Pewne zwycięstwo u siebie odnieśli piłkarze Walki Zabrze. Dobry mecz w Opolu rozegrali piłkarze Górnika MK, którzy jednak - po golu straconym tuż przed końcem - ponieśli porażkę.
Śląsk Wrocław - Zagłębie Sosnowiec 3:0
Tak widowiskowo, efektownie i pomysłowo grającej drużyny Śląska nie oglądano we Wrocławiu od lat. W sobotę przy Oporowskiej było wszystko co najpiękniejsze w futbolu - doskonały poziom gry, widowiskowe akcje i fantastyczne bramki oraz wspaniała atmosfera na trybunach, którą stworzyli kibice obydwu drużyn. To wyjątkowa sytuacja, jeśli mecze na tym szczeblu rozgrywek ogląda około pięciu tysięcy widzów - w tym kilkuset kibiców zespołu gości, którzy z trudem pomieścili się na sektorze wydzielonym dla przyjezdnych.
Śląsk rozegrał świetny mecz, mimo iż wystąpił bez dwóch podstawowych piłkarzy: Andrzeja Ignasiaka i Krzysztofa Szewczyka, którzy pauzowali za kartki. Cały wrocławski zespół zaprezentował się wyjątkowo korzystnie, ale niektórzy z zawodników wypadli wprost rewelacyjnie. Paweł Sasin, Marcin Wielgus, Jakub Małecki i Tomasz Kosztowniak mieli piłkarski "dzień konia". W niczym nie ustępowali im Dariusz Sztylka, Marek Kowalczyk i oczywiście, jak zwykle grający po profesorsku, Waldemar Tęsiorowski. Dlatego Zagłębie Sosnowiec zostało zdeklasowane, a wynik 3:0 jest najniższym wymiarem kary dla rywali.
Kluczem do tak efektownego zwycięstwa było ciekawe ustawienie taktyczne wrocławian - dzięki niemu gospodarze perfekcyjnie wykorzystali swoje atuty. Trener Śląska Grzegorz Kowalski ustawił drużynę w schemacie 1-4-3-2-1, ale w czasie pojedynku zawodnicy Śląska imponowali wymiennością pozycji i z łatwością zmieniali ustawienie, całkowicie zaskakując rywali. Śląsk zagrał jednym wysuniętym napastnikiem - Kosztowniakiem, którego wspomagali głębiej ustawieni Wielgus i Małecki. Na grząskiej, śliskiej murawie niewysocy, drobni i dobrze wyszkoleni technicznie wrocławianie ośmieszali potężnie zbudowanych, mało zwrotnych obrońców Zagłębia. Wielgus, Małecki czy Sasin rozpędzali się z piłką i, grając z pierwszej piłki lub decydując się na indywidualne akcje, co chwila stwarzali zagrożenie pod bramką przeciwników. Stoperzy Zagłębia - Daniel Treściński i Marcin Drzymont - momentami byli bezradni.
Zagłębie próbowało zagęścić środek boiska, ale skracający pole i agresywnie grający zawodnicy Śląska neutralizowali wszelkie akcje ofensywne rywali jeszcze na ich połowie i szybko przeprowadzili akcje na bramkę Grzegorza Kurdziela. Śląsk prezentował widowiskowy i nowoczesny futbol. W akcjach ofensywnych nominalny prawy pomocnik Kowalczyk zbiegał do środka pola, gdzie wspomagał Sztylkę w konstruowaniu akcji, a jego miejsce na boku pomocy zajmował ofensywnie grający obrońca Michał Wróbel. Biorąc pod uwagę wyjątkowo ofensywną grę innych pomocników - Sasina, Małeckiego oraz nietypowo ustawionego Wielgusa, Śląsk atakował dużą liczbą graczy i dzięki temu z łatwością stwarzał wyborne sytuacje bramkowe.
Gdyby nie dobra dyspozycja bramkarza Zagłębia oraz pech zawodników Śląska w kilku sytuacjach strzeleckich, wrocławianie mogli ten mecz wygrać znacznie wyżej. Osobna kwestia to ataki, po których wrocławski zespół zdobywał gole. Tak widowiskowe akcje powinno się pokazywać jako materiał szkoleniowo-pokazowy wszystkim adeptom futbolu.
