Pojedynek z Jagiellonią był jedenastym spotkaniem z rzędu, w którym "niebiescy" nie potrafili zdobyć kompletu punktów.
- Liczyliśmy, że trzy punkty pozwolą nam z powrotem wrócić do gry. Cały czas wierzyliśmy, że walka o awans jest możliwa... A tak zima popsuta, święta będą smutne. Same minusy - kręcił głową Sebastian Nowak, bramkarz chorzowskiej drużyny.
W sobotę na Cichej rzeczywiście można było już poczuć atmosferę świąt. Zadbali o nią szczególnie kibice. Pirotechniczne pokazy na ciemnym listopadowym niebie wyglądały bardzo efektownie.
Na chorzowskim stadionie pojawili się fani "Jagi". Ponad 200 osób ambitnie zdzierało gardła za swój zespół, ale stadion opuszczali niepocieszeni. Białostoczanom zabrakło do wywalczenia trzech punktów naprawdę niewiele. W momencie gdy sędzia techniczny pokazywał, że mecz potrwa jeszcze kilka minut Mariusz Śrutwa sprytnie przerzucił piłkę głową nad zdezorientowanym Andrzejem Olszewskim i zdobył wyrównującą bramkę.
- Oddaliśmy dwa punkty w dziecinny sposób. Szkoda, bo fajnie by się ten rok skończył - żałował trener Mroziewski.
- Sami zafundowaliśmy sobie ten horror. Przy lepszej grze powinniśmy wygrać. Nie funkcjonowały skrzydła - tłumaczył z kolei Śrutwa.
Przez długie minuty lepszą drużyną byli białostoczanie, mimo że przed meczem trener Mroziewski miał spore kłopoty ze skompletowaniem składu. A i tak nie mógł skorzystać z Jacka Chańki. Popłoch pod bramką "niebieskich" siał szczególnie Wojciech Kobeszko. Napastnik Jagiellonii miał jednak pecha, bo gdy już jednak dochodził do strzału pozycje miał tak trudne, że zdobycie bramki graniczyło wręcz z cudem.
Chorzowianie szukali swojej szansy w strzałach z dystansu. W pierwszej połowie Marcin Malinowski uderzył jednak obok słupka, a po przerwie Edward Cecot znokautował stojącego w murze Marcina Danielewicza.
Po drugiej stronie boiska nadał szalał Kobeszko. Tylko w 62. minucie miał dwie szanse na zdobycie bramki. Nowak w wielkim stylu zatrzymał jednak dwa strzały oddane z pola karnego.
- Brak skuteczności zadecydował, że nie wracamy do Białegostoku bogatsi o trzy punkty - podkreślał Mroziewski.
To, co nie udało się Kobeszce, powiodło się Przemysławowi Kuligowi. Po dośrodkowaniu Pawła Sobolewskiego obrońca "Jagi" przymierzył głową z 10 metrów i Nowak był bez szans.
- Naprawdę niewiele mi brakło i zatrzymałbym tę piłkę. Już ją czułem na palcach - relacjonował po meczu bramkarz Ruchu.
Ruch jednak walczył do końca i w końcu dopiął swego. Zanim Śrutwa zapewnił swojej drużynie jeden punkt bliscy pokonania Olszewskiego byli też Krzysztof Bizacki i Marek Suker, ich strzałom brakowało jednak siły i precyzji.
- Obserwując mecz z bramki, wydawało mi się, że jesteśmy nawet drużyną lepszą. Sytuacji bramkowych było chyba po równo. W tej rundzie wiele razy traciliśmy gole w ostatnich minutach spotkań. Teraz to do nas uśmiechnęło się szczęście. Chociaż nie... źle powiedziane, ten gol nam się zwyczajnie należał - mówił Nowak.
Słów krytyki nie szczędził swoim piłkarzom trener Jerzy Wyrobek.
- Na tle Jagiellonii byliśmy zespołem gorszym. Mogli nas ukłuć, ale opatrzność boska nad nami czuwała - podkreślał.
- Nie wyobrażam sobie, żeby ten klub funkcjonował tak dalej. Nie zdali egzaminu piłkarze, nie zdali też działacze - nie krył goryczy Śrutwa.
Większość piłkarzy obu drużyn wracała do szatni bez koszulek i spodenek. Teraz stroje będą służyć kibicom.
STRZELCY BRAMEK
n Ruch: Mariusz Śrutwa (90.).
n Jagiellonia: Przemysław Kulig (68. - po podaniu Pawła Sobolewskiego).
Sędziował (jako główny): Marcin Nowak z Koszalina. Widzów: około 2000.
SKŁADY
Ruch: Nowak Ż - Fornalik Ż, Cecot, Masternak, Balul Ż - Zajdel (64. Krajanowski), Malinowski, Wawrzyńczok (46. Suker), Molek (77. Foszmańczyk) - Śrutwa, Bizacki.
Jagiellonia: Olszewski - Kulig, Zalewski, Wołczyk, Tupalski (86. Grygoruk) - Dzienis, Łatka (82. Marcinkiewicz), Speichler, Sobolewski - Kobeszko (76. Reginis), Danielewicz.
Inne wyniki oraz tabela II ligi znajduje się na 14. stronie "Gazety Sport"