Mirosław Jabłoński: Właściwie to problem mamy tylko z Marcinem Wasilewskim. Na treningu naderwał sobie lekko przyczep mięśnia i nie będę mógł z niego skorzystać. A pozostali czują się w miarę dobrze.
- Trochę tak, bo liczyłem, że po pauzie za kartki Marcin już wróci do gry. Jak pech to pech. Właściwie to nawet nie wiadomo, czy zagra i w następnym meczu.
- No właśnie zastanawiamy się nad tym.
- Jak przed każdym meczem. Właściwie łatwych pojedynków nie ma, niezależnie od tego, czy gra się u siebie, czy na wyjeździe. A pesymizmu absolutnie nie można do siebie dopuszczać. I teraz mam nadzieję, że uda nam się te punkty zdobyć. Czas przełamać złą passę z wyjazdowych pojedynków. Tu nie ma co myśleć o tym, że Amica jest liderem. Trzeba grać o jak najlepszy wynik i myśleć pozytywnie. Gdyby do tego dołożyć jeszcze dobrą grę, to rezultaty powinny być pozytywne.
- Znam graczy Amiki tak samo jak zawodników innych drużyn. Bo i wszystkie mam rozpoznane. Natomiast wronczan znam lepiej indywidualnie, przecież ich prowadziłem. Ale czy to będzie miało decydujący wpływ na taktykę? Taktyka jest podporządkowana pod zespół, a nie pod indywidualnych zawodników.
- Ja też nie wiem, jak to nazwać. Chyba to bardziej sprawa jakiejś chęci utrzymania tego, co się ma, a jednocześnie dziwnej niemożności utrzymania korzystnego wyniku. Brakuje tu chyba pójścia za ciosem, by wynik był jeszcze korzystniejszy. To trochę takie asekuranctwo wynikające z chęci zdobycia punktów. Moim zdaniem lepiej grać cały czas swoje odważnie do końca. Nie patrzeć, jaki jest rezultat, tylko grać jak najlepiej.
- Właśnie, ale ja przecież ich tak nie ustawiam. W czasie meczu odwrotnie - cały czas pcham ich do przodu. Oni jednak podświadomie się cofają. Stąd nasze problemy. Co zrobić, żeby tak nie robili? Piłkarze muszą uwierzyć w siebie. Tu jest klucz do wszystkiego.
- Widzę, że nie tylko ja mam taką nadzieję.