Mówi trener Gwardii

Arkadiusz Kuglarz: W ramach przygotowań do debiutu w ekstralidze wzięliście udział w silnie obsadzonym turnieju w Dzierżoniowie. Czego dziś brakuje pana zespołowi, by nawiązać walkę z zespołami z czołówki ekstraligi?

Henryk Zajączkowski: Braków, jakie mamy, nie da się nadrobić treningami. Brakuje nam przede wszystkim bramkarza. Generalnie mamy kłopot z defensywą, ponieważ odeszło kilku obrońców, a ci co przyszli, to wartościowi gracze, ale nie są obrońcami.

Czy odejście bramkarza Marcina Makówki jest już przesądzone?

- Marcin jest naszym zawodnikiem, ale tylko na papierze. Rozmawiałem z nim, dostał bardzo ciekawą ofertę ze Śląska Wrocław. Finansowo wygląda ona bardzo atrakcyjnie, od strony sportowej chyba trochę gorzej. U nas byłby pierwszym bramkarzem, a w Śląsku będzie - oczywiście moim zdaniem - drugim. Inna sprawa, że Śląsk często wiele obiecuje. Ale to nie mi oceniać. Jeśli odejdzie, to ja życzę mu jak najlepiej. W sumie jako zespół jesteśmy w ciężkiej sytuacji.

Ale chyba się nie poddajecie.

- Nie poddajemy się, czekamy na poprawę sytuacji, na dziś to właściwie jesteśmy odcięci, jako sekcja, od klubu.

Od kilku miesięcy, od momentu właściwie wywalczenia awansu, w relacjach pomiędzy sekcją a zarządem klubu nie ma współpracy. Można odnieść wrażenie, że panuje chaos. Jak długo potrwa taki stan zawieszenia?

- Też jestem zdania, że tak dalej być nie może. Kiedy to się skończy? Jakbym wiedział, to bym powiedział. Zresztą na te pytania nie powinienem odpowiadać ja, ponieważ jestem trenerem i odpowiadam za sprawy szkoleniowe, a nie organizacyjno-finansowe.

Mówił pan, że braków, jakie widzi pan w zespole, nie można poprawić treningami. Ale chyba z tego zespołu można więcej wykrzesać.

- Przede wszystkim chłopcy muszą w siebie uwierzyć. Na razie to się tej ekstraklasy przestraszyli. Bez wiary w sukces nie mamy szans na zwycięstwa. Inna sprawa, że pomiędzy pierwszą ligą i ekstraklasą istnieje ogromna przepaść sportowa.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.