2,5 tys. kibiców w Gliwicach zobaczyło bardzo ciekawe i emocjonujące spotkanie. Piast wygrał ósmy mecz w rundzie wiosennej i jest coraz bliżej wywalczenia awansu do drugiej ligi.
Slalomista Radzewicz
Gliwiczanie zaatakowali od pierwszych minut. Bardzo aktywna była zwłaszcza dwójka pomocników Marcin Radzewicz - Wojciech Gontarewicz, od której rozpoczynała się większość ataków gospodarzy. To właśnie po akcji tego duetu podopieczni Józefa Dankowskiego już w 9. minucie zdobyli prowadzenie. Gontarewicz wykorzystał dokładne podanie Radzewicza i bez problemów pokonał bramkarza Odry. Na 2:0 kilkanaście minut później podwyższył Maciej Szmatiuk. Kolejny gol dla gospodarzy to efekt popisu Radzewicza. Pomocnik Piasta, niczym slalomowe tyczki, minął czterech piłkarzy Odry i strzelił na bramkę gości. Maciej Feć zdołał wprawdzie obronić jego strzał, ale do odbitej piłki dopadł Gontarewicz i wpakował ją do pustej bramki. - To moje pierwsze bramki tej wiosny. Pierwszą strzeliłem po dokładnym podaniu Marcina. Druga to też jego popis. Moim głównym zadaniem nie jest jednak strzelanie goli. Gram dla zespołu. Najważniejsze, że wygrywamy - cieszył się 24-letni Gontarewicz.
Kiedy wydawało się, że kolejne gole dla Piasta są tylko kwestią czasu, osłabieni kadrowo opolanie zdobyli w końcówce pierwszej części aż dwa gole! Najpierw Jacka Gorczycę pokonał Krystian Golec, a chwilę później Piotr Sobotta. - Wysokie prowadzenie spowodowało rozluźnienie w naszych szeregach. Zawodnicy czekali na gwizdek. Dwa proste błędy doprowadziły do tego, że w drugiej połowie trzeba było się sporo namęczyć, by wygrać - mówił Dankowski.
W drugiej części gospodarzom nie było już tak łatwo. Grali nerwowo, a sytuacji sam na sam z bramkarzem Odry nie wykorzystali Piotr Uss i Rafał Andraszak. - Zagraliśmy dziś w eksperymentalnym ustawieniu w defensywie. Nie mogłem skorzystać z dwóch podstawowych zawodników [Tomasz Lisiński i Tomasz Jagieniak - przyp. red.]. To było widoczne, szczególnie w pierwszej połowie. Proste błędy spowodowały, że straciliśmy trzy gole. Udało się wprawdzie doprowadzić do wyniku 2:3, ale to było wszystko, na co w tym dniu było nas stać - mówił Dariusz Kaniuka, trener Odry. - Piłkarze Odry pokazali, że potrafią grać w piłkę. Cieszę się, że mamy ten mecz już za sobą i że dopisaliśmy do naszego konta kolejne trzy punkty - wzdychał tylko trener Dankowski.
Piast Gliwice 3 (3)
Odra/Unia Opole 2 (2)
Strzelcy
Piast: 1:0 Gontarewicz (9.), 2:0 Szmatiuk (26.), 3:0 Gontarewicz (34.).
Odra/Unia: 3:1 Golec (45.), 3:2 Sobotta (45.).
Piast: Gorczyca - Sala, Bodzioch, Szeja (55. Wiśniewski), Szmatiuk - Czekański (85. Lorens), Gontarewicz, Kryger (88. Kolasiński), Radzewicz - Andraszak, Uss (55. Żbikowski).
Odra/Unia: Feć - Drąg, Jacek (46. Ganowicz), Mika (46. Kielanowski) - Tracz, Golec, Rogowski, Rychlewicz (70. Gnoiński), Berbelicki (46. Babik) - Żymańczyk, Sobotta.
Pozostali przyjaciółmi
W Sosnowcu ponad 5 tys. kibiców obejrzało na Stadionie Ludowym mecz wicelidera z trzecim w tabeli zespołem z Zielonej Góry. Strzałów było jak na lekarstwo, gola ani jednego, za to emocji i kartek nie brakowało.
