Amica Wronki - Wisła Płock, sobota, godz. 19

Nie ma co myśleć, że Amica jest liderem. We Wronkach trzeba grać o jak najlepszy wynik - mówi były szkoleniowiec Amiki, a obecny Wisły, Mirosław Jabłoński.

Andrzej Zarębski: Sytuacja kadrowa Wisły przed meczem z Amiką nie jest za wesoła.

Mirosław Jabłoński: Właściwie to problem mamy tylko z Marcinem Wasilewskim. Na treningu naderwał sobie lekko przyczep mięśnia i nie będę mógł z niego skorzystać. A pozostali czują się w miarę dobrze.

Bardzo komplikuje to sytuację naszej obrony?

- Trochę tak, bo liczyłem, że po pauzie za kartki Marcin już wróci do gry. Jak pech to pech. Właściwie to nawet nie wiadomo, czy zagra i w następnym meczu.

Kto go zastąpi?

- No właśnie zastanawiamy się nad tym.

Czy po meczu z Górnikiem nabrał Pan optymizmu przed wyjazdem do Wronek?

- Jak przed każdym meczem. Właściwie łatwych pojedynków nie ma, niezależnie od tego, czy gra się u siebie, czy na wyjeździe. A pesymizmu absolutnie nie można do siebie dopuszczać. I teraz mam nadzieję, że uda nam się te punkty zdobyć. Czas przełamać złą passę z wyjazdowych pojedynków. Tu nie ma co myśleć o tym, że Amica jest liderem. Trzeba grać o jak najlepszy wynik i myśleć pozytywnie. Gdyby do tego dołożyć jeszcze dobrą grę, to rezultaty powinny być pozytywne.

Oprócz Stefana Majewskiego nie ma obecnie drugiego trenera, który by Amikę znał lepiej od Pana. Czy to nafciarzom ułatwi zadanie?

- Znam graczy Amiki tak samo jak zawodników innych drużyn. Bo i wszystkie mam rozpoznane. Natomiast wronczan znam lepiej indywidualnie, przecież ich prowadziłem. Ale czy to będzie miało decydujący wpływ na taktykę? Taktyka jest podporządkowana pod zespół, a nie pod indywidualnych zawodników.

Czego należy się bardziej obawiać: Amiki, która jest liderem, czy własnej słabości, gdy po zdobyciu bramki brakuje koncentracji. Nawet nie wiem, czy koncentracja jest tu właściwym słowem.

- Ja też nie wiem, jak to nazwać. Chyba to bardziej sprawa jakiejś chęci utrzymania tego, co się ma, a jednocześnie dziwnej niemożności utrzymania korzystnego wyniku. Brakuje tu chyba pójścia za ciosem, by wynik był jeszcze korzystniejszy. To trochę takie asekuranctwo wynikające z chęci zdobycia punktów. Moim zdaniem lepiej grać cały czas swoje odważnie do końca. Nie patrzeć, jaki jest rezultat, tylko grać jak najlepiej.

A może wystarczyłoby wtedy strefę obronną z własnego pola karnego przesunąć kilkanaście metrów do przodu?

- Właśnie, ale ja przecież ich tak nie ustawiam. W czasie meczu odwrotnie - cały czas pcham ich do przodu. Oni jednak podświadomie się cofają. Stąd nasze problemy. Co zrobić, żeby tak nie robili? Piłkarze muszą uwierzyć w siebie. Tu jest klucz do wszystkiego.

Może w końcu kiedyś uwierzą?

- Widzę, że nie tylko ja mam taką nadzieję.