Przed 1. memoriałem Wojtka Michniewicza

Koszykarze włocławskiego Junaka będą faworytami 1. turnieju ku pamięci zmarłego przed rokiem zawodnika toruńskiego AZS. Początek w piątek w hali Zespołu Szkół Przemysłu Spożywczego

- Chcemy, aby o Wojtku, koszykarzu młodego pokolenia, któremu karierę sportową przerwała nieuleczalna choroba, nie zapomniano. Jego mecz nadal trwa - mówi Roman Kłosowski, prezes MKS Zryw, który jest organizatorem turnieju. W zawodach zmierzą się juniorzy. Oprócz gospodarzy zaproszono warszawską Polonię, która w tej kategorii wiekowej należy do czołówki krajowej oraz Junaka. Przed miesiącem kujawska ekipa, trenowana przez Grzegorza Karólewskiego, triumfowała w mistrzostwach kraju juniorów. - Z chęcią przyjedziemy do Torunia na memoriał właśnie w najmocniejszym składzie. Niedawno urazu doznał Radosław Kłosiński (wybrany najlepszym zawodnikiem ostatnich MP w Szczecinie - przyp. red.), ale możliwe, że także będzie w zespole - mówi szkoleniowiec faworytów imprezy. W zawodach zagra także reprezentacja Toruńskiej Ligi Szkół Średnich, złożona z najbardziej utalentowanych nastolatków, którzy przygotowują się do zaplanowanego na koniec czerwca turnieju Miast Zaprzyjaźnionych.

rzek

Program memoriału

piątek: Polonia - Junak (16), uroczyste otwarcie (17.45), Zryw - reprezentacja Torunia (18); sobota: Zryw - Polonia (10), reprezentacja Torunia - Junak (12), reprezentacja Torunia - Polonia (14), Zryw - Junak (16)

Wszystkie mecze w hali ZSPS/VIII LO przy ul. Grunwaldzkiej. Wstęp jest bezpłatny.

Mówi Marek Ziółkowski

Byłem pełen podziwu

Paweł Rzekanowski: Trenował Pan Wojciecha Michniewicza w Lidze Akademickiej. Jaki był to człowiek?

Marek Ziółkowski: Bardzo miły, jak wszyscy w zespole. I zawsze tak będziemy go wszyscy wspominać. Grał o najwyższe laury wśród juniorów i właśnie w Lidze Akademickiej, stąd też powstał pomysł, aby uczcić jego pamięć organizując turniej dla młodych koszykarzy. Właśnie w tej kategorii wiekowej Wojtek odnosił największe sukcesy, był z nią związany i myślę, że wielu przyjaciół będzie chciało wspomnieć go na takich zawodach. To człowiek, o którym warto pamiętać, a teraz w czerwcu mija już rok od czasu jego śmierci.

Był dobrym duchem drużyny, nawet już po amputacji nogi nie poddał się i często przychodził na spotkania pańskiego zespołu i siadał zawsze tuż za ławką rezerwowych.

- Rzeczywiście, ciągnęło go do nas bardzo. Właściwie kiedy tylko miał czas, czy nie musiał w danej chwili przebywać na leczeniu, chętnie przychodził na mecze. Nie rozstał się po prostu z zespołem, tylko był z nim nadal.

Jak przyjął Pan informację o tym, że zmarł, choć wydawało się, iż większość problemów zdrowotnych jest już za nim?

- Właśnie, zacznijmy od tej choroby. Kiedy doszła do mnie informacja o tym, że los go tak dotknął (Michniewicz zachorował na raka kości i amputowano mu nogę - przyp. red.), pomyślałem, że to jakaś plotka, że ktoś rozpowszechnia fałszywe informacje. Wydawało mi się to zupełnie niemożliwe. Gdy już dotarło to wszystko do mnie, nie mogłem w to uwierzyć. Sam byłem pełen podziwu dla jego charakteru, zaangażowania w walkę o swoje zdrowie i przyszłość. Radość była wielka, gdy okazało się, że już prawie pokonał chorobę, snuł wtedy plany przyszłego życia... Widziałem, że już się psychicznie uporał ze wszystkim... A później nadeszło kompletne zaskoczenie i informacja o tym, że odszedł. Właśnie dla jego pamięci będzie ten turniej i mam nadzieję, że doczeka się kontynuacji.

Rozmawiał Paweł Rzekanowski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.