Trenerzy obu zespołów są dobrymi znajomymi. Krzysztof Tochel i Marek Czerniawski razem grali w trzecioligowym francuskim Argentan. - Co będzie, jak padnie wynik 0:0? - pytał przed meczem Tochela Czerniawski. - Pozostajemy przyjaciółmi - już po meczu odpowiedział trener Zagłębia.
Pierwsza połowa była wyrównana. Do sosnowiczan należał pierwszy kwadrans, potem jednak gra się wyrównała: przyjezdni też atakowali i stwarzali groźne sytuacje. Gospodarze grali nieskutecznie, zwłaszcza Karol Stawecki chyba długo się będzie zastanawiał, w jaki sposób mógł spudłować w 28. min, gdy zamiast do pustej bramki, skierował piłkę głową obok słupka. Podobną okazję zmarnował tuż przed przerwą pomocnik gości Tomasz Malinowski, który mógł strzelać głowa z kilku metrów w każdy róg, ale trafił w bramkarza Zagłębia.
Po przerwie emocji nie brakowało głównie za sprawą arbitra. Sędzia Marcin Roguski z Warszawy nie miał w sobotę najlepszego dnia - wlepił piłkarzom obu zespołów aż 11 żółtych kartek, czasami za dość lekkie przewinienia, innym razem natomiast nie dostrzegał brutalnych fauli. Arbiter chyba się pomylił w 65. min, gdy piłka w polu karnym trafiła w rękę jednego z zielonogórzan. Słusznie natomiast ukarał czerwoną kartką Mariusza Ujka, który owego karnego domagał się wulgarnymi odzywkami. - Piłkarz zostanie ukarany, bo w bezmyślny sposób osłabił drużynę. Ujek jednocześnie sam skreślił się z listy zawodników, z którymi chcę pracować w przyszłym sezonie - skomentował trener Tochel.
Mimo osłabienia sosnowiczanie wciąż atakowali i mecz mogli wygrać. W 77. min Tomasz Łuczywek z rzutu wolnego z ponad trzydziestu metrów strzelił nad poprzeczką, zaś sekundy przed końcem Tomasz Twardawa w zamieszaniu na polu karnym z dwóch metrów strzelił prosto w ręce bramkarza. Sosnowiczanie, mimo straty punktów, nadal zapowiadają walkę o awans. - Nie poddajemy się. Ten mecz dodatkowo nas zmobilizował - mówił pomocnik Twardawa.
Po spotkaniu trener gości Czerniawski obiecał swemu przyjacielowi z Sosnowca, że z Gliwic jego zespół spróbuje wywieźć punkty. - Tanio tam skóry nie sprzedamy - mówił Czerniawski.
Piotr Płatek
Zagłębie Sosnowiec 0
Lech Sulma Zielona Góra 0
Zagłębie: Kurdziel Ż - Koster (68. Pikuta Ż), Drzymont, Treściński, Antczak (87. Stemplewski) - Rak Ż, Twardawa, Łuczywek Ż, Wurzel (61. Stolpa) - Ujek CZ, Stawecki (46. Bogacz)
Lech Sulma: Kitowicz - Olejnik Ż, Winograd, Adamczak - Jarymowicz, Pochylski Ż (74. Juszkiewicz), Malinowski Ż, P. Czerniawski Ż (74. Kroczek), Iwanowski (90. Domagała) - Bugaj Ż, Wysocki Ż (70. Bandosz)
Gdzie ten sędzia?
Mecz w Katowicach zaczął się od sporego opóźnienia, zamiast o godzinie 11, piłkarze rozpoczęli grę trzy kwadranse później. Wszystko przez sędziego z Warszawy, który myślał, że mecz zaplanowano na godzinę 16. Miejscowi szybko wyszukali sędziego w okolicy - w roli głównego arbitra zadebiutował w ten sposób w trzeciej lidze Andrzej Mrowiec, który dotychczas na tym szczeblu sędziował na linii. Awaryjnie sprowadzony arbiter wysłuchać musiał potem narzekań gospodarzy. Twierdzili oni, że nie podyktował dwóch należących im się jedenastek, gdy piłka w polu karnym trafiała w ręce piłkarzy z Myszkowa - najpierw w Piotra Wysockiego, a potem w Krzysztofa Kłossowskiego.
