Podsumowanie występów Radomiaka w rundzie jesiennej

Gdy beniaminek zajmuje pierwsze miejsce na półmetku rozgrywek, ocena jego występów musi być pozytywna. I jest. Szkoda tylko, że w parze z poziomem sportowym w Radomiaku nie idą sukcesy organizacyjne

Dobra gra i wyniki Radomiaka nie są dziełem przypadku. Zespół został solidnie wzmocniony, świetnie przepracował okres przygotowawczy do ligi i był świadomy własnej wartości.

Złe miłego początki

"Zieloni" kapitalnie spisywali się już w sparingach przed ligą. Co rusz odprawiali rywali z kwitkiem i nie było dla nich różnicy, czy grają z zespołem ligi okręgowej, czy ekstraklasy. Wszystkich golili równo.

Dlatego pierwsze mecze sezonu ligowego mogły być dla niektórych rozczarowaniem. Remisy przed własną publicznością z Kozienicami i Okęciem Warszawa nie zostały może przyjęte jak klęska, ale ekipie Włodzimierza Andrzejewskiego wróżono kłopoty z utrzymaniem się w lidze.

Jakże malkontenci musieli się zdziwić, gdy począwszy od wyjazdu do Pelikana Łowicz Radomiak zaczął grać jak z nut. Nieważnym stało się, czy "zieloni" występują na swoim, czy obcym stadionie. We wszystkich przypadkach radomianie inkasowali komplety punktów i zanim ich kibice zdążyli się obejrzeć, już przewodzili stawce trzecioligowców.

Zespół był doskonale przygotowany pod każdym względem. Po meczach, piłkarze wyglądali, jakby mogli rozegrać kolejny pojedynek, a co najważniejsze, widać było, że jeden za drugiego wskoczyłby w ogień.

Taktyka i szczęście

O tym, że w sporcie szczęście sprzyja lepszym, wiadomo nie od dziś. Potwierdzeniem tej reguły stał się Radomiak, który wprawdzie doskonale radził sobie z przeciwnikami, ale kilka zwycięstw zawdzięcza wyjątkowo łaskawemu losowi. W większości pojedynków szczęście sprzyjało "zielonym", ale przecież siły nadprzyrodzone nie są łaskawe dla byle kogo.

Do znudzenia powtarzam za Janem Nowickim z "Wielkiego Szu", że szczęście trzeba umieć sobie zorganizować i w przypadku Radomiaka jest to najprawdziwsza prawda. Geniusz Andrzejewskiego pozwalał na ustalanie znakomitej taktyki, którą później co do joty realizowali piłkarze. Doświadczenie Edwarda Mindy i Zbigniewa Wachowicza, szaleństwo Przemysława Michalskiego, Konrada Gołosia i Pawła Iwanowskiego, waleczność Roberta Szarego i Marcina Rosłańca plus nieprzeciętne umiejętności Dariusza Rysiewskiego i Roberta Sztejna stworzyły mieszankę, która musiała być wybuchowa.

Dziesięć zwycięstw, trzy remisy i tylko dwie porażki są najlepszą odpowiedzią na pytanie, czy Radomiak był dobrze przygotowany do rozgrywek. Czy przed sezonem ktokolwiek liczył na tak doskonały wynik? Nie. Nawet najwięksi optymiści przewidywali dla Radomiaka miejsce najwyżej w połowie stawki.

Bez sponsora ani rusz

Rewelacyjne wyniki piłkarzy wywołały dyskusję o awansie do II ligi. To pięknie, bo cele trzeba sobie stawiać ambitne, ale czy realia upoważniają do snucia nadziei o grze na zapleczu ekstraklasy? Śmiem wątpić. Od zawsze życzę klubowi ze Struga wszystkiego najlepszego i wygrane zespołu zawsze są dla mnie miodem na serce, ale uważam, że bez solidnego wsparcia finansowego i organizacyjnego występy w II lidze mogą zakończyć się dla Radomiaka tragicznie. I żeby było jasne, cenię fachowość Włodzimierza Andrzejewskiego, szanuję klasę zawodników, ale coraz bardziej niepokoi mnie zapaść finansowa klubu. Na skutek działań nieodpowiedzialnych ludzi z kolejnych zarządów już teraz Radomiak ma grubo ponad 400 tys. zł długu. Co gorsza, miesiąc w miesiąc wpływy i wydatki klubu nie mogą się zbilansować i zobowiązania rosną. Niestety, na razie wyjścia z tej patowej sytuacji nie widać. Nie ma pieniędzy, widoki na pozyskanie sponsorów są iluzoryczne, a pomysły zarządu klubu nie wychodzą poza pokój cotygodniowych obrad. Najstarszy klub Radomia nawet nie bardzo może liczyć na pomoc miasta. Chwała prezydentom Zdzisławowi Marcinkowskiemu i Andrzejowi Banasiewiczowi, że pojawiają się na trybunach stadionu przy Struga. Chwała, że wyrażają troskę o klub, ale za słowami muszą pójść konkretne działania. Bez wsparcia magistratu Radomiak pogrąży się w marazmie i wątpliwe, aby wzniósł się ponad przeciętność.

Teraz Radomiaka, podobnie jak inne zespoły III ligi, czeka długa zima. Trener, a przede wszystkim działacze "zielonych" muszą przepracować ją solidnie. Jeśli tak się nie stanie, wiosna może nie być dla Radomiaka tak przyjemna jak jesień.

Laurki "Gazety"

Edward Minda - w jego przypadku doskonale sprawdza się stwierdzenie, że bramkarz jest jak wino - im starszy, tym lepszy.

Tomasz Ziółek - solidny wyrobnik.

Arkadiusz Grzyb - wrócił po ciężkiej kontuzji i to wrócił w niezłym stylu.

Przemysław Michalski - młody, ale już niezwykle odpowiedzialny, a do tego twardy jak skała.

Zbigniew Wachowicz - wielka klasa.

Paweł Iwanowski - prawą nogą mógłby wiązać krawaty. Słabszy w defensywie.

Dariusz Rysiewski - siła spokoju. Doświadczony, opanowany, dobrze wyszkolony technicznie.

Konrad Gołoś - ogromne możliwości poparte świetnymi warunkami fizycznymi. Niebawem będzie liderem zespołu.

Marcin Rosłaniec - nigdy nie schodzi poniżej określonego poziomu.

Robert Szary - kapitan i prawdziwy przywódca drużyny. Największy "walczak" w ekipie.

Robert Sztejn - rewelacja. Aż dziw bierze, że tej klasy zawodnik marnował się w niższych klasach.

Ryszard Krześniak - zbyt duże wahania formy. Występy znakomite często przeplatał słabymi.

Adam Śniegocki - w pełni wykorzystał szansę na wejście do składu.

Daniel Barzyński, Artur Koniarczyk, Bogumił Sobieska - wartościowi zmiennicy.

Maciej Lesisz, Marcin Sztobryn - do nich należy przyszłość.