Pierwsza bramka padła po rajdzie Marcina Wielgusa i mocnym dośrodkowaniu w pole karne, gdzie Tomasz Kosztowniak popisał się fantastycznym szczupakiem z kilkunastu metró; po tym uderzeniu piłka skozłowała i wpadła pod poprzeczkę bramki rywali. Drugi gol padł po popisowo rozegranym ataku pozycyjnym. Paweł Sasin zagrał prostopadle w pole karne do wbiegającego Kowalczyka, który najpierw położył zwodem na ziemi jednego obrońcę, później ośmieszył bramkarza i wyłożył piłkę Wielgusowi, a ten z kilku metrów musiał trafić do pustej bramki. W tej części gry gole powinni zdobyć jeszcze Jakub Małecki oraz Wiegus, ale przegrali pojedynki sam na sam z Kurdzielem.
Po przerwie Zagłębie za wszelką cenę chciało odwrócić losy pojedynku. Goście zaczęli grać agresywnie w drugiej linii i starali się przenieść ciężar gry na połowę Śląska. Jednak stworzyli tylko jedną bramkową sytuację, gdy Radosław Bugaj - po zagraniu Mariusza Ujka - strzelił z woleja, a piłka otarła się o słupek. Ale Śląsk takich sytuacji miał znacznie więcej - po strzale Wielgusa piłkę sprzed pustej bramki wybił Drzymont, a później Małecki, mając przed sobą pustą bramkę, spudłował z kilkunastu metrów. Koncertową grę Śląska przypieczętował trzecim golem rezerwowy Tomasz Rudolf, który inteligentnie przelobował z linii pola karnego wybiegającego bramkarza Zagłębia.
Zdaniem trenerów
Krzysztof Tochel (Zagłębie): - To było widowisko na wysokim poziomie, przede wszystkim dzięki fantastycznej grze Śląska. Gospodarze zagrali agresywnie, z dużą wymiennością pozycji, co całkowicie nas rozłożyło. Przegraliśmy ten pojedynek bezdyskusyjnie. Chyba nigdy nie popełniliśmy tylu błędów w obronie, pozwoliliśmy Śląskowi na wypracowanie wielu świetnych sytuacji strzeleckich. To trochę dziwne, gdyż w minionym sezonie moja obrona spisywała się doskonale, a w całym sezonie straciliśmy w rozgrywkach najmniej bramek, biorąc pod uwagę wszystkie zespoły występujące w polskiej I, II i III lidze.
Grzegorz Kowalski (Śląsk): - Wynik jest bardzo ważny, ale jeszcze ważniejszy jest dla mnie fakt, że potrafimy stworzyć widowisko. O to wszystkim nam chodzi, aby grać właśnie widowiskowo i powodować, że ludzie będą chodzić na mecze Śląska. Dzisiaj podjęliśmy ryzyko agresywnej gry z przodu, tak, aby odciąć Zagłębie od możliwości wyprowadzania akcji. Teraz najważniejsze jest, aby udało nam się utrzymać taką motywację u zawodników na wszystkie pozostałe mecze.
Śląsk Wrocław 3 (2)
Zagłębie Sosnowiec 0
Strzelcy bramek
Kosztowniak (27.), Wielgus (36.), Rudolf (85.)
Składy
Śląsk: Janukiewicz - Wróbel, Lis, Tęsiorowski, Iwan - Kowalczyk, Sztylka, Sasin - Małecki (83. Dorobek), Wielgus (87. Struzik) - Kosztowniak (72. Rudolf).
Zagłębie: Kurdziel - Stemplewski, Drzymont (63. Chwalibogowski), Treściński, Antczak - Skrzypek, Malinowski (40. Bugaj), Łuczywek, Rak (72. Wurzel), Stolpa (63. Studziński) - Ujek.
