Artur Manista: Weszliśmy do Wielkiego Szlema światowego żeglarstwa

- Czas na beniaminka. Musimy udowodnić, że pokładane w nas nadzieje, to był dobry wybór - mówi przed rozpoczynającymi się w czwartek regatami Sopot Match Race ich organizator Artur Manista.

Grzegorz Kubicki: Dlaczego 11. edycja regat Sopot Match Race będzie tak wyjątkowa?

Artur Manista: To ukoronowanie naszych dotychczasowych osiągnięć. Co roku staraliśmy się podnosić poziom organizacyjny i sportowy, zawsze nam się to udawało, umacnialiśmy naszą pozycję na arenie światowej, przyjeżdżali do nas coraz lepsi żeglarze. Te działania doprowadziły do tego, że zostaliśmy zauważani przez organizatorów Alpari World Match Racing Tour, czyli mistrzostw świata. Do tej pory nasza impreza była jedną z kilkunastu na świecie. Teraz weszliśmy do Wielkiego Szlema żeglarstwa, bo tak jest ten cykl nazywany. Cykl, który wyłoni mistrza świata.

Alpari World Match Racing Tour to także duże nagrody.

- Pula nagród całego cyklu to ponad 1,2 mln dolarów. U nas pula nagród wyniesie 75 tys. dolarów, które podzielimy na pierwsze osiem załóg. Pierwsza z nich dostanie czek na 18 tys. dolarów.

Na kogo warto zwrócić szczególną uwagę?

- Przede wszystkim wystartuje aż trzech mistrzów świata, w tym nasza największa gwiazda Karol Jabłoński, mistrz świata z roku 2003, uczestnik Pucharu Ameryki. Karol już po raz piąty wystartuje w Sopocie, strasznie się cieszy na rywalizację z najlepszymi żeglarzami, to trzyma go w wysokiej formie. Będzie też nr 1 światowego rankingu, Ian Williams, czterokrotny mistrz świata, który do ubiegłego roku panował niepodzielnie przez trzy lata z rzędu. Karol wspominał ostatnio, że jeszcze na początku lat dwutysięcznych wygrywał z Williamsem wszystko, co się da, Williams dopiero zbierał wtedy doświadczenia. Trzeci mistrz świata w Sopocie to ubiegłoroczny triumfator Taylor Canfield, który przyjeżdża do nas z egzotycznych Wysp Dziewiczych.

Jak ocenia pan szanse Polaków - właśnie Jabłońskiego i Przemysława Tarnackiego?

- W poprzednim roku byli w finale, walka była zacięta, nie pamiętam tak wyrównanej rywalizacji. Jak będzie teraz? Przemek kilka miesięcy temu był ósmy w rankingu światowych skipperów. Ale w tym roku mamy też w Sopocie numer jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć i siedem, czyli całą czołówkę, z którą Przemek na co dzień nie żegluje, bo oni rzadko startują w Europie. Są to jednak zawodnicy, z którymi udaje się wygrywać, zwłaszcza w lekkich warunkach wiatrowych. Atutem polskich zawodników będzie znajomość akwenu i jachtów. To da im przewagę w pierwszych wyścigach, choć ich rywale to zawodowcy i kiedy tylko poznają łódkę i się rozpływają, to ich szanse będą rosnąć. Szacujemy, że i Przemek, i Karol dostaną się do ćwierćfinału, a co będzie dalej...

Sopot Match Race to wyjątkowe regaty, w trakcie których kibice stojący na molo mają zawodników na wyciągniecie ręki.

- Wszędzie się chwalimy, że mamy naturalną arenę rywalizacji, której nie ma żaden inny kraj. Plaża, molo wychodzące 500 m w morze, kilkadziesiąt tysięcy kibiców, ludzi, którzy w szczycie sezonu codziennie odwiedzają Sopot. To nasza naturalna widownia. Poza tym match racing jest czytelną i przejrzystą dyscypliną. W każdym wyścigu startują tylko dwa jachty, a ich rywalizacja toczy się na trasie usytuowanej dosłownie na wyciągnięcie ręki od molo. Kibice mogą obserwować, co dzieje się na łódce, jakie są emocje, jaka walka, jak skipperzy potrafią ze sobą walczyć. Krótkie wyścigi, 15-20 minut, krótka trasa przy samym molo, widowisko, duże emocje - taka impreza czeka nas w Sopocie.

Ile trwały przygotowania?

- Zawsze się śmiejemy, że kończąc jedną edycję, zaczynamy już myśleć o kolejnej. Dosłownie dzień po zakończeniu regat siadamy zawsze z włodarzami Sopotu i ustalamy termin imprezy w kolejnym sezonie, choćby po to, żeby zmieścić się w kalendarzu. W tym roku współpraca z World Match Racing Tour rzuciła nam nowe wyzwania - dopasowanie się do tej wielkiej imprezy, zapoznanie się z kilkudziesięciostronicowym przewodnikiem, jak powinny być przeprowadzone te regaty. To wszystko trwało kilka miesięcy, ale myślę, że nam się udało. Nie byłoby to oczywiście możliwe, gdyby nie nasi sponsorzy i partnerzy. Cieszymy się np., że naszym sponsorem tytularnym została firma Samsung, która po raz pierwszy w historii w takim stopniu zainteresowała się żeglarstwem. Przygotowując się do organizacji imprezy w Sopocie, byliśmy m.in. w Niemczech, gdzie odbywała się jedna z eliminacji Alpari World Match Racing Tour. Byliśmy oglądać przygotowania i samą imprezę, pojechaliśmy po to, żeby uczyć się od lepszych, od tych, którzy dłużej od nas organizują takie imprezy. Kolejna eliminacja odbyła się z kolei w Szwecji, a teraz przyszła kolej na nas, czas na beniaminka. Musimy wszystkim udowodnić, że pokładane w nas nadzieje, to był dobry wybór.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.