Po meczu - analiza

To jednak tylko pozorny zysk piłkarzy z al. Unii, bo różnica do dziesiątego miejsca, czyli pierwszego gwarantującego utrzymanie w lidze, powoli się powiększa.

Podopieczni trenera Włodzimierza Tylaka spotkanie z Ruchem mogli nawet wygrać, bo stworzyli więcej sytuacji od rywala. Niestety, nie potrafili ich wykorzystać. - Mimo wszystko zostawili po sobie dobre wrażenie - uważa Daniel Goszczyński, sponsor zespołu. - Prowadziliśmy z doświadczonym przeciwnikiem wyrównaną grę, a po stracie gola szybko potrafiliśmy doprowadzić do wyrównania - dodaje.

Większość ełkaesiaków zagrała poniżej możliwości. Najsłabiej wypadł Paweł Golański, który w obronie pojawił się zamiast Marcina Kowalczyka. Zawodnik, który miał być objawieniem w polskim futbolu, daleki jest od formy sprzed dwóch lat.

Zawiedli też wszyscy zmiennicy, którzy pojawili się w drugiej połowie. Kossi Assogba i Mariusza Zasada mieli zbyt wiele strat, nie byli też w stanie poderwać zespołu do walki. Ich wejście okazało się osłabieniem zespołu. Błędem trenera Tylaka było pozostawienie na ławce rezerwowych pomocnika Marcina Wachowicza, najskuteczniejszego strzelca zespołu. Wachowicz jest piłkarzem dynamicznym, który potrafi stworzyć sytuacje bramkowe. Na pewno byłby bardziej pożyteczny od Arkadiusza Mysony.

Nieporozumieniem był występ Jacka Kosmalskiego, który od przyjścia do Łodzi nie rozegrał jeszcze dobrego spotkania. Tylak uważa jednak, że w najbliższych spotkaniach były zawodnik Pogoni odzyska skuteczność. Wśród napastników szkoleniowiec ma niewielkie pole manewru, bo Bartosz Sobkowicz jest nadal kontuzjowany, a Łukasz Geruzel nie mieści się nawet w szerokiej kadrze. I widać to było w piątek. Gdyby ŁKS miał w swoich szeregach piłkarza podobnego do Piotra Bajery, zamiast jednego, zdobyłby trzy punkty. Niestety, jest inaczej, dlatego trzeba się cieszyć z remisu.