Walka Zabrze - Scorpio-Ciurex 3:0
- Nie było to w naszym wykonaniu żadne wielkie spotkanie, bo rywal nie zmusił nas do większego wysiłku. Najważniejsze, że wykonaliśmy plan i wygraliśmy - podsumował trener gospodarzy, Zdzisław Iwański. - Mieliśmy kilka okazji, ale gola nie strzeliliśmy. Jeśli to się zmieni, to nie mamy co liczyć na zdobycie pierwszego punktu w III lidze - przyznał grający szkoleniowiec gości Tomasz Ciastko, który tym razem cały mecz obejrzał zza linii bocznej boiska.
Pierwsza groźna akcja gospodarzy przyniosła im gola. - Przebiegłem z piłką niemal pół boiska, ale nie pamiętam, ilu rywali minąłem. Na linii pola karnego obrońcy rozsunęli się, robiąc dla mnie tunel, więc leciutko strzeliłem po długim rogu - relacjonował 19-letni Dawid Sala, który latem trafił do Walki z Górnika Zabrze. Gospodarze dalej atakowali, ale ich akcje nie były zbyt składne. - Pierwszy mecz na środku pomocy zagrał 19-letni Karol Bortnik, który ostatnio grał w Szamotułach i trenuje z nami dopiero drugi tydzień Po za tym wobec kontuzji Jarka Wolnego i Marcina Kocura w ataku z konieczności zagrał Krystian Sosna, co nie bardzo mu pasowało - tłumaczył Iwański. Mimo to jego podopieczni niedługo przed przerwą zdobyli drugą bramkę. Marek Maj zagrał na lewą stronę do Sosny, ten dośrodkował w pole karne do Marcina Domagały, który strzałem z kilkunastu metrów pokonał bramkarza rywali. Chwilę potem gola mogli zdobyć goście, ale piłka trafiła w słupek.
Po przerwie goście dłużej byli w posiadaniu piłki, ale z ich akcji nic nie wynikało. - Podobała mi się ich gra krótką piłką, która sprawdza się jednak tylko w futsalu, a nie na dużym boisku - przyznał Iwański, którego podopieczni wkrótce zdobyli trzeciego gola. - Krystian [Sosna] znalazł mnie w lewym narożniku pola karnego, uderzyłem z woleja i piłka wpadła w "okienko". To najładniejsza bramka w mojej karierze? Zdarzało mi się strzelać podobne także na boiskach III ligi, kiedy grałem w Rymerze Niedobczyce i Mieni Lipno - uśmiechał się 29-letni Marcin Szmieszek.
Walka Zabrze 3 (2)
Scorpio-Ciurex Czarnowąsy 0
Strzelcy bramek
Sala (6.), Domagała (40.), Szmieszek (67.)
Składy
Walka: Piechota - Gałecki, Berezowski (71. Sieczka), Świetlicki - Sala (85. Odrobiński), Maj, Bortnik, Domagała Ż (69. Michalak), Szmieszek (88. Kusiak) - Waniek, Sosna.
Scorpio-Ciurex: M. Lubczyński (46. Kania) - Sobocki, P. Dudek, Jeleniewski Ż - Wierdak, Urzędowski (68. D. Lubczyński), M. Dudek, Grądowski, Hetmański - Maciuszek (76. Sapa), Leś (46. Bryłka).
Carbo Gliwice - Rozwój Katowice 1:0
- Gramy coraz lepiej. Może wreszcie się przełamiemy i zdobędziemy pierwsze punkty - mówił przed meczem Jan Jonda, wiceprezes Carbo. W 35. min gliwicki działacz mógł się cieszyć. W polu karnym Adam Bosowski przewrócił Wojciecha Kędziorę i sędzia bez wahania podyktował rzut karny. - Faul ewidentny! Byłem trzymany za koszulkę - mówił później Kędziora. Sam poszkodowany mocno strzelił z 11 metrów i zdobył bramkę. W przerwie Mirosław Mosór, trener Rozwoju, zmienił dwóch napastników. To przyniosło efekty i zaraz na początku drugiej połowy goście mieli okazję, żeby wyrównać. Jednak strzał głową Rafała Witkowskiego z 5 metrów obronił Sylwester Lempa.
