Żeglarstwo - srebrna randka braci Szukielów

Zespół w składzie: Wacek z Moniką, Rafał z Anią, a Mateusz z Darkiem zdobyli srebrny medal mistrzostw Polski

To były nietypowe regaty, choć jak najbardziej oficjalne, bo o statusie mistrzostw kraju. Odbyły się na Zalewie Zegrzyńskim i rozgrywane były na jednakowych łódkach klasy 420. Zespoły złożone z sześciu osób (po dwie na jednej łódce) miały do pokonania krótką trasę, i co ważne, wyznaczoną nieopodal brzegu, co powodowało, że widzowie mogli z bliska śledzić rywalizację na wodzie. Do wyścigów stawało po sześć łódek i za kolejność na mecie komisja sędziowska przyznawała punkty. Który zespół miał ich mniej, wygrywał swoisty mecz na wodzie. W finałowej rozgrywce zmierzyły się dwa teamy. Wygrał zespół z Gdyni, którego kapitanem był Jarosław Grabowski. Gdynianie pokonali 2:0 zespół najlepszych polskich specjalistów klasie Finn, którego liderem był z kolei Mateusz Kusznierewicz. Do swojej łódki i zespołu warszawsko-olsztyńskiego Mateusz zaprosił Darka Urbanowicza, dziennikarza Przeglądu Sportowego, który na co dzień pisze o żeglarstwie. Rafał Szukiel miał z kolei w swojej załodze Anię Zygę, swoja przyjaciółkę, zaś Wackowi Szukielowi jako załogantka pomagała narzeczona Monika Mickiewicz.

- Jakiś czas temu postanowiliśmy na te regaty stworzyć team rodzinny - mówi Wacek Szukiel, który z Rafałem reprezentują AZS Uniwersytet Warmińsko-Mazurski. - My z bratem mieliśmy wziąć nasze narzeczone, a Mateusz żonę. Niestety nie do końca plan się powiódł, bo nie mogła być z nami Agnieszka. Mateusz niejako więc awaryjnie w zamian za żonę posadził do swojej łódki Darka Urbanowicza. Dodajmy, że obaj mają nie tylko słuszny wzrost, ale i wagę. Była to chyba najcięższa załoga regat, bo Mateusz z Darkiem dociążyli łódkę ponad 200 kilogramami żywej wagi. W sumie żeglowało się nam znakomicie, choćby dlatego, że nieczęsto mamy okazję bywać z naszymi kobietami. W Zegrzu mogliśmy być z nimi i na lądzie, i na wodzie.

Start na Zalewie Zegrzyńskim był dla braci Szukielów i Mateusza dobrym relaksem po bardzo trudnych regatach mistrzostw świata u wybrzeży hiszpańskiego Kadyksu. A nie były one niestety dla całej trójki udane. Mateusz z trudem zajął szóste miejsce. Wacek był 35., zaś Rafał 50. Żeglarze oraz ich trener Tomek Rumszewicz traktują tę porażkę jako wypadek przy pracy. Najważniejsze, że wszyscy doskonale wiedzą, dlaczego wypadli poniżej swoich możliwości, bo wszak w Kadyksie żeglować nie zapomnieli.

- Pływaliśmy zbyt wolno, bo przygotowaliśmy sprzęt na zupełnie inne warunki żeglowania - wspomina Wacek Szukiel. - Będąc w Kadyksie na zgrupowaniu, przetestowaliśmy maszty i żagle na wysokich i długich falach, przy silnym wietrze od oceanu. I z takimi zestawami wróciliśmy do Kadyksu na mistrzostwa. Tymczasem warunki wietrzne zupełnie się zmieniły. Wiało od lądu i fale były bardzo krótkie. Stąd tak odległe nasze miejsca w mistrzostwach .

- Z regat w Kadyksie wynieśliśmy naukę i oczywiście wyciągnęliśmy wnioski - mówi Tomek Rumszewicz. - Już złożyliśmy zamówienia na nowe żagle i maszty. Będziemy teraz przygotowani na każdy, nawet zmienny i nieprzewidywalny wiatr. Sprzęt to jedno, ale równie ważny będzie aspekt fizycznego przygotowania kadrowiczów do nowego sezonu. Dlatego też duży akcent w planach treningowych postanowiliśmy położyć na wytrzymałość ogólną oraz siłę. Wszyscy będą musieli codziennie zaliczyć co najmniej trzy kwadranse biegania w terenie, a także przynajmniej pół godziny w siłowni. Mateusz dostał też zadanie zrzucenia zbędnych czterech kilogramów, bo powinien ważyć nie więcej niż 100. Cóż, jeśli chce się powalczyć o medal olimpijski, trzeba dołożyć do programu dnia dodatkowe zajęcia.

Początek przygotowań do sezonu to jeszcze kwestia kilkunastu dni. Teraz Mateusz i bracia Szukielowie kończą bieżący. Dziś na przykład rozpoczną zmagania o kolejne medale mistrzostw Polski. Tym razem w Pucku specjaliści klasy Finn, jak i wielu innych, zaczynają meczowy czempionat kraju.