Takiego powodu do chluby nie ma żaden klub w Polsce. Górnik Zabrze jako jedyna polska drużyna dotarł do finału europejskich pucharów
W 1970 roku zabrzanie przegrali w Wiedniu z Manchesterem City Puchar Zdobywców Pucharów, ale to był akurat jeden z mniej udanych pucharowych występów. Eryk Wyra, prezes Górnika, po latach przyczyny porażki upatrywał w dekoncentracji zawodników, którzy jeszcze w dniu meczu robili z żonami zakupy w wiedeńskich sklepach.
Najbardziej pamiętne mecze:
1961 - 4:2 z Tottenhamem Londyn w Zabrzu (PEMK).
Debiut. Już w pierwszej rundzie Górnik "wpadł" na londyński Tottenham Hotspurs. To była wówczas jedna z najlepszych drużyn w Europie, grali w niej reprezentanci Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej. Prawdziwy kwiat brytyjskiego piłkarstwa. I ci ludzie przegrywali po niespełna godzinie gry w Chorzowie aż 0:4. To była kompromitacja i Brytyjczycy doskonale o tym wiedzieli. Zaczęli brutalnie faulować, w czym celował Szkot David McKay. To on najpierw "skosił" Jana Kowalskiego - Polak od tego momentu właściwie statystował na boisku - a potem rozerwał łydkę Jerzemu Musiałkowi. Zmian nie można było dokonywać, więc Anglicy zdołali strzelić dwie bramki. W rewanżu Górnik przegrał 1:8.
1970 - 1:1, 2:1, 1:1 z AS Roma (PEZP)
Po pierwszym meczu większość kibiców na Stadionie Śląskim była przekonana o łatwym zwycięstwie zabrzan. Najwięksi optymiści na transparentach umieścili nawet wynik 6:0 i hasła typu: "Roma dla Górnika to marchew dla królika", "Nie pomoże i Herrera, Włochów weźmie dziś cholera" czy "Trener Matyas zrobi z Romy galimatias". Wszyscy oczekiwali sporych emocji, nikt nie przewidział jednak, że będą aż tak wielkie. Mecz rozpoczął się dla zabrzan pechowo. Już w 9. min stracili bramkę z rzutu karnego i długo nie udawało się im wyrównać. Kiedy zbliżał się koniec spotkania, część zawiedzionych kibiców zaczęła nawet opuszczać stadion. Szybko jednak wrócili. W ostatniej minucie Włodzimierz Lubański wykorzystał rzut karny i doprowadził do dogrywki. Tuż po jej rozpoczęciu Lubański ponownie sprawił, że kibiców ogarnęło szaleństwo. Napastnik Górnika trafił do bramki rywali z niebywale ostrego kąta. Górnik prowadził 2:1 i wszyscy byli przekonani, że jest w finale. Okazało się jednak, że to jeszcze nie koniec emocji. Kiedy do końca pozostawało już niewiele sekund, Włoch Scaratti desperackim strzałem pokonał Huberta Kostkę. Rozpacz piłkarzy Górnika nie miała granic, a Włosi padali sobie w ramiona. Prawie sto tysięcy widzów ze spuszczonymi głowami zaczęło opuszczać stadion. Głowę stracił nawet spiker: "Proszę państwa, trudno, stało się" - mówił. Większość kibiców wróciła więc do domu z przekonaniem, że pucharowa przygoda zabrzan zakończyła się. Okazało się jednak, że według ówczesnych przepisów bramki strzelone w dogrywce nie liczyły się podwójnie i o tym, kto awansuje dalej, miał zadecydować trzeci mecz w Strasburgu!
Spotkanie we Francji - tak jak dwa poprzednie - zakończyło się remisem. Rozstrzygnięcia nie przyniosła również dogrywka. Po 330 minutach rywalizacji o awansie decydowało losowanie! Rzut monetą okazał się szczęśliwy dla zabrzan, którzy awansowali do finału.
1971 - 2:0 z Manchesterem City w Zabrzu (PEMK)
Chorzów, 90 tys. widzów. Wspaniała atmosfera. Włodzimierz Lubański zagrał, choć leczył kontuzję. I właśnie on zdobył pierwszą bramkę. Zwijał się z bólu, ale z boiska nie schodził. Wkrótce Erwin Wilczek podwyższył na 2:0. Pan Włodek coraz bardziej kuśtykał, ale jeszcze raz strzelił chorą nogą. Wydawało się, że piłka ponownie wpadnie do bramki, ale wiatr zmienił jej lot i trafiła w słupek. Kontuzjowany Włodek zszedł z boiska, a publiczność zgotowała mu owację. Niestety, w rewanżu Górnik przegrał 0:2, a w barażowym meczu w Kopenhadze 1:2.
jutro - kariera Jana Ciszewskiego