W siedzibie Polskiego Związku Piłki Nożnej rozegrał się wczoraj prawdopodobnie ostatni akt tzw. afery barażowej. Po Wydziale Gier i Najwyższej Komisji Odwoławczej sprawą rzekomej sprzedaży meczu barażowego zajęła się Komisja Kasacyjna. Działacze Szczakowianki nie liczyli, że komisja przywróci zespół z Jaworzna do pierwszej ligi, mieli jednak nadzieję, że PZPN odda Szczakowiance 10 punktów. Zdaniem prawników reprezentujących klub z Jaworzna takiej kary nie ma w żadnym związkowym regulaminie.
Nieoficjalnie mówiło się, że dojdzie do kompromisu, a Szczakowianka już w piątek wróci na fotel lidera drugiej ligi [zespół ma 10 punktów straty do pierwszej w tabeli Pogoni Szczecin - przyp. red.].
Nic takiego jednak się nie stało. - Całe posiedzenie trwało nie więcej niż kilka minut i kosztowało nasz klub 6 tys. zł. Nie było żadnej dyskusji. Członkowie komisji stwierdzili tylko, że nikt nie naruszył prawa i wyrok zostanie utrzymany w mocy. Już nie będziemy szukać sprawiedliowści w PZPN, to nie ma sensu - mówi zrezygnowany Tadeusz Fudała, prezes Szczakowianki.
- Ręce mi opadły. Tak bardzo liczyliśmy na te punkty. Bylibyśmy liderem... Byłyby zupełnie inne rozmowy ze sponsorami. A tak, jak ja mam mobilizować zespół do walki? Ciężko będzie utrzymać ten zespół - smuci się Albin Mikulski, trener Szczakowianki.
Ostatnią szansą dla klubu na zmianę wyroku PZPN jest Trybunał Arbitrażowy przy Polskim Komitecie Olimpijskim, który rozpoczął już rozpoznanie sprawy.