Gospodarze grali w sobotę bardzo nieskutecznie. Nawet w najlepszych sytuacjach strzelali albo obok bramki, albo też prosto w ręce bramkarza. Najlepsze okazje zmarnowali Sebastian Orlik, po którego strzale w 49. minucie piłka trafiła w słupek, oraz Piotr Nikodem, gdy w samej końcówce po jego uderzeniu Tomasz Stańczyk odruchowo wybił piłkę.
Goście grali dużo skuteczniej. Wszystkie trzy gole myszkowianie zdobyli po przerwie. Niedługo po wznowieniu gry Dawid Kurzaczek, były zawodnik rezerw chorzowskiego Ruchu, strzałem lewą nogą zdobył prowadzenie. Dwie następne bramki to zasługa Sylwestra Kulawika - w 80. min pokonał Arkadiusza Czmoka wysokim lobem, zaś tuż przed końcem strzałem z kąta ustalił wynik. - Gdy kontuzji doznał nasz grający trener Krzysztof Kołaczyk, z konieczności zagrałem jako stoper. W końcówce zdobyłem się jednak na odwagę, poszedłem do przodu i zdobyłem dwa gole - cieszył się po meczu Kulawik.
- Należały nam się dwa rzuty karne. Trzeba też dodać, że wyraźnie naszym piłkarzom brakowało szczęścia i skuteczności - stwierdził po meczu Marian Markiewicz, który w tym meczu zastępował nieobecnego z powodów osobistych pierwszego trenera katowiczan Jerzego Wijasa.
Górnik MK Katowice 0 (0)
MKS Myszków 3 (0)
Strzelcy
0:1 Kurzaczek (48.), 0:2 Kulawik (80.), 0:3 Kulawik (90.).
Składy
Górnik MK: Czmok - Czyżo, Skrzypiec Ż, Kania, Stemplewski - Bryła (60. Stoch), Krasiński, Baucz Ż, Waluś - Orlik, Nikodem Ż
Myszków: Stańczyk - Jarosz, Kulawik, Majchrzak, Wysocki Ż - Stefański, Krawczyk (74. Fajer), Koegler, Kurzaczek Ż - Potok Ż, Sazonowicz (26. Kłossowski Ż)
Remis w dziesiątkę
Przed przerwą w rozgrywanym w Świebodzinie meczu dwóch drużyn walczących utrzymanie lepsi byli piłkarze Carbo. Gliwiczanie grali dokładniej i mieli więcej pomysłów na rozegranie akcji. Ospałość miejscowych goście wykorzystali w 22. min: Adam Piechocki ze środka boiska podał piłkę na prawą stronę do Fryderyka Wolnego. Ten zdecydował się na indywidualną akcję, wpadł na pole karne i przy biernej postawie obrońców Pogoni uderzył, a piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki.
Później na boisku niewiele się działo. Gospodarze tylko dwa razy zbliżyli się do bramki przyjezdnych. Gliwickiego bramkarza próbowali zaskoczyć Adam Kopyść i Sławomir Kułyk. Po strzale tego pierwszego dobrze interweniował Andrzej Jarkiewicz, zaś w drugiej sytuacji po uderzeniu Kułyka piłka przeleciała nad poprzeczką.
W 62. min gliwiczanie stracili kapitana zespołu Dariusza Kałużę, który za dyskusje z sędzią dostał dwie żółte kartki, a w konsekwencji czerwoną. Od tego momentu przeważali gospodarze, którzy znacznie poprawili grę w środku pola. To zasługa przede wszystkim wprowadzonego po przerwie Rafała Zycha, który raz za razem inicjował groźne akcje. To właśnie "Zyniu" zdobył wyrównującą bramkę. Akcję rozpoczął Paweł Posmyk, który wrzucił piłkę na pole karne do Sławomira Kułyka. Ten wycofał ją do Rafała Zycha, który popisał się kapitalnym uderzeniem z 20 metrów. Później gospodarze byli bardzo blisko strzelenia zwycięskiego gola, ale zmarnowali wiele doskonałych sytuacji. Najbliżsi szczęścia byli Radosław Flejterski i Rafał Zych. Jednak po ich uderzeniach piłka za każdym razem przelatywała obok bramki.