Dobrze grający gospodarze powinni w drugiej połowie podwyższyć prowadzenie, ale piłka po strzale z dystansu Adama Międzika trafiła w słupek. - Dobrze zagraliśmy pressingiem, to był klucz do zwycięstwa. Chłopcy pokazali ambicję i wolę walki. Czas pracuje dla nas, bo mamy młoda drużynę - podkreślał Zygmunt Kajda, szkoleniowiec Carbo. Natomiast trener Rozwoju narzekał na nierówną formę swojego zespołu. - Przespaliśmy pierwsza połowę. Z lepszymi zespołami gramy dobrze, a ze słabszymi, tak jak dzisiaj, źle - komentował Mosór. - My jesteśmy jak Mikołaj. Gdy ktoś potrzebuje punktów, to my je dajemy - zażartował Marek Kolonko, bramkarz Rozwoju.
CARBO GLIWICE 1 (1)
ROZWÓJ KATOWICE 0 (0)
Strzelec bramki:
Kędziora (35. karny)
SKŁADY
Carbo: Lempa - Mirga, Staniek, Wujek - Adamczyk, Międzik, Wiewióra, Kędziora, Chojnowski (89. Bieniaszewski) - Pielka (56. Morawski), Zawadzki Ż (70. Wolański)
Rozwój: Kolonko - Will, Witkowski Ż, Lis - Leszczyk (71. Tomczyk), A. Bosowski Ż, Polarz, Mogilan Ż (80. M. Bosowski), Rajman - Jędrowski (46. Kwiatkowski), Buffi (46. Wróbel).
Janusz Mincewicz
Lech Zielona Góra - Ruch Radzionków 4:1
Już dawno zielonogórscy piłkarze nie grali tak dobrze. Podopieczni trenera Marka Czerniawskiego na tle spadkowicza z II ligi imponowali szybkością i dokładnością przeprowadzanych akcji.
Drużyna z Radzionkowa poza jedną akcją, po której zdobyła gola, nie pokazała w Zielonej Górze właściwie niczego. Wszystkie bramki goście stracili po błędach swoich obrońców. Zielonogórzanie już w 16. min cieszyli się z prowadzenia. Znakomitym, długim podaniem na pole karne popisał się Wojciech Pochylski, który dostrzegł niepilnowanego Andrzeja Sawickiego. Temu pozostało tylko skierować piłkę do bramki przyjezdnych. Goście dopiero po stracie gola uporządkowali grę. W efekcie w 24. min zdobyli wyrównującą bramkę. Adam Nocoń wykorzystał podanie z rzutu wolnego egzekwowanego przez Marka Tokarza. Tym razem z interwencją spóźnili się obrońcy i bramkarz Lecha Robert Kitowicz.
Później na boisku panowali tylko zielonogórzanie. Do końca spotkania gospodarze stworzyli mnóstwo okazji do zdobycia kolejnych goli. Jedną z nich wykorzystali jeszcze przed przerwą. W 41. min piłkę w polu karnym po prostopadłym podaniu Wojciecha Pochylskiego przejął Bartosz Cal i strzałem z 11 metrów pokonał bramkarza z Radzionkowa.
Po zmianie stron ciągle atakowali zielonogórzanie, ale długo brakowało im skuteczności. Dopiero w 67. min udało im się podwyższyć rezultat. Tym razem na listę strzelców wpisał się Wojciech Pochylski, który, wbiegając na pole karne, otrzymał dokładne podanie od Andrzeja Sawickiego. Czwartego gola dla miejscowych zdobył Michał Kroczek w 84. min, który 120 sekund wcześniej wszedł na boisko z ławki rezerwowych. Piłkarz Lecha popisał się indywidualną akcją, wbiegł na pole karne gości, ograł kilku obrońców i technicznym, lekkim strzałem pokonał Marcela Różankę.
Lech Zielona Góra 4 (2)
Ruch Radzionków 1 (1)
Strzelcy bramek
Lech: Sawicki (16.), Cal (41.), Pochylski (67.), Kroczek (84.)
Ruch: Nocoń (24.)
