - on i Liverpool zbierał się przez całe lato. W tym kontekście interesujące jest to, jak na kolejne losy zasłużonego klubu wpłyną wydarzenia z ledwo zakończonych rozgrywek - szybka (negatywna) weryfikacja siły w europejskich pucharach, fatalne transfery, brak charakteru w zespole, wreszcie weekendowa klęska 1:6 ze Stoke City, pożegnanie Stevena Gerrarda i coraz bardziej prawdopodobne zwolnienie Brendana Rodgersa.

W sobotę Gary Neville, były obrońca Manchesteru United i reprezentacji Anglii, rozprawiał się z Liverpoolem na łamach "The Daily Telegraph", twierdząc, że powoli staje się "prowincjonalnym" klubem, żyje historią dawnych sukcesów i jest lata w tyle za europejskimi potęgami. A najbliższe dni pokażą, czy na Anfield w ogóle jest wola przeprowadzenia koniecznej rewolucji.

Bo to, co mówił Neville, jest brutalną prawdą. Zresztą, wystarczy spojrzeć, kim byli oprawcy Liverpoolu z ostatniej kolejki Premier League. To m.in. Charlie Adam i Peter Crouch, którzy na Anfield grali, byli sprowadzeni za niemałe pieniądze, ale na pewno nigdy nie byli rozpatrywani jako piłkarze mogący przywrócić "The Reds" na szczyt. Oni wybijali się ponad przeciętność tylko od czasu do czasu, a nie - jak wymaga się od czołowych drużyn - co kolejkę. A teraz roznieśli w pył zespół Rodgersa - Liverpool w Stoke był beznadziejny i, co nawet ważniejsze, bez nadziei na dobry wynik.

Klęska jego kariery

Można zaryzykować twierdzenie, że była to też największa porażka w karierze Brendana Rodgersa. Nie z Crystal Palace w poprzednim sezonie (gdy rywale w kilkanaście minut odrobili trzy gole straty i zepchnęli Liverpool z pozycji lidera), bo wtedy zapaść zdarzyła się w głowach piłkarzy. Teraz szkoleniowiec "The Reds" potrafił podnieść jakość swojego zespołu w środku sezonu, zaliczyć serię 13 meczów bez porażki, ale dwie wpadki z bezpośrednimi rywalami do walki o miejsca w czołowej czwórce (Arsenalem i Manchesterem United) rozpoczęły kolejny zjazd. Ostatnie sześć kolejek to ledwie jedna wygrana ze zdegradowanym i osłabionym QPR. Zupełnie jakby nie tylko drużyna się poddała, ale też sam Brendan Rodgers - razem w Stoke od pierwszej minuty wywiesili we własnym polu karnym białą flagę.

Nie tak dawno pewny swego i swojej przyszłości na Anfield, w niedzielę Rodgers mógł tylko stwierdzić, że kwestia jego dalszej pracy zależy od szefów. Po prawdzie, przedstawiciele Fenway Sports Group powinni również spojrzeć na siebie, swoje decyzje o budowaniu klubu, ostatnich zakupach (w LFC wciąż funkcjonuje komitet transferowy, którego trener jest tylko częścią). Jednak w świecie wielkiego futbolu tak się nie działa, winny jest tylko jeden, szefowie zwykle chowają się za błędami szkoleniowców, a wymieniając ich, tuszują własne pomyłki. I ogłaszają "początek nowego rozdziału".

Liverpool desperacko potrzebuje takiego początku. A nie zacznie powrotu na szczyt bez magnesu. Jak słusznie między wersami sugerował Gary Neville, "The Reds" nie przyciągają już magią stadionu, historią, osobowością szkoleniowca czy nawet obecnej w składzie klubowej legendy. Wręcz przeciwnie - sądząc, że to ich atut w rekrutacji, odbiegają coraz bardziej od czołowych angielskich klubów. Wcale nie tylko możliwościami finansowymi.

Bliżej Hodgsona

A Brendan Rodgers takim magnesem nie będzie. Owszem, jako szkoleniowiec ma wiele atutów, ale nie na tyle, by cokolwiek wygrać. Jest coraz bliżej przypięcia mu etykiety tylko nieco ponadprzeciętnego w lidze angielskiej, a nie wyjątkowego. Krótko mówiąc - reputację ma bardziej na poziomie Roya Hodgsona niż Jose Mourinho.

Dlatego szefowie klubu muszą działać błyskawicznie i bez skrupułów, bez dawania kolejnej szansy, kolejnego roku. To prawdopodobnie ostatni taki moment na rynku trenerskim, że wolny jeszcze jest jedyny właściwy kandydat, osobowość, która może być i magnesem dla piłkarzy, i powodem, by Liverpool zaczął rosnąć w kraju i w Europie. To Juergen Klopp, który przecież jeszcze dłuższą drogę przeszedł z Borussią Dortmund.

Teoretycznie niewiele może przemawiać za Liverpoolem w walce o podpis cenionego niemieckiego szkoleniowca. Możliwe, że obecnie większe kluby włączą się do wyścigu, z Realem Madryt na czele. Jednak to podobieństwo wyzwań, z jakim mierzył się w Dortmundzie i jakie czekałoby na Kloppa w Liverpoolu, może być jedynym, ale i najważniejszym atutem rządzącej klubem grupy Fenway Sports.

Gaszenie pożaru

Wraz z przyjściem Kloppa musi zmienić się polityka klubu. Przynajmniej sześciu piłkarzy nadaje się do natychmiastowej sprzedaży (m.in. Lambert, Balotelli, Toure), też tylu wzmocnień Liverpool potrzebuje, by na przestrzeni całego sezonu móc rywalizować z najlepszymi zespołami. Do tego dochodzi otwarty konflikt klubu z Raheemem Sterlingiem, gdzie sytuacja przypomina błyskawicznie rozprzestrzeniający się pożar, którego nikt nie chce nawet gasić.

Klopp jest człowiekiem zdolnym do radzenia sobie z takimi wyzwaniami i nawet ten ostatni sezon w Dortmundzie oraz nieudana próba restrukturyzacji drużyny tego wizerunku nie zmieniła. Popełniał błędy, był uparty, zdarzały mu się kiepskie transfery, ale Liverpool potrzebuje wszystkiego, co 47-letni Niemiec reprezentuje - zaczynając od energii, przez preferowany futbol, zdolność do podnoszenia jakości piłkarzy i na skromności oraz ciężkiej pracy kończąc.

On, jak to miał w zwyczaju Rodgers, nie stara się tuszować przeciętności ogólnikami i wymówkami, ale akceptuje oraz otwarcie krytykuje ten stan, szybko przystępując do naprawy sytuacji. Może niewielu to wspomni, ale na wiosnę Borussia - choć nadal nie przypominała siebie z wizji Kloppa, co przyczyniło się do jego decyzji o odejściu - była jedną z najlepszych drużyn Bundesligi. Liverpool może się odrodzić, może znów coś znaczyć, ale potrzebuje impulsu do zmian. Kolejnej takiej okazji jak zatrudnienie Kloppa może już nie mieć. I popaść w przeciętność na kolejne lata.

Zobacz wideo

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.