CeKon
Pogoń Świebodzin 1 (0)
Carbo Gliwice 1 (1)
Strzelcy
Pogoń: 1:1 Zych (74.)
Carbo: 0:1 Wolny (22.)
Składy
Pogoń: Stasiak - Sankiewicz (82. Zajączkowski), Zieziula, Andrzejkowicz, Kopyść, Flejterski, Posmyk, Iskrzak Ż (64. Ruminkiewicz), Puchacz, Kułyk (87. Oczkowski), Piosik Ż (46. Zych)
Carbo: Jarkiewicz - Wiewióra, Kałuża Ż CZ, Wawrzyński, Wujek Ż - Brehmer Ż, Kędziora Ż, Bąk (77. min Guła), Pawlik - Wolny (69. Międzik), Piechocki (59. Adamczyk)
Kolejny pogrom
Drugą z rzędu wysoką porażkę ponieśli piłkarze Skalnika Gracze. Po przegranej w Opolu 0:5, teraz na boisku w Graczach rozgromił ich Rozwój Katowice.
- Chyba przed meczem zbytnio wierzyliśmy w to, że na własnym boisku jesteśmy mocni - mówił po spotkaniu pomocnik gospodarzy Wojciech Burzyński. Rozwój sprowadził jednak Skalnika na ziemię. Tylko początek meczu był wyrównany. - Było trochę nerwowo, bo rywale dobrze zaczęli. Po strzeleniu dwóch bramek wiedziałem już jednak, że kolejne będą tylko kwestią czasu - zaznaczył trener Rozwoju Dariusz Fornalak.
A bramki były jedna ładniejsza od drugiej. Szczególnej urody były te zdobyte przez Grzegorza Rajmana strzałami lewą nogą spoza pola karnego.
ms
Skalnik Gracze 1 (0)
Rozwój Katowice 6 (3)
Strzelcy
Skalnik: 1:6 Z. Bąk (87.).
Rozwój: 0:1 K. Buffi (15.), 0:2 Folga (25.), 0:3 Rajman (40.), 0:4 Wilk (46.), 0:5 Rajman (47.), 0:6 Kwiatkowski (71.)
Skalnik: G. Bąk - Szczepańczyk Ż, P. Matkowski, Krzywy, A. Matkowski, Burzyński (58. Micun), Z. Bąk, Majewski (70. Jędra), Jankowski, Maciejewski, Wolański
Rozwój: Kolonko - Will (59. Tomczyk), Lis, Witek, Szczygieł - Wróbel, Olczak, Mogilan (78. Derek), Rajman - K. Buffi (54. Kwiatkowski), Folga
Nieudana pogoń Grunwaldu
W wyjściowej jedenastce gospodarzy zabrakło kilku do tej pory podstawowych zawodników. W ich miejsce pojawili się gracze młodzi i ostatni przed tą kolejką zespół wygrał pierwszy mecz w rundzie wiosennej z broniącym się przed spadkiem Grunwaldem, dla którego był to szósty kolejny mecz bez zwycięstwa.
Duży wpływ na przebieg spotkania miała sytuacja z 4. min. Po dośrodkowaniu Andrzeja Hebdy jeden z obrońców gości zagrał w polu karnym ręką i sędzia podyktował rzut karny. Piotr Wędzonka bez problemu zamienił jedenastkę na bramkę. Po zdobyciu gola gospodarze cofnęli się na własną połowę, zagęścili pole gry i wyczekiwali szans na wyprowadzanie kontrataków. I już w 18. min ta taktyka przyniosła drugiego gola. Po rajdzie przez pół boiska do siatki trafił Mariusz Piosna. W końcówce pierwszej połowy Grunwald uzyskał zdecydowaną przewagę. Świetnie jednak w bramce spisywał się Maciej Kijewski. Po strzałach Sebastiana Gielzy z dwóch metrów i Tomasza Kasprzyka z pięciu metrów tylko w sobie wiadomy sposób bramkarz Nysy zdołał wybić piłkę.