Składy
Lech: Kitowicz - Olejnik Ż, Adamczak, Wojciechowski - Pochylski, Jarymowicz, Cierniak (72. Wierzbicki), Juszkiewicz (86. Maślenik), Cal (82. Kroczek) - Wysocki (81. Bandosz), Sawicki.
Ruch: Różanka - Banaś Ż (52. Mitura), Nocoń, Wloka Ż, Wrześniewski - Krzęciesa Ż (56. Sobala), Kołodziejski Ż, Galeja (80. Mucha), Tokarz - Pajączkowski (69. Kałwak), Rudyk.
CeKon
Odra Opole - Górnik MK 2:1
W sobotnim, rozgrywanym w blasku jupiterów meczu, dużo bliżej zwycięstwa byli piłkarze z Katowic. Opolanie grali schematycznie i wolno, ale walczyli do końca. Opłaciło się, bo tuż przed końcowym gwizdkiem zdobyli zwycięską bramkę.
Piłkarze gospodarzy - Grzegorz Kochanowski i Piotr Sobotta - byli bohaterami I połowy. Pierwszy w sensie pozytywnym, a drugi w negatywnym. Młody napastnik Odry w 25. min szczupakiem zdobył prowadzenie dla Odry. - Bardzo cieszę się z tej bramki. To już mój drugi gol w tym sezonie. Po raz pierwszy wyszedłem w pierwszym składzie i chyba nie zawiodłem trenera. Mam nadzieję, że może dzięki tej bramce na dłużej utrzymam się w pierwszym składzie - opowiadał 18-letni napastnik.
Goście wyrównali niedługo przed przerwą, wykorzystując błąd Sobotty i bramkarza Odry. - Zawinili obydwaj. Bramkarz, wychodząc do piłki, musi krzyczeć, a taki doświadczony piłkarz jak Piotrek [Sobotta] musi wiedzieć, że nie wolno grać piłki w światło bramki, nie będąc pewnym, że bramkarz ją złapie - tłumaczył trener opolan Dariusz Kaniuka. Nieporozumienie wykorzystał Ireneusz Waluś i z 2 metrów zdobył bramkę dla katowiczan. Sobotta mógł się zrehabilitować jeszcze przed końcem I połowy, ale w trudnej sytuacji strzelił nad poprzeczką.
Dużo więcej okazji do zdobycia bramki mieli przed przerwą goście. Jakub Bella obronił jednak w dobrym stylu strzały Walusia w 14. min i Rafała Baucza kwadrans później. Natomiast Jakub Dzióła w 27. min gry nie trafił z bliska do bramki Odry.
Kolejne okazje goście mieli po przerwie. Bella bronił strzały Baucza, Walusia i Tomasza Bierońskiego. Katowiczanie nie potrafili strzelić bramki, nawet będąc we dwóch naprzeciwko samego golkipera Odry. Tak było w 54. min, kiedy fatalnie w dogodnej sytuacji przestrzelił Dziółka.
Do 89. min Odra tylko raz zagroziła bramce Górnika MK. Chwilę po wejściu na boisko Tomasz Lisiński główkował, ale dobrą interwencją popisał się Marcin Grychtoł. Bramkarz Górnika MK popisał się również w tejże 89. min, wybijając potężne uderzenie Tadeusza Tyca z 25 metrów na rzut rożny.
Kilkanaście sekund później Grychtoł był już bezradny. Korner egzekwował Marek Tracz, a precyzyjną główką popisał się Łukasz Ganowicz. Po tej sytuacji 2 tys. widzów, którzy wcześniej nie szczędzili słabo grającym opolanom gwizdów, oszalało z radości.
Zdaniem trenerów
Franciszek Sput (Górnik MK): - Piłka nożna to bardzo niesprawiedliwa gra. Przed wyjazdem do Opola, gdyby zaproponowano mi remis, to wziąłbym go w ciemno. Nawet w wypadku remisu w tym meczu czułbym niedosyt, bo byliśmy bardzo blisko zwycięstwa. Nie wykorzystaliśmy jednak dogodnych okazji i to się zemściło w końcówce. Podziękowałem chłopakom za walkę, bo pokazali trochę dobrego futbolu.
