Warszawianka - Vive Kielce 34:36 (16:19). W piątek w Kielcach wielki mecz. Vive gra z Wisłą Płock o mistrza Polski

Kalkulacji nie było: Vive musiało wygrać w Warszawie, żeby grać z Wisłą o mistrzostwo. Na potknięcie kielczan czekano w Płocku. Po raz drugi z rzędu mecz Vive obserwował szef sekcji piłki ręcznej w Wiśle Marek Woliński.

Kielczanie rozpoczęli bardzo skoncentrowani. Może za bardzo, bo gospodarze szybko prowadzili 3:1. Vive przydał się jednak doping kieleckiej widowni - grubo ponad 100 kibiców w hali Warszawianki stworzyło świetną atmosferę. Stołeczny zespół od początku wysoko pilnował Filipa Kliszczyka i Karola Bieleckiego. Temu drugiemu to nie przeszkadzało i na początku regularnie pokonywał Marcina Wicharego. W 6. minucie Paweł Sieczka, który jeszcze w piątek wieczorem brał zabiegi na kontuzjowane kolano, doprowadził do remisu 4:4, a Kliszczyk z kontry wyprowadził Vive na pierwsze prowadzenie 5:4.

Mecz był bardzo dobry i zacięty. Obie drużyny gorzej broniły, ale w ataku były bardzo skuteczne. Warszawianka świetnie kontrowała. Brylowali w tym Piotr Obrusiewicz oraz Leszek Starczan i po ich golach gospodarze w 11. min prowadzili 9:5. Gościom pomógł czas wzięty przez Aleksandra Malinowskiego. Na środku rozegrania stanął Aleksander Litowski, w bramce kilka udanych interwencji miał Rafał Bernacki. W 14. po kolejnym golu bardzo dobrze grającego Kliszczyka było tylko 9:8, ale kielczanie nie wykorzystali kolejnych szans na remis. Za to Warszawianka wykorzystała to, że gra w przewadze - w 17. min Starczan podwyższył na 12:8. Później jednak dwóch graczy gospodarzy siadło na ławce kar i szybko zrobiło się 12:12 - Robert Nowakowski świetnie kontrował, a Bielecki atomowym rzutem z 11. metra nie dał szans Wicharemu. Zastępujący chorego Jacka Zglinickiego Jarosław Cieślikowski wziął czas. Za Wicharego wszedł Sebastian Suchowicz, ale niewiele to dało. Także on nie był w stanie powstrzymać świetnego Bieleckiego. Nieco pomogło dopiero indywidualne pilnowanie go przez Bartłomieja Peplińskiego. Znów rewelacyjne interwencje miał Bernacki. Gospodarze powoli opadali z sił i mieli problemy z rozgrywaniem piłki. Do tego znów dwóch graczy Warszawianki dostało dwuminutowe kary. Takiej okazji kielczanie nie przepuścili i od stanu 15:15 rzucili cztery gole z rzędu. Mogło być jeszcze lepiej, ale tuż przed przerwą Vive popełniło kilka błędów.

Niestety, tę przewagę na początku drugiej połowy kielczanie szybko stracili, choć Warszawianka nie doprowadziła do remisu. Mecz był coraz bardziej zacięty. Cios za cios - takie spotkania rzadko zdarzają się w naszej ekstraklasie. Do tego obie drużyny były bardzo skuteczne (Warszawianka - 70 procent, Vive - 69). Kielczanie cały czas prowadzili jednym, dwoma golami. Dopiero w 44. min było dla nich 27:24, a w 47.- 29:25. Obrońcy Warszawianki nie mogli upilnować Bieleckiego, świetny pojedynek rozgrywał Kliszczyk (obaj po 65 procent skuteczności), Litowski często indywidualnie atakował, a Radosław Wasiak, jeśli już dostał piłkę, nie mylił się (pięć rzutów, pięć goli). W ważnych momentach jak w transie bronił Bernacki. Jedynie Andrzej Bystram miał słabszy dzień. W Warszawiance, oprócz skrzydłowych, dobrze grał na kole Andrzej Korus, chwilami z dobrej strony pokazywali się Michał Matysik i Adrian Anuszewski. Mimo to trzy i pół minuty przed końcem było 35:32 dla Vive. Dwa kolejne gola zdobyli jednak gospodarze i Malinowski poprosił o czas. Po nim Wichary obronił strzał Kliszczyka i na półtorej minuty przed końcem gospodarze przy stanie 34:35 mieli piłkę. Kapitalnie zachował się wtedy Litowski. Wytrącił piłkę Aleksandrowi Kosiakowi, a Starczan za faul na kontrującym Piotrze Grabarczyku otrzymał dwie minuty kary.

Pięćdziesiąt sekund przed końcem kielczanie zamarli, gdy Bielecki źle podał do Bystrama. Wichary już poza polem bramkowym wybił jednak piłkę i Vive nadał atakowało. Trzydzieści pięć sekund przed końcem warszawski bramkarz nie był w stanie obronić rzutu Bieleckiego. Było pewne, że kielczanie wygrają. Jeszcze tylko Bernacki wyszedł obronną ręką z sytuacji sam na sam z Łukaszem Czertowiczem i goście mogli odtańczyć taniec radości. Kieleccy działacze padali sobie w objęcia, a kibice fetowali zwycięstwo.

- Bałem się, że coś się stanie w tych ostatnich sekundach... - powiedział Malinowski. - Kielczanie przechodzili ciężkie chwile, ale dawno nie widziałem, żeby Warszawianka tak walczyła - dodał Bogdan Zajączkowski, trener kadry narodowej.

WARSZAWIANKA - VIVE KIELCE 34:36 (16:19)

Warszawianka: Wichary, Suchowicz - Obrusiewicz 10 (4), Matysik 8, Starczan 6, Anuszewski 4, Korus 4, Kosiak 2, Pepliński, Czertowicz. Vive: Bernacki, Tkaczyk - Bielecki 11 (1), Kliszczyk 10, Wasiak 5, Nowakowski 4, Litowski 3, Bystram 2, P. Sieczka 1, Grabarczyk, J. Sieczka. Sędziowali: Jan Chodysz (Koszalin) i Zbigniew Tarczykowski (Szczecin). Kary: 14 i 10 minut. Widzów: ok. 300.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.