Przez kilka tygodni przed rozpoczęciem sezonu trenerzy Bogusław Pietrzak (od niedawna na przymusowym urlopie) i Włodzimierz Tylak sprawdzali piłkarzy, którzy mogliby dołączyć do kadry ŁKS. Selekcja była dość długa, piłkarze przyjeżdżali i wyjeżdżali. Podziękowano kilkunastu zawodnikom. Wreszcie szkoleniowcy zgodnie stwierdzili: Selekcja jest zakończona. Gracze, których wybrano mieli godnie reprezentować klub z bogatą historią i piękną tradycją. Mieli zapewnić utrzymanie drużyny w II lidze, a nawet pokusić się o walkę o coś więcej, czyli miejsce w górnej części tabeli. Przez pierwsze 45 min meczu z Polarem wszystko było na odwrót. To był chyba najgorszy okres gry ełkaesiaków w tym sezonie. Trudno wybrać najgorszego piłkarza wśród gospodarzy, bo kandydatów byłoby zbyt wielu. Dziwi to tym bardziej, że Polar to drużyna bez gwiazd, bo trudno uznać np. Jacka Sorbiana za wirtuoza futbolu. Pomocnik z Wrocławia nie sprawdził się w poprzednim sezonie w ŁKS. Gospodarze w pierwszej połowie grali beznadziejnie, ale i tak mieli zdecydowaną przewagę. I to wystarczy za komentarz do postawy gości. Co do gry ełkaesiaków, to chyba ciekawsze jest oglądanie przez cały dzień telezakupów na Polonii 1 niż ich popisy przez pierwsze 45 min.
Słaba gra łodzian nie podoba się także Danielowi Goszczyńskiemu, sponsorowi drużyny. Biznesmen z Głowna chce wzmocnić zespół, ale myśli przede wszystkim o zmianach na ławce trenerskiej. Goszczyński szuka kandydata na nowego szkoleniowca ŁKS. - Jestem po rozmowie z Bogusławem Kaczmarkiem - powiedział "Gazecie". W grę wchodziła także kandydatura Andrzeja Kretka, ale ten trafi prawdopodobnie do Stali Głowno. Goszczyński nie wie na razie, czy nowy trener miałby pomagać Tylakowi, czy samodzielnie prowadzić łódzki zespół.
W zespole z Wrocławia, oprócz Sorbiana, byli też dwaj inni piłkarze znani z łódzkich boisk. To byli widzewiacy - Ireneusz Chrzanowski i Adrian Budka. Ten pierwszy miał okazję do zdobycia gola w 19 min, kiedy wykonywał rzut wolny z ponad 20 metrów od bramki ŁKS. - Będzie powtórka z Szymkowiaka - przewidywali kibice pamiętając gola pomocnika reprezentacji z meczu z Łotwą. I powtórka była, tyle że ze spotkania rugbistów Budowlanych. Chrzanowski niczym Bartłomiej Kraska kopnął piłkę w powietrze. Wydawało się, że zagrożony jest, niesprawny zresztą, zegar stadionowy, ale piłka uderzyła w ogrodzenie.
Piłkarze ŁKS próbowali atakować skrzydłami, ale słabo grali Karol Piątek i Mariusz Zasada. Tylak co kilka minut stosował zmiany taktyczne, i tak boczni pomocnicy zmieniali się stronami. To jednak też nie pomagało. Eksperymenty z tymi graczami zakończyły się w 32 min, kiedy Piątek kontuzjowany opuścił boisko.
W 38 min kibice, którzy nie wiedzieć czemu nie dopingowali swoich piłkarzy, na chwilę się przebudzili. Środkiem boiska popędził Arkadiusz Mysona, zagrał do Zasady, a ten od razu odegrał piłkę do Marcina Wachowicza. Napastnik ŁKS był sam na sam z bramkarzem Polaru i... strzelił prosto w niego. Niedawno Ruud van Nistelroy, piłkarz Manchesteru United, wyrównał rekord ligi angielskiej. W kolejnych dziesięciu meczach zdobywał bramki. Wachowicz śrubuje swój własny - już w czwartym spotkaniu z rzędu nie wykorzystał 100 proc. okazji. Kibice wybaczyli mu to jednak w 85 min, ale o tym później.
Piłkarze Polaru też zmarnowali dobrą okazję. Tuż przed przerwą goście wyprowadzili kontrę (fatalny błąd Roberta Sieranta), a Tomasz Pawlak będąc w polu karnym strzelił mocno w róg bramki ŁKS. Jakub Skrzypiec pięknie wybił jednak piłkę na rzut rożny.
Po przerwie na boisko wyszła zupełnie nowa drużyna ŁKS. I wcale nie dlatego, że Tylak dokonał zmian - łodzianom po prostu zachciało się grać. Już w 48 min z rzutu rożnego dośrodkował Zasada, a Radosław Kardas pięknym strzałem głową pokonał Marcina Foltyna. Mimo prowadzenia podopieczni Tylaka nie rezygnowali z podwyższenia rezultatu. Starał się zwłaszcza Wachowicz, który w 60 min pięknie uderzył zza pola karnego na bramkę Polaru. Piłka o centymetry minęła słupek. Napastnik ŁKS braki w umiejętnościach nadrabiał ambicją, ale tego samego nie można powiedzieć o jego partnerze z ataku Jacku Kosmalskim. W 59 min piłkarza łódzkiego zespołu ciosem karate powalił Marcin Kruszelnicki, i od tamtej pory (chociaż wcześniej było niewiele lepiej) Kosmalski sprawiał wrażenie zamroczonego. Napastnik ŁKS psuł wszystko co było do popsucia. Źle przyjmował piłkę, nie potrafił celnie podać do najbliższego kolegi. W 61 min głową na bramkę Polaru uderzył Sierant, ale piłka odbiła się od stojącego na linii bramkowej Kosmalskiego.
Wachowicz i Kosmalski mają jednak wybaczone. Dlaczego? Bo w 85 min przeprowadzili najładniejszą akcję meczu. Wszystko zaczęło się od Kossiego Assogby, który przerzucił piłkę na lewą stronę boiska. Przyjął ją Kosmalski i idealnie zagrał do wbiegającego w pole karne Wachowicza. Ten huknął jak z armaty z 16 metrów i piłka wpadła w okienko bramki Polaru.
Strzelcy
ŁKS: Kardas (48.), Wachowicz (85.)
Widzów: 3 tys.
ŁKS: Skrzypiec - Kardas, Przybyszewski, Duda, Mysona (76. Assogba) - Piątek (32. Kowalczyk), Białek, Sierant Ż, Zasada - Wachowicz (85. Pach), Kosmalski.
Polar: Foltyn - Stawowy, Juraszek, Chrzanowski, Kruszelnicki Ż - Budka, Sorbian Ż, Hirsz (46. Jasiński), Grabowski, Ozimina - Pawlak (81. K.Konon).