Dariusz Kaniuka (Odra): - Z Górnikiem MK zawsze nam się bardzo trudno gra i to się potwierdziło. To był nasz ósmy mecz w tej rundzie, licząc też te pucharowe. Trzeba pamiętać, że mamy szczupłą kadrę, nie byliśmy przed sezonem na obozie. Stąd się bierze nasze zmęczenie. Nie zagraliśmy dobrego meczu i ciężko kogoś wyróżnić w mojej drużynie. Chciałbym jednak pochwalić zespół za ambicję. Mamy trzy punkty i to jest najważniejsze.
Odra Opole 2 (1)
Górnik MK Katowice 1 (1)
Strzelcy bramek
Odra: Kochanowski (25.), Ganowicz (89.)
Górnik MK: Waluś (37.)
Składy
Odra: Bella - Jagieniak, Ganowicz, Jacek, Mika - Sobotta (46. Rogowski), Golec (70. Lisiński), Tracz, Rychlewicz (65. Tyc) - Żymańczyk, Kochanowski.
Górnik MK: Grychtoł - Czyżo, Skrzypiec Ż, Szafraniec - Dziółka Ż, Ćwiękała, Baucz (85. Zganiacz), Stemplewski Ż, Bieroński Ż (80. Stoch) - Nikodem (76. Bryła), Waluś.
Marcin Sagan
Miedź Legnica - Polonia Bytom 1:0
Po dramatycznym, ale nie stojącym na wysokim poziomie, meczu Miedź Legnica pokonała u siebie Polonię Bytom. Jedyna bramka w tym meczu padła już w 8. min. Rzut wolny z 20 metrów wykonywał Krzysztof Łacina. Bytomianie zablokowali to uderzenie, ale powstało olbrzymie zamieszanie, w którym najlepiej znalazł się Marcin Dymkowski i strzelił do siatki. - Trener uczulał nas, żeby atakować od początku, bo wtedy Polonia traci najwięcej bramek - mówił po meczu strzelec jedynej bramki. - U nas się to tylko potwierdziło - dodał.
Po przerwie goście niemal nie schodzili z połowy Miedzi. - Świetne sytuacje do zdobycia bramki miało przynajmniej pięciu zawodników. Niestety, i tym razem zabrakło skuteczności - narzekał szkoleniowiec Polonii Grzegorz Kapica. Najlepszej okazji nie wykorzystał niedługo przed końcem meczu Jacek Rusznica, po którego strzale głową z bliska piłka trafiła w słupek. - W końcówce dopisało nam szczęście - przyznał potem trener gospodarzy Józef Klepak.
Od 58. min bytomianie grali w przewadze, bo w ciągu dwóch minut sędzia pokazał dwie żółte kartki Jackowi Kocurowi. Później arbiter, do którego po meczu mieli pretensje piłkarze i trenerzy obydwu drużyn, wyrzucił na trybuny trenera Kapicę, gdy ten domagał się rzutu rożnego dla swojego zespołu.
Miedź Legnica 1 (1)
Polonia Bytom 0
Strzelec bramki
Dymkowski (9.)
Składy
Miedź: Szymański - Murat, Połubiński, Kotlarski - Dymkowski, Kocur Ż, CZ, Kupis, Łacina, Węgłowski - Akacki Ż, Strożek (46. Monasterski Ż, 71. Robak).
Polonia B.: Żmija - Byrski, Jurczyk Ż, Lasyk, Zajas - Smolec (75. Mużyłowski), Wania, Gacek (60. Zachnik), Kondzielnik Ż - Ziaja (79. Rusznica), Jurok.
gak
Promień Żary 1 (0)
Włókniarz Kietrz 1 (0)
Strzelcy bramek
Promień: Gad (66.)
Włókniarz: Rozmus (56., karny)
Polonia Słubice 0
Chrobry Głogów 5 (2)
Strzelcy bramek
Helwig (32.), Martyniak (44., samobójcza), Smolin (50.), Trznadel (61.), Sybis (85.)