Po przerwie Grunwald rzucił się do ataków, ale trzeciego gola zdobyła Nysa. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego najszybciej do piłki doszedł Bogdan Szczęsny i strzałem głową zdobył trzeciego gola. Goście, mimo że przegrywali 0:3, nadal atakowali i próbowali doprowadzić do remisu. Niewiele brakowało, a to by im się udało. Najpierw do siatki trafił Szymon Łuszczek, a po rzucie karnym i skutecznym strzale Adama Dudy na niecały kwadrans przed końcem było już tylko 3:2. Goście nie byli już jednak w stanie zdobyć trzeciego gola.
dk
Nysa Zgorzelec 3 (2)
Grunwald Ruda Śl. 2 (0)
Strzelcy bramek
Nysa: 1:0 Wędzonka (4., karny), 2:0 Piosna (18.), 3:0 Szczęsny (50.)
Grunwald: 3:1 Łuszczek (70.), 3:2 A. Duda (78., karny)
Nysa: Kijewski - Jabłoński (22. Cielewicz), Kurman, Wędzonka, Jaworski (60. Stachyra), J. Matusewicz, Hebda, Szczęsny, Piosna (85. P. Mazur), K. Mazur (60. Dzwończyk), Łagiewka
Grunwald: Różanka (73. Janosz) - T. Szpoton, Jurczyk, A. Duda, F. Duda - Świętek (79. Szczygieł), Dragan (63. Łuszczek), Karcz, Kasprzyk - Gielza, Przybyła
Złapali wiatr w żagle
Włókniarz nie gra już o nic. Polonia walczy o utrzymanie. W tym kontekście porażka kietrzan na własnym boisku wcale nie jest niespodzianką.
W meczu z bytomianami gospodarze prowadzili już dwoma bramkami. Obie z rzutów karnych zdobył Grzegorz Pilch. Najpierw faulowany był Tomasz Sosna, a przy drugiej jedenastce Artur Rozmus. - Chłopcy prowadząc dwoma bramkami, uwierzyli już w zwycięstwo i się rozluźnili - zaznaczał kierownik drużyny Włókniarza Dariusz Gnot. Przyniosło to fatalne skutki. Marek Hanzel sfaulował Sebastiana Juroka i doświadczony Dariusz Okoń z rzutu karnego zdobył kontaktową bramkę. Po niej poloniści złapali wiatr w żagle. Osiągnęli znaczną przewagę, a jej efektem były bramki zdobyte przez Grzegorza Gadzińskiego i Daniela Gacka. Gospodarze rzucili się jeszcze do odrabiania strat, ale na przeszkodzie stanął im były bramkarz Włókniarza Grzegorz Żmija, który był najlepszym zawodnikiem tego spotkania. - Pokazaliśmy dzisiaj charakter. Mam nadzieję, że te trzy punkt pomogą nam utrzymać się w lidze - powiedział po meczu doświadczony obrońca Polonii Robert Razakowski.
ms
Włókniarz Kietrz 2 (1)
Polonia Bytom 3 (0)
Strzelcy bramek:
Włókniarz: 1:0 Pilch (15., karny), 2:0 Pilch (47., karny)
Polonia: 2:1 Okoń (68., karny), 2:2 Gadziński (70.), 2:3 Gacek (76.)
Włókniarz: Hołda - Broniewicz, Hanzel, Piwowar (71. Kożuchowski), Wojdyła, Trzeciak, Sosna (52. Drożdż), Jasiński, Szary (61. Makarski), Pilch (74. Kowalczyk), Rozmus
Polonia: Żmija - Świder, Razakowski, Zajas - Kmieć (32. Cieniawski), Lasyk (55. Okoń), Gacek Ż, Kapinos, Gadziński, Mużyłowski - Kapinos, Loch (46. Jurok)
Promień Żary 1 (1)
Miedź Legnica 4 (3)
Strzelcy bramek:
Promień: 1:2 Tychowski (21.)
Miedź: 0:1 Kupis (6.), 0:2 Murdza (18.), 1:3 Robak (35.), 1:4 Murdza (82.).