Prawie wszystkie atuty były po stronie białostoczanek. Grały przed własną publicznością (zrezygnowano jednak ze sprzedaży biletów), wcześniej wygrały komplet spotkań, aż dwa tygodnie przygotowywały się do meczu. Naprzeciwko nich stanęły warszawianki, które dzień wcześniej zakończyły rywalizację w mistrzostwach Polski lig akademickich w Zieleńcu.
- Jesteśmy zmęczeni ciężkim turniejem, termin meczu był dla nas niekorzystny - wyjaśnił Andrzej Ojrzanowski, trener AZS AWF.
To zmęczenie było zresztą widoczne, ale warszawianki nadrabiały wolą walki i ogromną ambicją.
Spotkanie było wyrównane od pierwszej do ostatniej piłki. W pierwszym secie seria asów serwisowych Anny Prokop przyczyniła się do wygranej białostoczanek. W drugim, mimo wyrównanej walki, proste błędy w ataku i rozegraniu spowodowały, że stan meczu wyrównał się na 1:1. Także trzecią partię warszawianki zapisały na swoim koncie. Jednak największe emocje wzbudził czwarty set. Siatkarki AZS Zeto szybko wyszły na prowadzenie (7:3), ale przy stanie 12:6, gdy wydawało się, że warszawianki łatwo oddadzą tę partię, role się odwróciły. Podopieczne trenera Ojrzanowskiego zdobyły siedem punktów z rzędu. Jak natchniona atakowała Anna Łukaszewicz.
- Najlepsza zawodniczka w moim zespole, dziś miała tzw. dzień konia - dodał trener warszawianek. - Ryzykowałem, stawiając na nią, odpłaciła się piękną grą.
Białostoczanki nie dawały za wygraną, aż czterokrotnie dramatycznie broniły kolejne meczbole. Piątego obronić nie zdołały.
- Ogromnie chcieliśmy wygrać i udało się - mówiła szczęśliwa, ale piekielnie zmęczona Ewa Ołtarzewska, była zawodniczka AZS Zeto.
Trener białostoczanek dopatrzył się kilku powodów porażki.
- Zawiodły środkowe, w drużynie zabrakło lidera, a warszawianki zawiesiły nam wysoko poprzeczkę - ocenił.
AZS ZETO BIAŁYSTOK - AZS AWF WARSZAWA 1:3 (25:21, 27:29, 20:25, 28:30).
Zeto: Pałkiewicz, Prus, Kulik, Prokop, Wojtasik, Gosko, Toch (libero) oraz Szewioła, Szulborska, Różańska, Olesiuk.
TABELA